Klemen Cebulj dla „Wprost”: Obecny kalendarz siatkarski to przesada. Nie chcemy oglądać dzieci tylko przez kamerkę

Dodano:
Klemen Cebulj Źródło: Newspix.pl / Kacper Kirklewski
W ostatnich latach na dobre przyzwyczailiśmy się do obecności reprezentacji Słowenii w światowej czołówce. To aktualni wicemistrzowie Europy i czwarta drużyna świata. Zespół prowadzony przez Gheorghe Cretu chce w końcu postawić kolejny krok i zacząć zdobywać złote medale. Klemen Cebulj, ważna postać kadry oraz Asseco Resovii Rzeszów opowiada „Wprost” o pozycji słoweńskiego volleya.

Jeszcze kilkanaście lat temu Słowenia nie znaczyła zbyt wiele na mapie siatkarskiej Europy. Drużyna występowała w Lidze Europejskiej, więc próżno jej było szukać w zmaganiach elity. Co więcej, mistrzostwa kontynentu kończyły się dla nich przeważnie w fazie grupowej. Momentem przełomowym był 2015 rok. Prowadzeni przez Andreę Gianiego zawodnicy wygrali LE, a później dotarli aż do finału EuroVolleya.

Od tego momentu zawodnicy z liczącego nieco ponad dwa miliony kraju są na fali wznoszącej. W kolejnych latach dodali dwa kolejne srebra ME, a także inauguracyjny występ na mistrzostwach świata. Ubiegłoroczny turniej w ojczyźnie oraz w Polsce zakończyli tuż za podium. Niewiele zabrakło im także w 2020 roku do awansu na igrzyska olimpijskie.

Jednym z filarów kadry od lat pozostaje Klemen Cebulj. Przyjmujący od 2020 roku przywdziewa koszulkę Asseco Resovii Rzeszów. Z reprezentacją przeszedł długą drogę, lecz teraz mocno docenia fakt, że jego młodsi koledzy od razu mogą mierzyć się z najlepszymi. Siatkarz opowiada „Wprost” zarówno o rodzimym volley’u, walce w tegorocznej edycji Ligi Narodów, jak również o rozłące z rodziną czy napiętym kalendarzu siatkarskim, który mocno wyczerpuje organizmy zawodników.

Rozmowa z Klemenem Cebuljem

Michał Winiarczyk: Jak się czujesz jako weteran reprezentacji?

Klemen Cebulj: Z pewnością jest inaczej niż kiedyś. Wejście młodych zawodników do reprezentacji sprawiło, że musiałem objąć funkcję jednego z liderów kadry. Swoją postawą pokazuje im prawidłową drogę, jaką powinni kroczyć. Na treningach czy poza nimi stanowię przykład. Muszę prezentować się jak najlepiej, by mogli czerpać dobre wzorce. Dla nich reprezentacja to coś nowego. Lepiej, żeby od początku byli nauczeni profesjonalnego podejścia.

Łatwo ci nawiązać kontakt z nowymi zawodnikami? Oni wchodzą do kadry Słowenii, gdy ta jest najlepsza w historii. Ty podobnie jak wielu kolegów w twoich wieku pamiętacie czasy walki o występy na mistrzostwach Europy.

Czuć między nami różnice pokoleniową. Ja i moi koledzy doszliśmy do obecnego miejsca niemalże od samego dołu. Pamiętamy czasy, gdy Słowenia nie znaczyła wiele w światowej siatkówce. Od dwunastu lat jesteśmy częścią pewnego procesu rozwoju kadry, który mam wrażenie, że cały czas trwa. Z pewnością nowi zawodnicy w naszej kadrze mają łatwiej. Od razu mają okazję mierzyć się z najsilniejszymi zespołami świata. Nie muszą brać udziału w jakiś kwalifikacjach.

Nie mam z nimi żadnych problemów. Pomimo różnicy wieku potrafimy się dogadać. To młodzi, ale mądrzy chłopcy. Świetnie rozumieją, jakie stawia się wobec nich oczekiwania i jaka jest ich pozycja w drużynie. Nie potrzebują specjalnego traktowania, by dobrze czuć się w reprezentacji.

Co stoi za obecną, świetną formą kadry Słowenii?

Od lat trzymamy się ze sobą blisko. Na przestrzeni lat doszło do zmian – przyszli młodzi, odeszli starzy. Silnik tej maszyny pozostał jednak niemalże nietknięty. Uznaję to za nasz atut – od kilkunastu sezonów pozostajemy jednością. Dodatkowo pozostajemy zdrowi, nie mamy dużych problemów (Cebulj puka w stół – przyp. M.W).

Gdy przygotowywałem się do rozmowy, doszedłem do wniosku, że kadra Słowenii od lat jest „blisko czegoś”. Na mistrzostwach Europy zdobyliście trzy srebra, ale minimalnie czegoś zabrakło do złota. W kwalifikacjach do igrzysk w Tokio prowadziliście 2:0, by przegrać z Francją 2:3. Na ostatnich mistrzostwach świata również spisywaliście się rewelacyjnie, przegrywając jednak walkę o brązowy medal. Drzemie w tobie sportowa złość, chęć sięgnięcia po pełną pulę?

Po pierwszym medalu mistrzostw Europy czuliśmy olbrzymią radość. Nawet jeśli przegraliśmy finał, to osiągnęliśmy coś, czego słoweńska siatkówka nigdy w życiu nie widziała. Kolejne osiągnięcia były przez nas już odbierane z poczuciem niedosytu, a nawet jako porażka. Jesteśmy ambitnymi chłopakami, skoro już raz cieszyliśmy się ze srebra, to pojawiła się w nas ochota na złoto. Podobnie było z igrzyskami czy mistrzostwami świata. Byliśmy blisko czegoś wielkiego, a ostatecznie wyszła klapa.

Każdy z nas po ubiegłorocznym turnieju wiedział, że nie osiągnęliśmy czegoś, co było możliwe do zrealizowania. Z drugiej strony mogę powiedzieć, że z tego powodu cały czas jesteśmy głodni sukcesów. Mamy wielką motywację do walki. Naszą ambicją jest walka o złoto, a nie tylko o drugie czy czwarte miejsca. Liczę, że już tego lata coś zrobimy coś wielkiego. Czas najwyższy (śmiech).

Słoweńska siatkówka to fenomen, bo produkujecie nowych świetnych graczy, którzy wyjeżdżają z ligi, którą trudno uważać za mocną w skali Europy.

Nie ukrywajmy, dobry słoweński siatkarz szybko opuszcza ojczyznę. Ja, Tine Urnaut, Alen Pajenk i inni – szybko decydujemy się na transfer zagraniczny, bo tylko on w pewnym momencie pozwala nam myśleć o zrobieniu dużej kariery. Ten trend utrzymuje się do dziś. Młodzi, którzy są teraz w kadrze, przeważnie spędzają dorosły sezon lub dwa w lidze słoweńskiej, po czym decydują się na wyjazd. Mamy zakodowane, że w celu rozwoju musimy opuścić znajome miejsce i zdecydować się na krok w nieznane. To też wpływa na nasze obecne wyniki. Jesteśmy tacy dobrzy, bo szybko wyjeżdżamy.

Skupiając się wyłącznie na poprzednim i obecnym sezonie – co jest waszym mocnym punktem?

Teoretycznie możemy teraz powiedzieć o pewnej słabości, bo brakuje w kadrze Dejana Vincicia czy Toncka Sterna. To zmusza nas to reorganizacji drużyny. Przykładowo obecna sytuacja sprawiła, że wylądowałem na ataku. Również Rok Mozić potrafi być wystawiany na tej pozycji. Nie będę mówić, że to łatwa sytuacja. Raptem znajduje się na obcej pozycji. Próbuję, ale nie potrafię sobie przypomnieć sytuacji, gdy ostatni raz grałem jako atakujący. Porażki z ostatnich lat połączone z obecną sytuacją mocno nas hartują i czynią zmotywowanymi do działania.

Co zmieniło się w kadrze od czasu przyjścia Gheorghe Cretu?

Umiemy pogodzić się z porażką i czerpać z nich cenne lekcje. Nie chodzi o to, by uznać, że nic złego się nie stało, a bardziej o to, by nie zadręczać głowy tym, czego już nie zmienimy. Podobnie zresztą jest na treningach. Trener zwraca uwagę na błędy, ale wtedy, kiedy jest na to odpowiednia pora. Jesteśmy dorośli, potrafimy również sami dostrzec, że coś nam nie wychodzi. Selekcjoner nie chce byśmy zadręczali głowę tym co nieistotne, ale byśmy szybko skupili się na następnej akcji.

Czujesz jeszcze trudy sezonu ligowego?

Niestety tak. To, z czym mamy teraz do czynienia w sezonie ligowym jest lekką przesadą. Wróć… bez „lekką”, po prostu przesadą. Potrzebujemy przerwy na regenerację po długim sezonie klubowym i spędzenie czasu z rodziną, a go nie dostajemy. Chcemy oglądać jak nasze dzieci rosną – na żywo, a nie przez kamerkę w telefonie. Siatkówka to bardzo ważna, lecz nie jedyna rzecz w naszym życiu. Obecny kalendarz jest dla nas niesprawiedliwy. Spędzamy całe lato w hali. Wiemy, po co tu jesteśmy, chcemy coś osiągnąć, ale nawet pomimo motywacji mamy do czynienia ze zbyt wielkimi natężeniami spotkań.

Jak wychodzi ci łączenie obowiązków siatkarskich i rodzinnych?

Nie będę kłamał – bardzo trudno. Nie możesz być świetny w każdej dziedzinie życia. Starasz się, ale finalnie nic z tego nie wychodzi. Nie widziałem syna od dwóch miesięcy. Co ja mogę teraz zdziałać? Żaden ze mnie ojciec przez telefon. Z żoną często rozmawiamy na ten temat, bo dla niej to również trudna sprawa. Szukamy rozwiązań na te problemy, ale obowiązki siatkarskie są przeważnie nie do przeskoczenia.

W nadchodzącym sezonie klubowym po raz pierwszy zagrasz z Asseco Resovią Rzeszów w Lidze Mistrzów. Jak dla ciebie – człowieka ogranego w najlepszych klubach Włoch – trudne było to, że zespół miał wszystko, poza wynikami i dopiero teraz, po trzech latach od dołączenia, będziesz mógł pograć na europejskim szczeblu?

Dołączyłem do Resovii w nie najlepszym momencie w historii klubu. Zespół zakończył wcześniejsze rozgrywki na przedostatnim miejscu w tabeli. Potrzebowałem jednak zmiany w karierze. Chciałem przenieść się do kraju, w którym jeszcze nie grałem. Nie miałem wątpliwości co do przyjęcia propozycji z Rzeszowa. Dobrze znałem historię i ambicje klubu.

Pierwszy sezon nie był taki zły biorąc pod uwagę fakt, że nie mieliśmy zespołu, który mógł walczyć o czołówkę. Inaczej miała się sprawa z kolejnym. Wtedy było nam trudno przełknąć rozczarowanie, bo każdy wiedział, że było nas stać na dobry wynik. Teraz dochodzę do wniosku, że być może jeszcze wtedy nie byliśmy zespołem, w tym sensie, jaki kryje się za tym słowem – zarówno na boisku, jak i poza nim. Sezon 2021/2022 traktuje jako osobistą porażkę.

Ostatni rok był już znacznie lepszy. Wiedzieliśmy jak kibicom bardzo zależało, aby wrócić do Ligi Mistrzów. My też chcieliśmy w końcu się w niej pokazać, bo to przecież okazja do mierzenia się z najlepszymi. Spełniliśmy oczekiwania klubu, który robi wszystko, aby niczego nam nie brakowało do treningów i gry. Resovia to świetnie zorganizowana organizacja, w której robi się wszystko dla dobra siatkarza. Dodatkowo mamy niesamowitych kibiców, którzy niezależnie od miejsca w tabeli dopingują nas mocno przez cały sezon. Brązowy medal i bilet do Ligi Mistrzów to dwa prezenty, które możemy ich dać, za ich wsparcie.

W fazie grupowej zmierzysz się ze swoimi byłymi klubami.

Nie mam jakiegoś specjalnego nastawienia na grę z nimi. Z pewnością miło będzie odwiedzić Trentino i Lublanę jako gracz Resovii. We Włoszech można zakładać fajną grę i dobre jedzenie. Cieszy mnie również możliwość wyjazdu z klubem do Słowenii. W Lublanie będę mógł liczyć na obecność rodziny. To może być dla nich jedyna szansa, aby zobaczyć mnie w ojczyźnie w koszulce Rzeszowa.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...