Stefano Lavarini dla „Wprost”: Reprezentacja to nie elitarny krąg. Na występy pracuje się tu każdego dnia

Stefano Lavarini dla „Wprost”: Reprezentacja to nie elitarny krąg. Na występy pracuje się tu każdego dnia

Stefano Lavarini
Stefano Lavarini Źródło: Newspix.pl / Paweł Piotrowski
W ubiegłym roku reprezentacja Polski siatkarek znalazła się w najlepszej ósemce mistrzostw świata. Był to zarazem pierwszy sezon pracy Stefano Lavariniego w roli selekcjonera Biało-Czerwonych. Włoch staje teraz przed kolejnymi wyzwaniami, z których najtrudniejszym wydaje się być walka o wyjazd na igrzyska. „Ten zespół stać na wiele” – mówi trener kadry w specjalnej rozmowie dla „Wprost”.

Co dał mu poprzedni sezon reprezentacyjny? Dlaczego nie będzie pracował już w Novarze? Czego należy oczekiwać podczas Ligi Narodów i czemu Daniele Santarelli jest jednocześnie Cristiano Ronaldo i Lionelem Messim? Selekcjoner polskiej kadry wspomina początki pracy nad Wisłą, jak również przedstawia plan na najbliższą przyszłość.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Co pana jeszcze zadziwia, jeśli chodzi o pracę w Polsce?

Stefano Lavarini: Dawniej nie znałem dobrze Polski. Moja wiedza opierała się na tym, co oglądałem w telewizji. Już wtedy widziałem dużą pasję do sportu. Po roku pracy i poznaniu tego środowiska na żywo, mogę powiedzieć, że jestem jeszcze bardziej zaskoczony – oczywiście pozytywnie. Polacy kochają bardzo sport i drużyny narodowe.

Miał pan czas na odpoczynek po sezonie klubowym?

Szczerze? Niezupełnie. Przyjechałem do rodzinnej Omegni. Na drugi dzień poczułem się słabo i zrobiłem test na Covid. Na wszelki wypadek wróciłem do Novary, aby nie narażać bliskich. Wynik okazał się pozytywny. Spędziłem osiem dni w kwarantannie. Jeżeli można określić to mianem odpoczynku, to tak – znalazła się okazja (śmiech).

W czwartek rano zespół z Novary ogłosił rozwiązanie kontraktu z panem. To była wspólna decyzja?

Nie chcę dużo na ten temat mówić, bo znajdujemy się na zgrupowaniu reprezentacji. Moja praca klubowa nie powinna przysłaniać tematów związanych z kadrą. Novara podjęła pewne decyzje, które mi nie pasowały, ale do których jako klub miała pełne prawo. W związku z tym zaproponowałem rozwiązanie kontraktu obowiązującego jeszcze na następny sezon. Władze zespołu przystały na propozycję, więc rozstaliśmy się w porozumieniu.

To w takim razie porozmawiajmy o reprezentacji. Coś się zmieniło względem poprzedniego roku?

Rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy – jedna pozytywna, druga negatywna. Na plus mogę wskazać to, że od pierwszego dnia towarzyszy nam świetne zgranie. Nie ma problemów w komunikacji na linii zawodniczki-sztab szkoleniowy, panuje dobra atmosfera. Widzę, że dziewczyny czują, że kadra to miejsce, w którym chcą być. Nie chodzi tu tylko o występy w meczach i na wielkich turniejach. One chcą być w reprezentacji również w wymiarze pozaboiskowym. Każdy zdaje sobie sprawę, po co tu jesteśmy. Z pewnością dużo pomógł poprzedni sezon. Mieliśmy wtedy na początku sporo problemów. Poznawaliśmy się, więc potrzebowaliśmy czasu na znalezienie dobrego połączenia. Teraz nie zaczynamy od zera, tylko od tego, co wypracowaliśmy w ubiegłym roku. To znacznie ułatwia pracę i czyni pobyt w reprezentacji jeszcze lepszym.

Jeśli chodzi o negatywną rzecz, to martwią mnie problemy zdrowotne siatkarek. Wiele z nich przyjechało na zgrupowanie z mniejszymi bądź większymi urazami i innymi dolegliwościami. To mocno wpływa na nasze przygotowania, bo nie każdy jest gotowy na pracę z pełnym obciążeniem.

To wskutek przeładowanego kalendarza klubowego?

Każde słowo, które powiem w tym kontekście, może zostać nieprawidłowo odebrane. Każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Potrzebna jest odpowiednia wiedza i zrozumienie przypadku pojedynczej zawodniczki. Jako że nie mam takiej wiedzy, nie chciałbym wypowiadać niepewnych opinii. Oczywiście, kalendarz klubowy jest wymagający. Ale z natężeniem spotkań muszą mierzyć się wszystkie kraje. W mojej opinii wszyscy powinniśmy zwrócić uwagę, skąd się to bierze i co można zrobić, aby zapobiec przemęczeniu zawodniczek.

Czy zawodniczki potrzebują czasu, aby znów oswoić się z pańskim systemem pracy? Nie jest tajemnicą, że podczas jednostek treningowych zwraca pan uwagę na jakość i intensywność ćwiczeń, a nie na ilość. Reprezentantki, z którymi rozmawiałem, mówiły, że pańskie zajęcia są inne względem tych prowadzonych przez kolegów po fachu.

Myślę, że od początku zgrupowania nie mamy problemów ze zrozumieniem tego, nad czym pracujemy i po co wykonujemy dane rzeczy. To, co powinniśmy robić, to wykorzystać jak najlepiej wspólnie przepracowany czas, aby nie stracić lekcji z przeszłości. Nasze doświadczenia mogą pomóc w rozwoju zespołu i osiągnięcia jeszcze lepszych wyników.

Miał pan czas, by w trakcie sezonu klubowego oglądać mecze Tauron Ligi?

Będę szczery, oglądałem wiele spotkań, ale z odtworzenia. Szczególnie w drugiej połowie sezonu śledziłem mocno poczynania w Polsce. Miało to związek z decyzjami, które musiałem podjąć, jeśli chodzi o powołania. Na całe szczęście miałem świetny kontakt ze sztabem szkoleniowym, który przecież jest mocno związany z Tauron Ligą. Każdy z członków zawodowo pracuje w którymś z klubów. Na bieżąco otrzymałem spostrzeżenia dotyczące zawodniczek.

Podoba się panu poziom rozgrywek?

Z pewnością to konkurencyjna liga w skali Europy. Nie mam wystarczająco wiedzy, by zagłębiać się w jakieś mocne analizy. Są rozgrywki stojące na wyższym poziomie, ale Tauron Liga daje siatkarkom szansę do rozwoju. Inną kwestią jest to, czy dziewczyny korzystają z tej okazji.

Czego nauczył pana sezon reprezentacyjny 2022?

(Lavarini uśmiecha się, po czym długo szuka odpowiedzi na pytanie – przyp. M.W)

Że warto jest poświęcać się w stu procentach dla marzeń. Nawet jeśli cel wydaje się z pozoru trudny, to pracując ciężko i pozostając wierny swoim ideałom, ucząc się na błędach, każdego dnia zbliżasz się do celu. Nie zawsze widzisz wymierne efekty pracy. Czasem zamiast wyniku otrzymujesz dodatkową pewność siebie albo lekcję, która pozwoli ci nie popełniać tego samego błędu w przyszłości. Poprzedni sezon jeszcze dokładniej wskazał mi drogę, jaką powinienem podążać.

Potrafi wskazać pan najtrudniejsze zadanie, które miał do wykonania?

Myślę, że najtrudniejszym zadaniem było pokazanie dziewczynom jak wiele potrafią zdziałać, jeśli chodzi o swoje umiejętności. Pokazać, że mogą się rozwinąć tak jak chcą. Że mogą marzyć o sukcesach, a później realnie powalczyć o ich spełnienie w koszulce reprezentacji Polski. Być może mamy jeszcze sporo do poprawy w tej kwestii, ale widzę, że dziewczyny wykonały ogromny krok, jeśli chodzi o świadomość swoich możliwości i umiejętności.

Ile czasu panu zajęło zdobycie pełnego zaufania od dziewczyn?

Szczerze? Nie wiem czy w ogóle ta sztuka mi się udała. Czułem, że otrzymuję duży szacunek od samego początku pracy. Nie wiem jednak na ile był on spowodowany moją pozycją lub dotychczasową karierą. Później mogłem dostrzec, że to zaufanie się zmienia. Stało się takie naturalniejsze, bo ukształtowało się poprzez wspólną pracę i przebywanie w jednym miejscu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że czuję się przy nich komfortowo i widzę, że otrzymuję z ich strony zaufanie. Na ile jest ono pełne, tego nie wiem. Niemniej z tym, co teraz mam, czuję się znakomicie i towarzyszą mi dobre przeczucia co do przyszłości.

Joanna Wołosz chwaliła atmosferę w poprzednim roku mówiąc, że kończąc sezon wiele dziewczyn wiedziało, że zaraz zatęskni za wspólną grą. Jak to wyglądało w pana przypadku, porównując Polskę do innych zagranicznych rozdziałów kariery?

Nie powiem, miałem podobnie odczucia co Asia i reszta dziewczyn. Opuszczając kadrę po mistrzostwach świata, czułem, że zżyłem się z nimi. Od początku dostrzegałem wielki szacunek do mnie z ich strony. Z biegiem miesięcy zauważyłem również zmianę atmosfery. Widziałem dużo uśmiechu i jeszcze większą motywację do pracy. Sam z czasem „zaraziłem” się podobną radością.

Pamiętam, że wspólna praca w Korei również zbliżyła nas wszystkich. Kiedy grupę ludzi łączy wspólny cel, nawiązuje się jeszcze bliższa relacja. Mimo że nie pracowałem dla mojej ojczyzny, to i tak czułem ten aspekt reprezentowania państwa na arenie międzynarodowej. Dziewczyny w kadrze były ze sobą blisko. Mocno zależało im na dumnym reprezentowaniu kraju. Tak samo było również w ubiegłym sezonie w Polsce. Tutaj być może wyglądało płynniej, bo Włochy i Polska nie są państwami odległymi geograficznie i kulturowo. Łatwo było nawiązać kontakt. Znałem wiele dziewczyn jeszcze przed pierwszym zgrupowaniem. Szybko złapaliśmy porozumienie, bo nie spotkałem się z barierą językową. Każdy w reprezentacji mówi po angielsku albo po włosku. Na początku z boku widzisz jakim uczuciem darzą grę dla kraju twoi współpracownicy i siatkarki, a z czasem sam „łapiesz” się na tym, że myślisz jak oni.

Skoro napomknęliśmy o Korei. Zaskoczyły pana problemy reprezentacji Cesara Hernandeza w ubiegłym roku?

Nie, bo wiedziałem, że kariera reprezentacyjnych weteranek na czele z Kim Yeon-koung dobiega końca. Spodziewałem się, że poziom reprezentacji przez to spadnie. Wiem, że sztab pracuje nad tym, by załagodzić ten regres jakości, ale to nie jest łatwe zadanie. Siatkówka to ważny sport w Korei. Przy tej dyscyplinie pracują tam mądrzy ludzie. Myślę, że wkrótce znajdą sposób, aby powrócić do dawnej dyspozycji. Dziś Korea nie jest na takim poziomie, na jakim była podczas igrzysk olimpijskich. Istnieje jednak możliwość, że nowa generacja zawodniczek wkrótce zastąpi pustkę po starszych koleżankach.

Gdy rozmawialiśmy w maju ubiegłego roku, powiedział mi pan: „Po przygodzie w Brazylii miałem przekonanie: „Teraz to każdy język ogarnę tak prędko”. Tylko że później trafiłem na trzy sezony do Korei, gdzie zrozumiałem może z dziesięć słów”. Jak wygląda obecnie sprawa znajomości polskiego?

Tak samo jak w przypadku koreańskiego. W sumie można powiedzieć, że język polski to taki europejski koreański (śmiech). Podobna trudność, jeśli chodzi o zrozumienie. Jestem teraz skupiony na nauce słów polskiego hymnu. Chłopaki starają się mnie tego nauczyć. Zdarza się, że z rana puszczam sobie muzykę i próbuję śpiewać, choć nie znam słów. Sztab przychodzi, uczy mnie jednego zdania, a ja… szybko zapominam. Później wychodzą sytuacje, gdy przekręcam nazwiska osób wspomnianych w hymnie albo nieoczekiwanie tworzę nowe postacie. Myślę, że kiedyś nadejdzie moment, że zapamiętam słowa całego hymnu. Nie wiem jednak czy odważę się zaśpiewać go publicznie z uwagi na szacunek do waszego kraju.

Staram się zrozumieć także praktyczne zwroty. Z dnia na dzień do głowy wchodzą mi pojedyncze słowa. Zauważyłem, że chłopaki mają ze mnie niezły ubaw, gdy próbuję mówić coś po polsku. Już po ich reakcjach dostrzegam, że mówię coś, co znaczy coś innego, niż myślałem. Trochę ich rozśmieszam swoją nieumiejętnością, ale w sumie lubię sytuacje, kiedy mogę poprawić im humor.

W kontekście obecnego sezonu najwięcej mówi się o walce o punkty do rankingu FIVB. Czy w takiej sytuacji widzi pan szansę na jakieś małe eksperymenty, jeśli chodzi o roszady w składzie?

W teorii wydaje się, że będzie o to trudno. Wspominasz o rankingu FIVB. Polska to jeden z krajów, które chyba będą najmocniej na to zwracać uwagę. Musimy być cały czas konkurencyjni. Aby tego dokonać potrzebujemy gry najmocniejszym składem. W takiej sytuacji trudno będzie dokonywać eksperymentów i dać szansę występów dziewczynom, które będą grały mniej. Nie jest mi łatwo to mówić, bo zdaję sobie sprawę, że poniekąd wyrządzamy tym sobie małą szkodę dla rozwoju zawodniczek. Reprezentacja narodowa w niektórych przypadkach jest okazją do nauki dla niedoświadczonych siatkarek. W przypadku obecnego sezonu nie będziemy mogli sobie na coś takiego pozwolić. Myślimy głównie o wynikach i tym, by prezentować się jak najlepiej. Wiadomo, że zawodniczki rozwijają się również w trakcie sezonu, z miesiąca na miesiąc.

Nie zamykamy przed nikim drzwi. Reprezentacja to nie elitarny krąg tych samych nazwisk. Wychodzę z założenia, że obecność w kadrze to z jednej strony powód do dumy, ale z drugiej duża odpowiedzialność. Jesteśmy otwarci na to, by z biegiem czasu do reprezentacji dołączyły zawodniczki, które na dziś nie prezentują pełnego potencjału, a które w pełni sił mogą podnieść poziom naszego zespołu. Również dziewczyny, które są obecnie w kadrze, wiedzą, że utrzymanie się w kadrze stanowi wyzwanie. To nie jest tak, że ktoś otrzyma powołanie i ma z góry zarezerwowane miejsce na cały sezon. Na występy w reprezentacji i utrzymanie w ścisłym gronie pracuje się każdego dnia.

Jak wygląda sytuacja siatkarek, które znalazły się na szerokiej liście powołanych, ale nie otrzymały zaproszenia na zgrupowanie?

Dziewczyny można podzielić na trzy ruchome grupy. Pierwsza to ta, która jest na zgrupowaniu, jeździ na turnieje VNL i w nich rywalizuje. Druga to zawodniczki, które pozostają w ścisłym zapleczu, tj. nie jadą na dany turniej, ale pozostają w ciągłej dyspozycji do ewentualnego dołączenia do zespołu, gdy zajdzie taka potrzeba. W ich przypadku, gdy kadra gra w turnieju, one trenują w kraju z członkami sztabu, ewentualnie dołączają do reprezentacji U21, by mieć zagwarantowaną profesjonalną opiekę. Jest jeszcze trzecia grupa. Nie możemy trenować jednocześnie tysiąca siatkarek. W tym kręgu znajdują się dziewczyny, które wiedzą, że może zdarzyć się sytuacja, że dostaną telefon z prośbą o wstawienie się na zgrupowaniu, gdy zdarzą się nieoczekiwane problemy. Te dziewczyny otrzymały indywidualne wytyczne co do zachowania dobrej formy. Chcę, by w razie potrzeby mogły szybko zaaklimatyzować się z resztą zespołu.

Zastanawiam się, czy po sytuacji z ubiegłego roku, gdy przez całą Ligę Narodów musiał pan wystawiać przyjmującą w ataku, coś jeszcze może pana zaskoczyć?

Na szczęście w tym roku federacja wprowadziła zmiany i zwiększyła liczbę zawodniczek w szerokim składzie. FIVB wzięła pod uwagę kalendarz zmagań i możliwość kontuzji. Myślę, że sytuacja z ubiegłego sezonu już się nie powtórzy. Dostałem możliwość rotowania wieloma zawodniczkami. To trochę pozbawia nas ewentualnych problemów. Dobrze, bo już nam ich wystarczy. Dziewczyny są jednak świadome, że w razie konieczności, mogą awaryjnie zostać przestawione na pozycję, która nie jest ich nominalną. Mówimy tu jednak o bardzo wymagających sytuacjach. Póki co staramy się ograniczać liczbę problemów tak bardzo jak to tylko możliwe.

Kierownik reprezentacji Szymon Szlendak w programie „7. strefa” po losowaniu grup turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk powiedział, że na naszą grupę zareagował pan dwoma niecenzuralnymi wyrazami. „Nie chcę przytaczać słów, które powiedział mi po włosku trener Lavarini” – mówił.

Nie wydaje mi się, żebym jakoś mocno zwracał uwagę na losowania grup i na to, na kogo możemy trafić, a na kogo nie. Wynika to z szacunku do każdego zespołu. Przeważnie śledzę je z prostej przyczyny. Jestem później pytany o odczucia przez dziennikarzy albo rozmawiam na ten temat z Sebastianem [Świderskim] lub innymi osobami. Nie chcę, żeby wyszło na jaw, że w ogóle się tym nie interesuję, choć w rzeczywistości naprawdę mnie to nie obchodzi (śmiech). Wiem, że to, co osiągniemy, zależy przede wszystkim od nas, a nie od tego, jaki zespół trafił do naszej grupy. Podchodzę z respektem do każdego rywala. Nie bawię się w dywagacje, który przeciwnik byłby dla nas teoretycznie lepszy. Jakkolwiek losowanie grup by się na nas nie ułożyło, to i tak trzeba szykować się na trudne wyzwanie.

Dostrzega pan jakąś reprezentację, która w ubiegłym roku nie prezentowała się dobrze, ale w nadchodzącym sezonie może stanowić spore zagrożenie?

W ubiegłym roku graliśmy solidniej niż wiele ekip, które teoretycznie znajdują się na tym samym poziomie co my. Wygrywaliśmy z Niemcami czy Kanadą, co może świadczyć, że prezentujemy się od nich lepiej. Nie będziemy mieli okazji do gry z Belgią, która pokonała nas w ubiegłym roku, ale później spadła z Ligi Narodów. Wiele ekip rozwija się w szybkim tempie. Musimy zwracać uwagę na każdego, ale przede wszystkim być najlepszą wersją reprezentacji Polski.

W światowej czołówce doszło do wielkich zmian. Pańscy koledzy po fachu, Giovanni Guidetti i Danielle Santarelli, zamienili się posadami. Pierwszy poprowadzi teraz Serbki, drugi Turczynki.

Nie jestem zdziwiony tymi rotacjami. Mogę powiedzieć, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. Myślę, że można było wyczuć, że coś w relacji Giovanniego i reprezentacji Turcji już się wypaliło. Obie strony musiały pójść inną drogą. Dani stanął przed wielkim, ale zarazem trudnym wyborem. Mógł zostać w Serbii albo pójść do Turcji. Wybrał drugą opcję. We Włoszech mówi się, że miał dwa wybory, z których żaden nie był zły. Jakkolwiek by nie postąpił, to i tak nie może mówić o regresie.

instagram

Po ćwierćfinale mistrzostw świata rozmawiając z Santarellim porównywałem z nim waszą rywalizację do tej pomiędzy Cristiano Ronaldo a Lionelem Messim w poprzedniej dekadzie. Powiedział, że nie jesteście takimi protagonistami.

Jeżeli bierzemy pod uwagę tylko trofea w ostatnim roku, to Daniele w naszej rywalizacji jest jednocześnie Ronaldo i Messim (śmiech). Na szczęście ta opinia nie stanowi jakieś wyroczni. Jestem szczęśliwy z tego jak przebiega moja kariera trenerska. Miałem okazję do częstej rywalizacji o trofea z wielkim fachowcem. Dysponowałem swoim arsenałem, a on swoim – trzeba powiedzieć, że całkiem dobrym patrząc po rezultatach. Doceniam fakt, że mogłem się z nim mierzyć, choć często z nim przegrywałem. Nie wpływa to jednak niekorzystnie na moją samoocenę. Potrafię docenić siebie jako trenera. Patrzę już na kolejne turnieje, na których będę mógł stanąć do rywalizacji z Danim czy innymi kolegami. Co ciekawe, tuż przed rozpoczęciem rozmowy wymieniałem wiadomości z Santarellim. Bardzo lubię naszą relację. Mam nadzieję, że ta nasza przyjacielska rywalizacja będzie się jeszcze długo toczyć. Liczę jednak, że wkrótce nadejdzie mój moment przewagi (śmiech).

Czego można oczekiwać od reprezentacji Polski w tym sezonie?

Wiemy, że będą to wymagające miesiące. W ubiegłym roku obudziliśmy w kadrze dobre emocje. Ruchy trenerskie zawsze powodują falowania nastrojów. Jeśli mowa o oczekiwaniach, to mam nadzieję widzieć poświęcenie, zaangażowanie i wiarę w nasze umiejętności. Chcę widzieć realną pracę w kierunku rozwoju. Pracujemy nad tym, żeby co rusz wykonywać krok za krokiem ku lepszej formie. Mamy dobre zgranie na boisku i świetną atmosferę poza nim. Chcemy przekuć to na wyniki i pokazać, że cały czas możemy być jeszcze lepsi niż do tej pory. Ten zespół stać na wiele.

Czytaj też:
Aleksander Śliwka dla „Wprost”: W tym roku szykują się małe zmiany. Sport uczy pokory
Czytaj też:
„Dołożyłem cegiełkę do rozwoju Projektu Warszawa i polskiej siatkówki. Śmieję się, że przynoszę szczęście”