Dwa nieuznane gole i prezent dla Legii Warszawa. Raków nie zdał egzaminu w Mielcu
Skład Stali Mielec: Mrozek – Kruk, Wlazło, Flis – Hiszpański, Vallejo, Hinokio, Getinger – Ratajczyk, Mak – Sappinen.
Skład Rakowa Częstochowa: Kovacević – Svarnas, Arsenić, Rundić – Jean Carlos, Papanikolaou, Berggren, Kun – Nowak, Ivi Lopez – Gutkovskis.
Hinokio obszedł się smakiem
Piłkarze Stali Mielec na początku meczu wyglądali na zdecydowanie lepiej zorganizowanych. Już w 3. minucie Sappinen oddał groźny strzał z szesnastego metra, ale świetnie zachował się w tej sytuacji Kovacević. Niespełna 10. minut później do siatki trafił Hinokio, jednak po interwencji VAR sędzia stwierdził, że wcześniej Mak faulował Svarnasa i nie uznał bramki.
Zawodnicy Marka Papszuna przebudzili się, kiedy zegar pokazywał już 20. minutę. Po jakimś czasie arbiter odgwizdał rzut wolny dla Rakowa blisko pola karnego gospodarzy. Ivi Lopez uderzył prosto w środek bramki i Mrożek nie miał z nim większych problemów. Pięć minut później Gutkovskis dopadł do piłki zagranej z prawego skrzydła przez Jeana Carlosa i oddał strzał z piątego metra, ale piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką.
Do końca pierwszej połowy oglądaliśmy grę od bramki do bramki. Żółtymi kartonikami ukarani zostali Nowak i Jean Carlos, ale też trener Marek Papszun. Na przerwę piłkarze zeszli przy wyniku 0:0.
Powrót Marcina Cebuli i nieuznany gol Iviego Lopeza
Marek Papszun nie chciał ryzykować i w przerwie zdjął Nowaka, a w jego miejscu pojawił się Koczergin. Od startu drugiej połowy zdecydowanie lepiej spisywali się zawodnicy z Częstochowy. W 53. minucie Rakowianie wyszli kontrą trzech na jednego, ale Ivi Lopez za późno otrzymał piłkę od Gutkovskisa, po czym uderzył w sam środek bramki i nie trafił.
Gospodarze kilkukrotnie próbowali przedostać się pod pole karne przeciwników, posyłając długie piłki w kierunku napastników, ale na nic się to nie zdało. Kovacević wyglądał w drugiej połowie na bezrobotnego. W 67. minucie Ivi Lopez uderzył z rzutu wolnego na trzydziestym metrze i trafił do siatki. Sędzia po konsultacji z VAR-em uznał, że dobiegający do piłki Svarnas był na spalonym i nie uznał drugiego gola.
W 77. minucie po raz pierwszy w tym sezonie na boisku zameldował się Marcin Cebula, który przez długi czas leczył kontuzję. Już dwie minuty później dograł w pole karne do Gutkovskisa, ten uderzył i przeniósł piłkę nad poprzeczką. Reszta spotkania przebiegała pod dyktando liderów PKO BP Ekstraklasy, jednak mimo wielu szans nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść i mecz zakończył się wynikiem 0:0.