W niedzielę do kraju powróciła pierwsza grupa polskich olimpijczyków, wśród nich także judocy, pływacy i łucznik.
- Stopniowo wspinam się w olimpijskiej klasyfikacji. Zawsze marzyłam o srebrnym medalu i już go mama w karabinie. Nie mam prawa do narzekania, chociaż później w ulubionej konkurencji (karabin 3x20 strzałów) tak niewiele zabrakło do brązu. Srebro i czwarta lokata, to powód do radości - promieniała Bogacka. - Jeszcze jestem w obłokach, myślę, że oderwę się od nich po wakacjach - dodała.
Z Zielonej Gory na Okęcie przyjechał także szkolący w klubie Bogacką Ryszard Taysner. - Całe szczęście, że olimpijskie konkursy są już za nami. Jako zawodnik nigdy nie denerwowałem się tak, jak teraz będąc trenerem - powiedział Taysner.
Jedyny medal wioślarski na torze w Eton rodził się w bólach. - Odczuwałam je w okolicach kręgosłupa, na odcinku lędźwiowym, kłopot sprawiało mi założenie skarpetek i tylko dzięki pomocy ekipy medycznej mogłam wsiąść do łódki. Na 300 metrów przed metą Julia (Michalska) krzyknęła - Magda finisz i zaczęłam pracować jak automat. Nie wiedziałam co się dzieje, po prostu jechałam, stąd ten medal - powiedziała Fularczyk.
Na temat partnerki w osadzie Julii Michalskiej, która pozostała jeszcze w Londynie, Fularczyk mówi: "łączy nas to, że jesteśmy kobietami. W gruncie rzeczy nasze charaktery to przeciwieństwo, ale pozytywne, przyciągamy się. Chociaż lepiej nam jest w łódce niż poza nią".
- Uraz to efekt zmęczenia, w pewnym momencie puściły środki znieczulające. Wszystko jest na dobrej drodze. Za tydzień Magdalena wystąpi w mistrzostwach Polski - zapewniał dziennikarzy trener wioślarskiej dwójki Marcin Witkowski.
- Witamy naszych olimpijczyków - transparent z takim napisem przynieśli młodzi strzelcy warszawskiej Legii Jakub Białas i Mateusz Jaroszek.
Oryginalny prezent przywieźli z Zielonej Góry przedstawiciele klubu Bogackiej, Gwardii. Bukiet biało-czerwonych goździków przypominał tarczę strzelecką z oznakowaniem poszczególnych pól oraz pięcioma kółkami olimpijskimi. - Dwadzieścia lat czekaliśmy w mieście na medal olimpijski i wreszcie jest nam dane cieszyć się ze srebra Sylwii - powiedział prezes Gwardii były koszykarz Jerzy Karwecki, którego brat piłkarz grał w Wiśle Kraków, Lechu Poznań, Szombierkach Bytom i Górniku Wałbrzych.
W najlepszym klubie w województwie lubuskim trenuje ponad 200 utalentowanej młodzieży w sekcjach strzeleckiej i kickboxingu, dlatego prezes Karwecki jest spokojny o następców Bogackiej. W minionym roku Gwardia zajęła pierwsze miejsce w klasyfikacji klubowej w pistolecie.
Prezes nie chciał zdradzić, jakie powitanie zgotuje miasto Bogackiej. - Niewykluczone, że przejedzie przez nie w otwartym samochodzie, ona tak bardzo lubi kabriolety - mówił tajemniczo.
Wiadomo natomiast, co w najbliższych godzinach robić będzie Fularczyk. - Jedziemy najpierw do klubu w Bydgoszczy, a potem do rodzinnego Grudziądza. Tam przyrządzę Magdzi jej ulubioną potrawę - schabowy z grzybkami. Całe szczęście, że ten ciąg emocjonalnych zdarzeń, śmierć męża oraz sukces córki, ma już za sobą. Nie płakałam, obawiałam się tylko o jej zdrowie. Kamień spadł mi z serca - dzieliła się wrażeniami matka brązowej wioślarki Elżbieta Fularczyk.
Na lotnisku Fularczyk witali także przedstawiciele obu jej klubów; byłego Wisły Grudziądz Henryk Wichrowski i obecnego Lotto Bydgostii-WSG Zygfryd Żurawski.
Byli także słynni sportowcy. - Dzisiaj jest nasze święto. Mieszkam w Warszawie i nie mogło mnie zabraknąć na powitaniu olimpijczyków. Pamiętam, jak mnie witano. To z mojej strony skromny rewanż - tłumaczył swoją obecność na lotnisku dwukrotny mistrz olimpijski z Tomaszem Kucharskim w wioślarskich dwójkach podwójnych wagi lekkiej z Sydney i Aten Robert Sycz.
- "Witamy mistrza - krzyknęli w stronę łucznika Rafała Dobrowolskiego kibice. - Nie jestem mistrzem, jest nim Koreańczyk, z którym przegrałem w ćwierćfinale - odparł skromnie zawodnik Stelli Kielce, który zajął dziewiąte miejsce.mp, pap