Paweł Papke dla „Wprost”: Siatkarsko prześcignęliśmy Włochów. Nie musimy martwić się przez 15-20 lat
Pięciokrotny mistrz Polski z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle (dzisiejsza ZAKSA), wybitny reprezentant kraju, w przeszłości prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, dzisiaj członek zarządu siatkarskiej federacji. Dodatkowo na koncie również polityczna ścieżka.
Paweł Papke, bo o nim mowa, radzi sobie całkiem nieźle po zakończeniu sportowej kariery. W czwartek przed meczem reprezentacji Polski siatkarzy z Niemcami odcisnął swoją dłoń w Alei Gwiazd Siatkówki. Tuż pod katowickim Spodkiem, legendarnym miejscem dla polskiego volleya, „Papkin” porozmawiał z Wprost.pl.
Maciej Piasecki („Wprost”): Katowice i Spodek. Pierwsze skojarzenie?
Paweł Papke (były reprezentant Polski, członek zarządu PZPS): Inauguracja Ligi Światowej, dzisiaj nazywanej Ligą Narodów. Fantastyczne mecze z bardzo trudnymi przeciwnikami. Serbowie, Rosjanie, Brazylijczycy. Zespoły z topu. Pamiętam twarde wyrównane boje, nie zapominam o porażkach. Początek 2000 roku, kwalifikacje olimpijskie i ten nieszczęsny mecz z Jugosławią. To było już 23 lata temu, ale do dzisiaj mam to gdzieś w głowie.
W Spodku były też piękne momenty, w 2014 roku sukces w postaci mistrzostwa świata moich młodszych kolegów. Odlecieliśmy wtedy już na półfinałach, a finał to było już prawdziwe szaleństwo. Ten katowicki obiekt na zawsze zostanie w naszych sercach i głowach. A dodatkowo w naszych rękach i nogach, bo trochę zdrowia też rywalizując o stawkę w katowickim Spodku, straciliśmy.
Za czasów Pana gry dobijaliście się do elity. Dzisiaj reprezentacja Polski jest jednym z jej członków. Jest lekka zazdrość w stosunku do młodszych kolegów z boiska?
Zazdroszczę, ale tylko pozytywnie. Jestem dumny, bo wcześniej jako zawodnik, a teraz będąc członkiem zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej, dokładamy wspólnie cegiełki do kolejnych sukcesów. Wyniki siatkówki nie biorą się z niczego. Świetny pomysłem okazał się olbrzymi projekt Siatkarskich Ośrodków Szkolnych. To powoduje, że mamy kolejne zawodniczki i zawodników, którzy uprawiają siatkówkę w Polsce.
Na ile medali możemy liczyć w 2023 roku? Mistrzostwa Europy będą ważne, czy wszystkie ręce na pokład w kierunku biletów na igrzyska w Paryżu?
Rzeczywiście kwalifikacje będą kluczowe w tym roku. To nie będzie łatwy turniej. Do Paryża można się też jednak dostać z klucza rankingu światowego, gdzie obecnie jesteśmy na pierwszym miejscu. Liczymy na to, że miejsce przynajmniej w trójce utrzymamy. Do tego dochodzą mistrzostwa Europy. Ta impreza również będzie istotna, od kilkunastu lat tak się przyjęło, że w przypadku panów liczymy na miejsce na podium. Medal to dodatkowe ugruntowanie pozycji polskiej siatkówki na arenie międzynarodowej.
Kilku kolegów z czasów pańskiej gry jest dzisiaj trenerami. Pan woli jednak zawodowo marynarkę od dresu?
Rzeczywiście porozmawialiśmy np. z Michałem Winiarskim w hotelu, bo faktycznie obecnie spełnia rolę selekcjonera reprezentacji Niemiec. Wymieniliśmy kilka uwag, kiedyś i ja próbowałem tego trudnego fachu trenerskiego. Zajmowałem się też szkoleniem dzieci, ale ostatecznie poszedłem w trochę inną stronę, zarządzania sportem. Do tego nieco świat polityki też mnie wciągnął i tu gdzie jestem, jest mi dobrze. Zatem chyba jednak marynarka, o czym pan wspomniał. Skupiam się na polach związanych z zarządzaniem.
A jakie emocje towarzyszyły Panu przy finale Ligi Mistrzów w Turynie? Dawniej włoskie kluby głównie wskazywały polskim miejsce w szeregu.
To faktycznie niezwykła sprawa. Pamiętam, jak jeździliśmy np. z Sebastianem Świderskim do Italii jeszcze jako zawodnicy Mostostalu i zbieraliśmy tam regularnie baty. Zarówno z klubami z Półwyspu Apenińskiego, jak i reprezentacją Italii, bardzo ciężko było wówczas wygrać. Różnica poziomów była wówczas bardzo znacząca. Na przestrzeni tych minionych nieco ponad dwóch dekad od tamtych czasów, wiele się zmieniło.
Myślę, że śmiało możemy powiedzieć, że prześcignęliśmy Włochów. Oczywiście myślę o pewnych aspektach, meczach, które niedawno wygrywały nie włoskie, a polskie drużyny. Choć pamiętajmy, że Włosi w ubiegłym roku sięgnęli po tytuł mistrzów świata właśnie w katowickim Spodku. W finale ogrywając właśnie naszą reprezentację. Walczymy jednak, robiąc swoje. Układając tą siatkarską rzeczywistość.
Dodatkowo nieprzypadkowo tyle ważnych imprez odbywa się w Polsce. Kibice mogą tylko zacierać ręce na takie imprezy jak finał Ligi Narodów panów czy turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich.
Słuchając Pana słów, wychodzi mi na to, że najbliższe dwie-trzy dekady siatkówka będzie miała się dobrze w Polsce.
Może nie aż tak!
To przynajmniej 15 lat.
Bardziej dwadzieścia, tak bym to określił. (śmiech)
Na 15-20 lat o ten materiał ludzki, przebrany, przeselekcjonowany i wytrenowany, raczej nie musimy się martwić. Wielka w tym zasługa zarówno PZPS, jak i wsparcia ze strony Ministerstwa Sportu i Turystyki, które mocno inwestuje w siatkówkę. Należy jednak pamiętać, że kto stoi i nic nie robi, ten zaczyna się cofać. Wyciągamy wnioski, staramy się też podglądać innych, pobierać dobre wzorce.
Siatkówka też się zmieniła na przestrzeni lat. O dziwo, na przełomie wieków wydawało się, że już tylko giganci po minimum 210 centymetrów wzrostu będą górować nad konkurencją. Jak widać Michał Kubiak i kilku innych młodszych kolegów pokazało, że można inaczej. Zmieniła się taktyka, prędkość dyscypliny, ale też od strony kibica, organizatora, próbujemy nowych rozwiązań. Cóż, takie jest życie, wszystko przed nami.