Pierwszym meczem zaplanowanym na 9. kolejkę Ekstraklasy było starcie Górnika Łęczna z Lechią Gdańsk. Gospodarze tylko przez nieco ponad pół godziny potrafili stawiać opór przyjezdnym. Później wszystko w ich grze się posypało.
Lider osłabił zespół
Mało brakowało, a gospodarze wyszliby na prowadzenie już w czwartej minucie za sprawą wyprowadzonej kontry. Nikt nie spodziewał się wejścia Wędrychowskiego w pole karne z prawej strony, lecz Kuciak był czujny i obronił jego sprytny strzał. Po kwadransie Lechia odgryzła się za tamtą akcję – dośrodkowywał Conrado na głowę Paixao, ale bramkarz zdołał zbić piłkę na rzut rożny.
Emocje rozpoczęły się dopiero po 35. minutach, a rozpoczęły się od wydarzenia przykrego dla gospodarzy. Czwarty faul zaliczył wtedy Janusz Gol, a że już wcześniej miał na koncie żółtą kartkę, przewinienie skończyło się dla niego tragicznie, lecz zasłużenie – czerwoną kartką. Po chwili znakomitą okazję zmarnował Durmus. Paixao podał prostopadle do kolegi, ten wpadł w pole karne i uderzył obok golkipera, lecz tylko w słupek.
Lechia wypunktowała Górnika
Bardziej skuteczny okazał się Zwoliński po rzucie rożnym – zupełnie niepilnowany strzelił głową i wyprowadził Lechię na prowadzenie. Trzy minuty później (w 44.) gdańszczanie wygrywali już 2:0. Znów kluczową rolę odegrał Conrado, który zacentrował w pole karne, a Paixao wbiegł między dwóch defensorów i idealnie przyłożył głowę.
Po wznowieniu gry drużyna Tomasza Kaczmarka poszła za ciosem, przeprowadzając piękną akcję kombinacyjną. Złożyły się na nią cztery podania z pierwszej piłki oraz idealne dogranie do Sezonienki, który trafił do siatki. Nawet wtedy jednak Biało-Zieloni nie mieli dość. A szczególnie Zwoliński – napastnik strzelił dwa gole w ciągu kilku minut, jednak oba zostały anulowane w związku ze spalonymi. Co nie udało się Polakowi, zrobił Portugalczyk, dobijając na 4:0 uderzenie Durmusa zza szesnastki. Więcej goli w meczu już nie obejrzeliśmy.
twitterCzytaj też:
Nie żyje ojciec reprezentanta Polski. Tragiczną wiadomość przekazał Zbigniew Boniek