Jerzy Engel dla „Wprost”: Ja się z koncepcją „powołań na zachętę” zupełnie nie zgadzam

Jerzy Engel dla „Wprost”: Ja się z koncepcją „powołań na zachętę” zupełnie nie zgadzam

Jerzy Engel
Jerzy Engel Źródło: Newspix.pl / Piotr Kucza
Nie milkną echa czwartkowych powołań piłkarzy do reprezentacji Polski na piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze. Mocno komentowane są nie tylko konkretne nazwiska zawodników szerokiej kadry, ale także sam fakt, że jest ich aż 47, choć na mundial można zabrać tylko 26. O decyzjach Czesława Michniewicza rozmawiamy z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski – Jerzym Engelem.

Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Zdziwiło pana, że Czesław Michniewicz powołał aż tak szeroką kadrę? Bo wcześniej miał plan, by wśród jego wybrańców było maksymalnie 40 nazwisk.

Jerzy Engel: Każdy z nas selekcjonerów, próbował w trakcie pracy z reprezentacją, w meczach eliminacyjnych i towarzyskich, grupę około 50-ciu piłkarzy. I to jest naturalne i normalne. Natomiast po to były te spotkania, żeby kandydatów do drużyny sprawdzić, żeby dokonać selekcji. I już nie robić im później przykrości, że połowę z nich musisz skreślić na ostatniej prostej, jak to trzeba będzie zrobić teraz.

Z listy, którą wczoraj ogłosił trener, nie pojedzie do Kataru aż 21 graczy. To dużo, prawie połowa. A ja sam pamiętam, że gdy się nie powoła nawet jednego, tylko czy dwóch piłkarzy, robi się problem. Zawodnikom jest przykro, zaczyna się ogólnonarodowa debata w mediach, dyskutują kibice, jest trochę fermentu.

Więc mi się wydaje, że powołanie aż 47 kandydatów na mundial nie było potrzebne. Tym bardziej że każdy selekcjoner tak naprawdę wie, na kogo może liczyć, każdy ten trzon drużyny ma w głowie. I Czesław Michniewicz też pewnie ten pomysł na podstawowy skład – na miesiąc przed mundialem – ma już wybrany.

Trenerowi reprezentacji pewnie chodziło o to, żeby – już poprzez sam fakt nominacji – dowartościować kilku piłkarzy, zachęcić ich do dalszej pracy, wysyłając im taki sygnał, że są obserwowani przez sztab kadry. Michniewicz powiedział, że np. Patryk Dziczek z Piasta Gliwice potrzebował impulsu do tego, by się nie poddawać i po zawirowaniach zdrowotnych walczyć o powrót do dawnej formy. Co pan myśli o takiej formie motywacji, o wysyłaniu powołań na zachętę?

to nie jest zespół, którego zadaniem jest wysłanie impulsów do kogokolwiek. Kadra to jest drużyna najlepszych piłkarzy kraju, którzy są w dobrej formie. I tylko takich się do niej powołuje. Jeśli myśli się o sukcesie to się bierze tych, którzy dają na osiągnięcie sukcesu nadzieję. Zawodników gotowych, a nie tych, którym dopiero trzeba wysyłać impulsy. Ja się z taką koncepcją „powołań na zachętę” zupełnie nie zgadzam.

Po ogłoszeniu nominacji pojawiły się komentarze, że kilku powołanych piłkarzy dawno nie miało dobrego meczu. Dariusz Dziekanowski, były napastnik reprezentacji, powiedział nawet, że powołani zostali wszyscy, którym w ostatnich miesiącach udało się dwa razy prosto kopnąć piłkę. To dość mocna krytyka Michniewicza.

Jeśli powołuje się niemal 50 zawodników, to można odnieść wrażenie, że tak naprawdę każdy piłkarz może dostać powołanie. A tak przecież nie jest. Gra w reprezentacji to prestiż i zaszczyt, ale też duże wymagania. Nie wszyscy są w stanie je spełnić. Jeśli się nie ma pewności czy dany zawodnik sobie poradzi w kadrze, to się go sprawdza w meczach czy nawet na treningach kadry. Albo ogrywa w młodzieżówce. Pierwsza reprezentacja nie jest od tego.