Polka wróciła z piekła! Ogromna dramaturgia na korcie w Stuttgarcie

Polka wróciła z piekła! Ogromna dramaturgia na korcie w Stuttgarcie

Magdalena Fręch
Magdalena Fręch Źródło: Newspix.pl / Imago
Magdalena Fręch po ponad trzech godzinach wygrała z Sarą Errani w turnieju WTA 500 w Stuttgarcie. To był niesamowicie nerwowy i pełen emocji mecz.

Z pewnością inaczej wyobrażała sobie swoją grę w obecnym sezonie Magdalena Fręch. Łodzianka, która rok 2024 miała naprawdę bardzo dobry, nie może odnaleźć formy, a co więcej – ważnego przełamania – w kolejnych turniejach kalendarza bieżącej kampanii.

WTA 500 Stuttgart: Magdalena Fręch wygrała thriller z Sarą Errani

W 2025 roku tenisistka z Łodzi wygrała (do środy 16 kwietnia) tylko trzy mecze, z czego dwa podczas wielkoszlemowego Australian Open. To właściwie jedyny start, który można zapisać na plus po stronie Fręch. Będąca nadal bardzo wysoko w rankingu WTA, bo na miejscu numer 28, nie mogła odnaleźć tego, z czego słynęła jeszcze nie tak dawno.

O czym mowa? Cierpliwości w graniu, prowadzącej do zwycięstw. Zamiast tego, Fręch przegrywająca mecz za meczem. Wydawało się, że do coraz dłuższej kolekcji może dopisać przegraną podczas WTA 500 w Stuttgarcie. Po drugiej stronie siatki stanęła bardzo doświadczona Sara Errani. Włoszka, która ma 37 lat – czyli dekada starsza od Fręch – i okres swojego najlepszego grania... zdecydowanie za sobą.

Pięć ostatnich występów Fręch to było pięć porażek. Zaczęło się od przegranej w Dosze z Magdą Linette na początku lutego b.r., a skończyło w Miami przeciwko Rumunce Elenie-Gabrieli Ruse.

Mecz pomiędzy Fręch i Errani trwał ponad trzy godziny. Pierwsza partia? 7:5 dla Polki, a całość trwała godzinę i trzy minuty. Drugi set? 58 minut i 6:4 dla mistrzyni olimpijskiej w deblu (specjalistka od takiej gry) z IO 2024. I ostatnia odsłona, gdzie Polka długi czas musiała gonić przeciwniczkę. Przełamanie powrotne (od 1:2) udało się Fręch uzyskać w ósmym gemie (na 4:4). Na korcie ziemnym w Stuttgarcie kibice byli jednak świadkami bitwy na wykończenie. Długie wymiany, co jakiś czas kończone skrótami Włoszki – jednoznacznie pokazywały – że poza techniczną charakterystyką, rywalka polskiej zawodniczki, czuła długość gry w nogach.

Fręch nie potrafiła jednak tego umiejętnie wykorzystać. Trener Polki Andrzej Kobierski, pokazywany przez realizatora transmisji TV z niemieckiego turnieju, długimi fragmentami nie mógł uwierzyć w to, co pokazywała na korcie łodzianka. Choć polska zawodniczka to rakieta numer 28, a Włoszka w singlu jest na odległym 152. miejscu, tej różnicy nie było widać. Dużo bardziej wychodziło za to doświadczenie Errani, wspieranej m.in. przez rodaczkę... z polskimi korzeniami, Jasmine Paolini.

Wspomniany trzeci set, choć zrobiło się 4:4, to po 57. minucie gry Errani przełamała Polkę na 6:5. Z tego prowadzenia nie cieszyła się jednak zbyt długo. Fręch po bardzo słabym gemie, zagrała na pełnym ryzyku i odłamała Włoszkę na 6:6, doprowadzając do tie-breaka. Ta batalia musiała się tak skończyć.

Wydawało się, że w kluczowych fragmentach brakuje Polce większej odwagi, częstszych prób wejścia „na piłkę”, głębiej w kort. W efekcie Włoszka wyszła na 5:2, stosunkowo bezpieczne, choć Fręch nie odpuszczała, broniąc się dobrym serwisem. Od wspomnianych trzech punktów przewagi, ostatecznie to łodzianka zwyciężyła wszystkie pozostałe punkty. Wygrywając 7:5 tie-breaka w ostatnim, najdłuższym secie, trwającym 71 minut.

To było pierwsze zwycięstwo Fręch od 9 lutego. To pokazuje, o jak cennym łodzianki triumfie mowa.

Czytaj też:
Robert Lewandowski wygwizdany w Niemczech. Polak z jednoznacznym komentarzem
Czytaj też:
Iga Świątek zaatakowana przez ukraińskie media. Absurdalne zarzuty wobec Polki

Źródło: WPROST.pl