Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Jeśli wiosną Robert Lewandowski będzie musiał występować w Lidze Europy, pewnie pojawią się opinie, że źle wybrał nowe miejsce pracy, bo przecież Bayern Monachium spokojnie wyjdzie z tej grupy.
Kamil Kosowski: To chyba jednak zbyt mocno postawiona teza. Robert poszedł do Barcelony, żeby spełniać swoje marzenia, żeby grać w dobrym klubie, żyć z rodziną w przyjaznym klimacie... Ale chyba nawet on miał świadomość, w jakim miejscu jest obecnie FC Barcelona. Ze zarówno klub, jak i drużyna są w przebudowie i na wyniki trzeba będzie trochę poczekać.
Zespół Xaviego jest na początku pewnej drogi, potrzeba cierpliwości. Teraz wszyscy jesteśmy nieco rozczarowani, że Barca ma kłopoty w Lidze Mistrzów, ale wynika to głównie ze znakomitego początku sezonu tej drużyny. Lewandowski wprowadził się do niej znakomicie, bez żadnego okresu adaptacyjnego, od razu strzelał gole, a jego zespół wygrywał. Trzeba też zauważyć, że kalendarz rozgrywek był bardzo przychylny dla Barcelony, która mierzyła się głównie ze słabszymi rywalami. Szybko się okazało, że pokonanie np. Viktorii Pilzno 5:1 nie jest miarodajną wykładnią. Kiedy Barcelonie przyszło rywalizować z silniejszymi rywalami, zaczęły się schody. Dość szybko okazało się, że drużyna Xaviego nie jest jeszcze projektem skończonym i ma wiele niedoskonałości.
Myślę, iż Robert wcale nie miał takich oczekiwań, że od razu w pierwszym sezonie wygra z Barceloną Ligę Mistrzów. No nie wygra. Gwarancję sukcesu mógłby mieć gdyby poszedł do Manchesteru City, ale tam – jak wiadomo – postawili na Erlinga Haalanda, który wyczynia w t kosmiczne rzeczy i jest od Lewandowskiego aż o 12 lat młodszy.
Robert wydawał się być sfrustrowany niemocą Barcelony w starciu z Bayernem czy Interem. Wyglądało na to, że jego drużyna ma swoje limity i powyżej pewnego poziomu nie podskoczy.
„Lewy” ma prawo być sfrustrowany, ale też musi spojrzeć na siebie, na to, na ile pomógł drużynie w tych trudnych meczach. Gdyby nie fakt, że w środę zdobył na Camp Nou dwie bramki, to za mecz z Interem Robert raczej nie dostałby najwyższych not. Nie może też narzekać, że drużyna nie tworzyła mu dobrych sytuacji, bo swoje okazje miał. Strasznie mu przeszkadzał w meczu z Interem potężnie zbudowany Milan Škriniar, z którym ścierał się kilka razy w takich bardzo fizycznych pojedynkach. Było łapanie za koszulkę, były przepychanki i kuksańce. Robert nie pozostawał Słowakowi dłużny.
Generalnie niepokojące jest to, że trenerzy innych zespołów – także selekcjonerzy poszczególnych reprezentacji – mieli okazję zaobserwować, że to jest właśnie taki styl grania obrońcy, jakiego Robert nie lubi, z jakim sobie średnio radzi. To dla nich duża podpowiedź.