Z tego powodu Tymoteusz Puchacz nie gra Unionie Berlin. „Zap********, skoro słyszę takie słowa”
Przy każdym meczu reprezentacji Polski, w którym Paulo Sousa wystawia Tymoteusza Puchacza w pierwszym składzie, jak bumerang wraca dyskusja na temat słuszności tego rozwiązania. Kibice wątpią, ponieważ wahadłowy wcale nie gra w Unionie Berlin. Dlaczego tak się dzieje?
Tymoteusz Puchacz etatowym rezerwowym w Unionie Berlin
Do tej kwestii odniósł się sam zawodnik, który nadal nie zadebiutował jeszcze w Bundeslidze. Owszem, występował w innych rozgrywkach – zaliczył bowiem cztery występy w eliminacjach europejskich pucharów, a z fińskim zespołem KuPS zaliczył nawet asystę. Drużyna ze stolicy Niemiec szybko odpadła jednak z międzynarodowych rozgrywek, a wskutek tego Puchacz stał się etatowym rezerwowym, który nawet nie wchodzi na boisko z ławki.
Znając temperament Puchacza, można było obawiać się, czy przyjmie takie decyzje trenera z pokorą, ale sam zawodnik zapewnia, że jest spokojny. – To jest kwestia czasu. Najważniejsze, aby trener nie miał wobec mnie żadnych zarzutów. On chce, bym był na sto procent gotowy. Robię to, co powinienem i czuję się dobrze – mówił.
Puchacz rozmawiał z trenerem
Lewy wahadłowy wspomniał, że musiał nadrobić sporo zaległości po transferze do Unionu. – Trener Urs Fischer poświęcił mi sporo czasu, pokazywał mnóstwo rzeczy. Jest dużo różnic w kwestiach taktycznych. Po trzeciej kolejce zacząłem odczuwać, że już to łapię. Do zespołu wprowadzają mnie wolno, ale nie tracę zaufania do sztabu. Zawsze się grzałem jak czajnik, teraz jestem spokojny – opowiadał.
– Niedawno trener wziął mnie na rozmowę. Powiedział, że widzi moje dobre występy w kadrze, a w klubie nie gram i on rozumie, że to musi być dla mnie trudne. Nie chciał, abym się nie martwił, bo wszystko jest na dobrej drodze. Słyszę takie słowa i zap*********. Robię swoje i nie ma problemu – zakończył skromnie Puchacz.