Jacek Bąk dla „Wprost”: Polacy wyczerpali limit meczów z kiepską grą przeciwko słabym drużynom
W poniedziałek rozpoczyna się zgrupowanie reprezentacji Polski przed barażami do Euro 2024. W czwartek, 21 marca, biało-czerwoni zmierzą się w półfinale z Estonią. Jeśli wygrają, to pięć dni później zagrają na wyjeździe w finale z kimś z duetu Walia / Finlandia. Selekcjoner Michał Probierz postawił na ciekawe nazwiska. Powołania ogłosił w czwartek późnym wieczorem. Były kapitan polskiej kadry Jacek Bąk widzi nadzieję, że wreszcie dojdzie do ustabilizowania formacji obronnej.
Bąk wskazuje potencjalnego lidera defensywy
50-latek wskazuje, że nie ma co prawda w kadrze od pewnego czasu Kamila Glika, który wiele lat pełnił rolę lidera formacji obronnej, lecz sugeruje, że jego naturalnym zastępcą może być Sebastian Walukiewicz. Na co dzień ten piłkarz gra we włoskim Empoli i jest mocnym punktem zespołu. Praktycznie nie opuszcza żadnych spotkań i jeśli nie będzie łapał kontuzji, to podobnie sprawa może wyglądać w narodowych barwach.
– To jest przyszłość drużyny. Dla mnie to jeden z najlepszych obrońców młodego pokolenia w Polsce. Zahamowały go trochę kontuzje. Szkoda, że nie rozwinął swojego potencjału w szybszym tempie. Jest jeszcze jednak na tyle młody, że może stać się liderem formacji defensywnej z prawdziwego zdarzenia. Trzeba dać mu teraz trochę zaufania. Może grać nawet w trio obronnym z Jakubem Kiwiorem i Janem Bednarkiem – mówi w rozmowie z „Wprost” Jacek Bąk, 96-krotny reprezentant Polski.
Dla wymienionej trójki obrońców swego rodzaju alternatywą może być inny piłkarz, który wraca do reprezentacji Polski. To Bartosz Salamon, który zdążył już uzbierać trochę minut w Lechu Poznań, po tym jak wrócił do gry w lidze po zawieszeniu.
– Zobaczymy, jak będzie się prezentował po przerwie. Trochę czasu minęło, odkąd ostatni raz go widzieliśmy w kadrze, a w tamtym przypadku upatrywaliśmy w nim lidera defensywy. To jest piłkarz, który nie zrobił oszałamiającej kariery, choć miał ku temu „papiery”. On już ma 32 lata i myślę, że dojrzał do wielkich spotkań – dodaje Bąk.
Probierz sięgnął po ludzi z Jagiellonii Białystok
Ciekawie może też wyglądać sposób, w jaki selekcjoner ustawi linię pomocy. Wśród powołanych mamy Jakuba Modera, powracającego do kadry po kontuzji. Po sześciu latach przerwy w reprezentacji znów znalazł się Taras Romańczuk. Pomocnik Jagiellonii będzie miał obok siebie klubowego kolegę – Dominika Marczuka. Ten natomiast otrzymał powołanie po raz pierwszy.
– Marczuk to melodia przyszłości. To jest zawodnik, który musi się obeznać z reprezentacją, czyli zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka, w jaki sposób się trenuje i tak dalej. Swoją postawą w lidze zasłużył na to, by być powołanym. Romańczuk to natomiast gracz solidny. Zawsze może wejść na boisko, wzmocnić środek pola. Nie jest to typ piłkarza, który mógłby grać z sukcesami w mocniejszej lidze, lecz w kadrze może się przydać. Trener Probierz dobrze go zna – analizuje nasz rozmówca.
W przypadku ostatniej formacji Probierz odszedł od swojej pewnej dotychczasowej zasady. Dotychczas bowiem powoływał na zgrupowania trzech napastników. Tym razem miał większy ból głowy i postawił na czwórkę snajperów. Nie znalazło się w tym gronie miejsce dla Arkadiusza Milika.
– Arkadiusz Milik co prawda gra w Juventusie, ale wiemy doskonale, że nie prezentuje wysokiego poziomu. I oczywiście to, że występuje w takim klubie nie jest równoznaczne z tym, że trzeba go od razu powoływać do kadry. Mamy innych dobrych napastników. Piątek się rozstrzelał w Turcji, do tego są Lewandowski, Świderski oraz Buksa. Myślę, że trener słusznie postąpił, stawiając akurat na tę czwórkę – przyznaje Bąk.
Porażka z Estonią będzie tragedią
Teraz pozostaje czekać już tylko do półfinału baraży. Jacek Bąk nawet nie chce myśleć o innym scenariuszu niż zwycięstwo biało-czerwonych. Krótko wskazuje, dlaczego tak jest.
– Limit meczów z kiepską grą przeciwko słabszym drużynom już chyba wyczerpaliśmy. Nie wyobrażam sobie innego wyniku niż zwycięstwo z Estonią. Nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Jeśli przegramy, to będzie to katastrofa. Żartobliwie można powiedzieć, że w przypadku porażki, trzeba zamknąć Stadion Narodowy – kończy Bąk.
Nad Polakami wisi brzemię historyczne, bowiem ostatni raz polskiej kadry zabrakło na Euro w 2004 roku. Później zaliczyliśmy obecność na czterech kolejnych mistrzostwach Europy i w jednym przypadku byliśmy współorganizatorem. Najlepiej wypadliśmy w 2016 roku, kiedy dotarliśmy do ćwierćfinału, w którym przegraliśmy po rzutach karnych z Portugalią.