Piotr Lisek ma na swoim koncie wicemistrzostwo świata w skoku o tyczce i dwa brązowe medale czempionatu na otwartym stadionie. Niespełna 30-letni zawodnik sięgał także po krążki imprez organizowanych w halach, a od 2019 roku jest rekordzistą Polski w swojej dyscyplinie (6,02 m). Przed lekkoatletą kolejne wyzwania, ponieważ już w połowie lipca rozpoczną się mistrzostwa świata w Eugene i Portland, gdzie głównym faworytem do złota będzie Armand Duplantis.
Katarzyna Gurmińska, „Wprost”: Na początku roku zaliczyłeś „falstart”, bo nie udało się wywalczyć minimum na halowe mistrzostwa świata. Wyciągnąłeś już wnioski z tego potknięcia?
Piotr Lisek: Już dawno o tym zapomniałem. To był dla mnie dziwny i trudny okres. Forma była, wszystko wydawało się teoretycznie w porządku, ale nie było wysokości. Na mistrzostwa wprawdzie mogłem pojechać, bo miałem minimum z ubiegłego roku, ale nie chciałem być „jednym z” tylko tym, który walczy o medale. Dlatego też postanowiłem odpocząć, by dobrze przygotować się do sezonu letniego.