Złota drużyna Kazimierza Górskiego narodziła się na igrzyskach. To był wielki turniej!
Od 1900 roku na letnich igrzyskach olimpijskich rozgrywane są turnieje piłki nożnej mężczyzn (panie od IO 1996). Co ciekawe, początkowo zmagania tego typu mogły się tytułować mianem najważniejszej reprezentacyjnej imprezy piłkarskiej. Dopiero w 1930 roku, kiedy rozegrano pierwsze mistrzostwa świata, to mundial przejął palmę futbolowego pierwszeństwa. Na igrzyskach dodatkowo zakazano udziału piłkarzom o statusie profesjonalistów, co ostatecznie zamknęło rywalizację na linii olimpijsko-mundialowej. Zakaz ten całkowicie anulowano dopiero w 1992 roku.
Warto zaznaczyć, że w obecnej formule na igrzyskach mogą zagrać zawodnicy, którzy w dniu rozpoczęcia turnieju nie mają przekroczonego 23. roku życia. Do tego w kadrze może znaleźć się trójka zawodników dowolnego wieku, z tego też względu często na IO pojawiają się czołowe postaci zawodowego futbolu, chcące sięgnąć po olimpijskie złoto.
Kazimierz Górski i reprezentacja młodych chłopaków
Na igrzyska do Monachium piłkarska kadra Polski jechała jako jeden z szesnastu uczestników turnieju. Biało-Czerwoni nie zdobyli w swojej historii żadnego olimpijskiego medalu, więc trudno było przewidywać, że zespół trenera Kazimierza Górskiego nagle okaże się jednym z najlepszych w stawce. Polska drużyna była młoda i ambitna. Większość z uczestników polskiej, biało-czerwonej delegacji piłkarskiej, właśnie spełniało swoje marzenie, realizując olimpijski sen.
„Najstarsi w drużynie są dwaj bramkarze: Hubert Kostka ma trzydzieści dwa lata, Marian Szeja jest o rok młodszy. Zygfryd Szołtysik dobija właśnie do trzydziestki. Cała reszta to zawodnicy bardzo młodzi: Joachim Marx, Andrzej Jarosik, Ryszard Szymczak urodzeni w 1944 roku, Zygmunt Maszczyk – w 1945, Robert Gadocha, Zygmunt Anczok, Marian Ostafiński – w 1946, Kazimierz Deyna, Lesław Ćmikiewicz, Włodzimierz Lubański – w 1947, Jerzy Gorgoń i Zbigniew Gut – w 1949, Grzegorz Lato – w 1950, Antoni Szymanowski, Kazimierz Kmiecik i Jerzy Kraska – w 1951. Dwaj ostatni nie skoczyli jeszcze dwudziestu jeden lat”. – tak opisuje olimpijski zespół z 1972 roku Mirosław Wlekły w biografii „Górski. Wygramy my albo oni”.
Pan Kazimierz miał wówczas 51 lat. Raczej niewielu mogło wówczas przewidywać, że właśnie ten człowiek zostanie okrzyknięty trenerem wszech czasów w historii polskiej piłki nożnej. A jego pomnik będzie dumnie stał przed PGE Narodowym w Warszawie.
Igrzyska w Monachium okazały się być jednak pierwszym wielkim sukcesem, który ugruntował przekonanie na świecie, że Polak w piłkę grać potrafi. Co więcej, nawet kopnąć ją z sensem, a dodatkowo mieć przy tym kilku zawodników klasy premium.
Mecze Polski z podtekstami na igrzyskach – z NRD oraz ZSRR
Układ gier w grupie Polaków był taki, że po dwóch spotkaniach, z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, zespół trenera Górskiego mógł sobie zapewnić awans do dalszych gier. Tak się faktycznie stało, bo Polacy najpierw odprawili czterema golami różnicy Kolumbię (5:1), a następnie poprawili w takim samym rozmiarze w starciu z Ghaną (4:0). Na deser pozostał mecz w Norymberdze z NRD.
Niemcy byli pewni swego. Trener Górski miał jednak inne spojrzenie na rywalizację z niemiecką kadrą i zaskoczył przeciwników jednym, kluczowym wyborem. Od pierwszej minuty zagrał Zbigniew Gut. Człowiek, który do spółki z kolegami, powstrzymał największą niemiecką gwiazdę. Joachim Streich co prawda gola zdobył, ale tylko honorowego, a Polacy triumfowali 2:1, awansując z pierwszego miejsca do dalszych gier.
„Eksperci” zachodzą w głowę, jak zespół, który był raczej anonimowy na międzynarodowej scenie, może nagle tak dobrze grać podczas turnieju olimpijskiego. Drużyna Górskiego robiła właściwie wszystko na opak. Ciężkie treningi Węgrów? Polacy raczej nie przemęczali się w trakcie turnieju, bardziej skupiając się na relaksie w czasie wolnym, dbaniu o ducha drużyny, wreszcie kumulowaniu energii na kolejne, olimpijskie mecze. Górski nie zamierzał też pouczać reszty świata, że tylko Polska potrafi grać w piłkę, dzięki czemu osiągał sukcesy i zjednywał sobie piłkarzy.
To wszystko przynosiło efekt, bo przez drugą fazę, również grupową, Polska znowu przeszła suchą stopą. Choć zaczęło się od nerwowego 1:1 z Danią, w kolejnych meczach Polacy wygrali 2:1 z ZSRR oraz aż 5:0 z Maroko.
„Czarny Wrzesień” zaatakował w Monachium
W dniu meczu Polski z ZSRR doszło do ataku terrorystycznego na terenie wioski olimpijskiej. Członkowie palestyńskiej organizacji Czarny Wrzesień zabili jedenastu izraelskich sportowców oraz trenerów i jednego oficera niemieckiej policji. Piątka terrorystów została zabita w trakcie próby odbicia zakładników. Łącznie zginęło 17 osób.
Pojedynek Polaków z Rosjanami mógł się nie rozpocząć, myślano o odwołaniu rozgrywek we wszystkich olimpijskich wydarzeniach. Kiedy obie drużyny ostatecznie wyszły na murawę, jeszcze trwały negocjacje z porywaczami. Mecz odbył się, choć ponownie Górski musiał wymyślić coś, na co nie wpadłby zapewne żaden inny szkoleniowiec.
ZSRR miało sporą przewagę i prowadziło 1:0 po golu legendarnego Oleha Błochina. Górski widział problemy zespołu i chciał wprowadzić na boisko Andrzeja Jarosika, gwiazdę Zagłębia Sosnowiec i całej polskiej ligi. Ten jednak odmówił. Górski, słynący ze swojej spokojnej natury, postawił zatem na Zygfryda Szołtysika. Mierzące zaledwie 162 cm wzrostu „żywe srebro” Górnika Zabrze. W porozumieniu z klubowym kolegą z formacji ofensywnej Włodzimierzem Lubańskim, „Zyga” zdobywa gola na wagę wygranej.
Stało się jasne, że Polacy zagrają w finale olimpijskim. Przeciwnik? Z najwyższej półki. Węgry, czyli trzykrotni mistrzowie. Co więcej, zwycięzcy dwóch poprzednich turniejów olimpijskich, w 1964 i 1968 roku.
Kazimierz Deyna królem strzelców, Włodzimierz Lubański kapitanem
10 września 1972 roku w Monachium zagrano o złoto olimpijskie w rywalizacji piłkarzy nożnych. Mecz Polaków z Węgrami rozgrywany był w strugach deszczu. Szczęście w nieszczęściu, dopiero dwa lata później (1974) drużyna Górskiego zagra smutną odsłonę „Meczu na wodzie” we Frankfurcie, o finał niemieckiego mundialu…
Polacy do przerwy przegrywali jednak mecz o złoto. Błąd popełnił Kazimierz Deyna, niemal wykładając piłkę do przeciwnika, który pokonuje Huberta Kostkę. Na szczęście w drugich 45. minutach ponownie widać na boisku, jak trafne są pomysły trenera Górskiego. Lubański, który nie imponował w tamtym czasie skutecznością, dostał zadanie kreacji sytuacji dla kolegów. Powiodło się z Szołtysikiem w meczu z ZSRR, nie zabrakło wydatnej pomocy przy wsparciu tego, który zawiódł kilkadziesiąt minut wcześniej. Deyna pozostaje na boisku i finał kończy z dubletem, Polacy wygrywają 2:1.
Polska, Węgry, NRD i ZSRR oraz RFN. Tak wyglądała czołowa piątka turnieju w Monachium. Królem strzelców z dziewięcioma golami zostaje Deyna, dzięki pomysłowi Górskiego, pełniący rolę najgroźniejszego snajpera reprezentacji. Sześć trafień podczas turnieju dołożył również Robert Gadocha. Człowiek, którego Górskiemu odradzano zabierać, bo miał być nie do końca gotowy pod względem przygotowania do turnieju. Odpowiedział jednak na boisku, podobnie jak cała drużyna.
A co działo się później z reprezentacją pod batutą Górskiego, pokazała historia. Szkoda tylko, że ukazała przy okazji smutną, polską prawidłowość. Cztery lata później Polacy ponownie dotarli bowiem do olimpijskiego finału, ale przegrali z NRD. Wicemistrzostwo na igrzyskach odebrano jako rozczarowanie na tyle duże, że pod naciskiem, drogi Górskiego i reprezentacji w 1976 roku się rozeszły.
– Próbowałem tłumaczyć dziennikarzom, że przecież medal srebrny też ma swoją wartość. Pamiętam, że kiedyś już nie wytrzymałem i zaatakowany pytaniem, dlaczego tak słabo, odpowiedziałem coś w stylu: „Wszyscy narzekają na ten srebrny medal. Chciałbym jednak doczekać chwili, kiedy następny raz reprezentacja Polski wróci z IO jako medalista”. Okazało się, że były to moje prorocze słowa, ponieważ na kolejny srebrny medal piłkarzy czekaliśmy szesnaście lat – słusznie przyznał Górski*.
XXXIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu już od 26 lipca
Stolica Francji już dwukrotnie była gospodarzem letnich IO w historii olimpizmu. Paryż gościł najważniejszą sportową imprezę jednak bardzo dawno, w 1900 oraz 1924 roku. Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował, że równo sto lat po ostatniej wyżycie na paryskiej ziemi, ponownie to serce Francji będzie główną areną zmagań letnich igrzysk.
Hasem IO 2024 jest: „Igrzyska szeroko otwarte”. Od środy 24 lipca (ceremonia otwarcia 26.07) do niedzieli 11 sierpnia zostanie rozegranych łącznie aż 329 konkurencji w 32 sportach. Udział w olimpijskiej rywalizacji weźmie łącznie ponad 10 tysięcy sportowczyń i sportowców. Co ciekawe, w Paryżu dojdzie do pełnego równouprawniania, dokładnie po 50 procent uczestniczek i uczestników na igrzyskach.
Reprezentacja Polski na ostatnich olimpijskich zmaganiach, podczas IO 2020 w Tokio (rozegrane w 2021 roku ze względu na pandemię COVID-19), zdobyła łącznie 14 medali. Złożyły się na to cztery złote oraz po pięć srebrnych i brązowych krążków. W stolicy Japonii przed trzema laty wystąpiło łącznie 211 polskich reprezentantek i reprezentantów.
* Cytat pochodzi z książki „Górski. Wygramy my albo oni” Mirosława Wlekłego. Książka wydana w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Znak.