Lech Poznań zdemolowany przez Karabach Agdam! Kompromitacja mistrzów Polski
Mistrzowie Polski nie mieli szczęścia w losowaniu, ponieważ już na pierwszym etapie kwalifikacji do prestiżowej Ligi Mistrzów przyszło im się zmierzyć z bardzo trudnym rywalem. Karabach Agdam bowiem od lat regularnie gra w europejskich pucharach. Zespół prowadzony przez Gurbana Gurbanowa był więc faworytem tego dwumeczu, jednak Lecha Poznań nie można było skreślać.
Lechici w pierwszym spotkaniu udowodnili, że mogą rywalizować jak równy z równym z nawet teoretycznie lepszą drużyną. John van den Brom, który zresztą od niedawna jest szkoleniowcem polskiej ekipy, nastawił swój zespół na grę z kontrataku, co przyniosło pożądane efekty. Zwyciężyli 1:0 po golu strzelonym w końcówce pierwszej połowy przez Mikaela Ishaka.
Kapitalny początek i miłe złego początki
Kolejorz udał się wiec do Baku, mając jednobramkową przewagę. W przedmeczowych przewidywaniach spodziewano się, że mistrzowie Polski zagrają defensywnie. Tymczasem już od początku ruszyli wysokim pressingiem, co momentalnie się opłaciło. Kristoffer Velde ruszył w kierunku środkowego obrońcy Kevina Mediny. Kolumbijczyk miał problem z opanowaniem piłki, a pod presją lechity wybił ją do środka pola.
Joao Amaral uprzedził rywala i długo się nie zastanawiając, podał do wychodzącego na wolne pole wspomnianego już Norwega. Skrzydłowy wpadł w szesnastkę i mocnym strzałem pod poprzeczkę zaskoczył golkipera mistrza Azerbejdżanu. Lech Poznań wyszedł na prowadzenie już w 19. sekundzie meczu, przez co gol ten przeszedł do historii.
Jak się okazało, były to miłe złego początki. Jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa gry bramkę wyrównującą zdobył Kady. 26-letni Brazylijczyk miał sporo szczęścia, gdyż podczas próby dryblingu futbolówka odbiła się od jego łydki, lecz bierność obrońców Kolejorza umożliwiła mu opanowanie piłki i oddanie strzału. Wcześniej akcję mógł przerwać chociażby Jesper Karlstrom.
Wraz z upływem czasu gra się wyrównała. Gospodarze zaczęli być bardziej ostrożni, mając z tyłu głowy te znakomite podania lechitów zza ich linię defensywy. W końcówce pierwszej połowy poznaniacy podali rywalom pomocną dłoń. Lubomir Satka złamał linię spalonego, a Artur Rudko wychodząc do prostopadłego podania, tak niefortunnie interweniował, że podał piłkę wprost pod nogi Filipa Ozobica. Ten nie miał problemów z umieszczeniem jej w psutej bramce.
Bramka po spalonym i degrengolada w defensywie
Po zmianie stron mistrzowie Azerbejdżanu zupełnie przejęli inicjatywę. Dyktowali warunki gry i można było odnieść wrażenie, że na murawie jest tylko jeden zespół. Każda kolejna sekunda zarysowywała jeszcze wyraźniej przewagę gospodarzy. Piłkarze Lecha Poznań nie potrafili zagrozić bramce rywali. W 56. minucie gola na 3:1 strzelił Kevin Medina. Kolumbijczyk był na pozycji spalonej, ale w pierwszej rundzie eliminacji nie ma VAR-u, więc gol został uznany.
Nie była to pierwsza kontrowersyjna sytuacja w tym spotkaniu. W 16. minucie bowiem Kristoffer Velde został kopnięty przez w polu karnym, przez co stracił równowagę. Wydaje się, że mistrzom Polski należał się rzut karny, ale arbiter główny podjął inną decyzję.
Trafienie środkowego obrońcy Karabachu Agdam podcięło drużynie Johna van den Broma skrzydła. Byli kompletnie bezradni, a do tego trudy meczu zaczynały dawać im się we znaki. Potworne zmęczenie spowodowało, że grali praktycznie na stojąco, popełniając w defensywie bardzo proste błędy. W 74. minucie Kady nawinął w szesnastce kilku zawodników Kolejorza i podwyższył prowadzenie. Kilkadziesiąt sekund później lechitów dobił Abbas Husejnow. Tym samym ustalił końcowy wynik na 5:1.
Defensywa mistrzów Polski, która w tym pierwszym spotkaniu była bardzo pewnym punktem, w rewanżu została totalnie rozbita. Gospodarze nie mieli litości i raz po raz wykorzystywali proste błędy piłkarzy Lecha Poznań. Artur Rudko miał problemy ze skutecznymi interwencjami, a do tego para stoperów nie stanowiła monolitu. Mikael Ishak praktycznie nie istniał w ofensywie. Podobnie jak Joao Amaral i Michał Skóraś, który ponownie nic nie dał swojej drużynie.