Szokujące kulisy powrotu reprezentacji z Kiszyniowa. „Piłkarze byli zażenowani ich zachowaniem”
Szerokim echem odbija się afera z zaproszeniem na mecz Mołdawia – Polska skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka. Tak naprawdę Polski Związek Piłki Nożnej publikując oświadczenie w tej sprawie, strzelił sobie w stopę, bo sprawę zaczęli komentować nawet sponsorzy, a niektórzy z nich planują zerwać współpracę ze związkiem. Ponadto pojawiają się także informację, że za ten „wybryk” może zapłacić posadą prezes PZPN – Cezary Kulesza.
Kolejna afera związana z powrotem z Mołdawii
Jednak to nie jedyny skandal związany z meczem z niżej notowanym rywalem. Dziennikarze „Przeglądu Sportowego” ujawnili kulisy powrotu reprezentacji z Kiszyniowa. Jak można było się spodziewać, morale po tym spotkaniu były bardzo niskie, a sami zawodnicy siedzieli w ciszy, nie rozmawiając nawet ze sobą.
Z kolei osoby, które leciały razem z zawodnikami wyczarterowanym samolotem mieli mieć zupełnie inne podejście. Według doniesień piszącego artykuł Łukasza Olkowicza „wstawieni” goście mieli mieć pretensje do piłkarzy już na lotnisku, a inni, ci będący w nieco lepszym humorze, mieli śpiewać w autobusie „nic się nie stało”.
„Piłkarze byli zażenowani zachowaniem części osób towarzyszących kadrze. Zresztą i od niektórych sponsorów słyszymy, że z przerażeniem na nich patrzyli” – dowiadujemy się.
Świadek zdarzeń: Kiszyniów to jeszcze nic...
Do samolotu, którym kadra lata na mecze wsiada się według określonego porządku. Z przodu swoje miejsca ma zarząd PZPN, w tym baronowie, a za nimi siada sztab i piłkarze. W trakcie lotu prezes PZPN podszedł do zawodników i wygłosił monolog o kompromitacji, jaką była dla niego porażka w Mołdawii. Na wywody prezesa PZPN piłkarze mieli nie reagować, tylko odwracać głowy.
W międzyczasie przy siedzeniach piłkarzy prezes FEN miał zacząć się namiętnie całować z partnerką, kibicka miała pocieszać jednego z zawodników, a następnie poprosić o zdjęcie. To, co się stało w samolocie podsumowuje ostatnie zdanie, jakie dziennikarze usłyszeli na koniec. — Kiszyniów to nic przy tym, jak wyglądał powrót z Pragi... — zakończył świadek tych wszystkich zdarzeń.