Fatalny występ Marii Andrejczyk na mistrzostwach świata w lekkoatletyce. Swoimi słowami zaskoczyła dziennikarzy
Cały czas trwa rywalizacja na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Eugene. W nocy ze środy na czwartek czasu polskiego swoje starty zaliczyło kilku polskich sportowców. W grupie tej znalazła się Maria Andrejczyk. Wicemistrzyni olimpijska sprzed roku walczyła o awans do finału w rzucie oszczepem.
Niestety z całą pewnością nie zaliczy występu w eliminacjach do udanych. Polka rzuciła tylko 55.47 m. Wynik ten dał jej odległe 21. miejsce na 29. zawodniczek, które brały udział w kwalifikacjach. By awansować do finału, należało uzyskać prawie cztery metry dłuższą odległość. Przypomnijmy, że jej rekord życiowy wynosi 71.40 m, co tylko potwierdza, że forma zawodniczki z Suwałk jest daleka od wymarzonej.
Maria Andrejczyk zaskoczyła. „Operacja może zakończyć moją karierę”
Chwilę po swoim starcie Maria Andrejczyk zabrała głos. W rozmowie z polskimi dziennikarzami starała się wyjaśnić, co najbardziej zawiodło. – Nastrój mam taki, jak tę bluzę, czyli żałobny – zaczęła 26-latka, cytowana przez portal Sport.pl. Lekkoatletka zwróciła uwagę na swoje liczne problemy zdrowotne.
– Przez to, co się dzieje z moim barkiem, w tym roku nie byłam w stanie robić regularnych treningów rzutowych. Jak już go zrobiłam, to później nie byłam w stanie podnieść ręki i na kolejny trening czekałam dwa tygodnie. To się przełożyło na brak czucia własnego ciała, na brak czucia sprzętu, na problemy z rozbiegiem – wyjaśnia wicemistrzyni olimpijska.
Wyznała również, że mnóstwo zdrowia kosztował ją jej rekord życiowy, ponieważ tuż po uzyskaniu trzeciego w historii tej dyscypliny wyniku popękały jej wszystkie mięśnie. Mimo bólu zdołała przygotować na igrzyska olimpijskie w Tokio, jednak teraz za to płaci. – Nie wiem, czy będę musiała przejść kolejną operację. Mam rozwalony obrąbek. Znowu, ale nie chcę go operować, bo możliwe, że to byłby koniec mojej kariery – dodała, zaskakując dziennikarzy. – Może zrobię czyszczenie. Może zrobię też coś z przyczepem bicepsa, bo on się bardzo napina. Decyzję podejmę później, a nie teraz – powiedziała.
Maria Andrejczyk niejednokrotnie udowodniła, że jest typem wojownika, który nigdy się nie poddaje. Zawsze wraca silniejsza, lecz jak sama przyznaje, kontuzje są bardzo demotywujące. – Sezony bez jakichkolwiek sukcesów też są po coś. Cieszę się, że dostaję po dupie, bo to też się przydaje. Chcę walczyć dalej – zapewniła 26-latka.