Działacz PZPN: Obama do mnie dzwonił, bo nigdy nie przegrywam
Dodano:
Wielu nazywa go Kazimierzem Wielkim, bo wygrał wybory Lacie i pomógł Bońkowi. On sam uważa się za mistrza świata. – Nigdy nie przegrałem – mówi w rozmowie z TVN24.pl Kazimierz Greń, prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej i stronnik Zbigniewa Bońka.
- Prowadziłem kampanię Michałowi Listkiewiczowi w 2004 roku. Trzykrotnie prowadziłem też kampanie do wyborów u siebie, na prezesa Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, czwartego co do wielkości związku. Brałem również udział w kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego, także u prezydenta Rzeszowa oraz w wyborach poselskich i senatorskich. Nigdy nie przegrałem - opowiada Greń o swoich dokonaniach i żartuje: - Słyszałem, że dzwonił do mnie Obama.
Prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej podkreśla swój udział w końcowym sukcesie Bońka. - Słyszę, że Boniek wygrał, bo ma znakomite nazwisko i osobowość. To umniejszanie moich zasług. W 2008 roku Zbigniew Boniek nie nazywał się inaczej. W wyborach dostał bodajże 19 głosów. Greń był wtedy szefem sztabu u Laty, który zdobył 57 głosów i wygrał. Teraz byłem u Bońka, znowu w grupie ludzi, która decydowała o wielu rzeczach, podpowiadała, przekonywała ludzi. I Boniek zdobył 61 głosów - chwali się Greń.
Związkowiec twierdzi również, że o zwycięstwie byłego piłkarza Juventusu wiedział już kilka tygodni wcześniej. - Gdy media pisały, że raz Kosecki jest na górze, innym razem, że Potok, ja tylko się śmiałem. Tydzień przed wyborami napisałem na swoim blogu, że Boniek jest liderem. W noc przedwyborczą, kiedy przyjechało do nas z 50 delegatów, powiedziałem: wygramy to - wspomina.
- Miał znakomite nazwisko i mówił o zmianach. Ja mu powtarzałem: byłeś świetnym piłkarzem, możesz też przejść do historii jako świetny prezes, ale musisz robić zmiany. Dałem mu szable. Powiedziałem mu: masz te szable, jedź i tnij - opowiada Greń o swojej współpracy z Latą, którego również wyniósł do władzy, i dodaje: - Przejechaliśmy wspólnie po Polsce dwadzieścia kilka tysięcy kilometrów. Opowiadał, że chce zmian w polskiej piłce, przejrzystości i transparentności, że sekretarzem nie będzie Kręcina, a później działo się to, co się działo. Umowy były podpisywane bez zgody zarządu i bez mojej wiedzy. Dlatego odszedłem.
pr, tvn24.pl
Prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej podkreśla swój udział w końcowym sukcesie Bońka. - Słyszę, że Boniek wygrał, bo ma znakomite nazwisko i osobowość. To umniejszanie moich zasług. W 2008 roku Zbigniew Boniek nie nazywał się inaczej. W wyborach dostał bodajże 19 głosów. Greń był wtedy szefem sztabu u Laty, który zdobył 57 głosów i wygrał. Teraz byłem u Bońka, znowu w grupie ludzi, która decydowała o wielu rzeczach, podpowiadała, przekonywała ludzi. I Boniek zdobył 61 głosów - chwali się Greń.
Związkowiec twierdzi również, że o zwycięstwie byłego piłkarza Juventusu wiedział już kilka tygodni wcześniej. - Gdy media pisały, że raz Kosecki jest na górze, innym razem, że Potok, ja tylko się śmiałem. Tydzień przed wyborami napisałem na swoim blogu, że Boniek jest liderem. W noc przedwyborczą, kiedy przyjechało do nas z 50 delegatów, powiedziałem: wygramy to - wspomina.
- Miał znakomite nazwisko i mówił o zmianach. Ja mu powtarzałem: byłeś świetnym piłkarzem, możesz też przejść do historii jako świetny prezes, ale musisz robić zmiany. Dałem mu szable. Powiedziałem mu: masz te szable, jedź i tnij - opowiada Greń o swojej współpracy z Latą, którego również wyniósł do władzy, i dodaje: - Przejechaliśmy wspólnie po Polsce dwadzieścia kilka tysięcy kilometrów. Opowiadał, że chce zmian w polskiej piłce, przejrzystości i transparentności, że sekretarzem nie będzie Kręcina, a później działo się to, co się działo. Umowy były podpisywane bez zgody zarządu i bez mojej wiedzy. Dlatego odszedłem.
pr, tvn24.pl