Ostatnia Grand Prix w Lesznie była niezwykle emocjonującym widowiskiem, a zdaniem wielu obserwatorów, najlepszym ze wszystkich rozegranych na torze im. Alfreda Smoczyka. W wyścigu finałowym 11 tysięcy kibiców było świadkami niezwykle zaciętej walki między najlepszymi polskimi zawodnikami - Gollobem i Hampelem. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, a wyścig ostatecznie wygrał... Chris Holder. Australijczyk wykorzystał błąd Golloba na trzecim okrążeniu i nieoczekiwanie jako pierwszy minął linię mety.
Polacy w rundzie zasadniczej nie imponowali formą - i do ostatnich biegów nie byli pewni awansu do półfinału. Już w drugim wyścigu Hampel spotkał się z Gollobem, ale lepszy okazał się zawodnik Unii - były mistrz świata spadł później na trzecie miejsce. Fantastyczną walkę kibice oglądali także w szóstym biegu, gdy Hampel walczył z Gregiem Hancockiem o drugą lokatę - i ostatecznie Polak wygrał tę rywalizację.
Przed ostatnią serią startów Gollob i Hampel mieli na koncie po siedem punktów i musieli przynajmniej na drugim miejscu ukończyć swoje biegi. Obaj wykonali zadanie - Gollob pokonał Petera Ljunga, Chrisa Holdera i Antonio Lindbaecka. Nieco więcej kłopotów miał brązowy medalista ostatniego cyklu Grand Prix, który po starcie zamykał stawkę. Chwilę później Hampel wprowadził jednak w euforię publiczność - jednym manewrem wyszedł na prowadzenie.Polacy spotkali się w jednym z półfinałów, ale akurat w tym wyścigu pojechali dość zgodnie pilnując czołowych miejsc, które gwarantowały im udział w finale. Takiej współpracy zabrakło w wielkim finale, choć wydawało się, że obaj staną na najwyższych stopniach podium. Ostatecznie zawodników pogodził Holder - Hampel nie był do końca zadowolony z trzeciej lokaty, ale dobry występ "u siebie" pozwolił mu na objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej.
Podczas GP Europy z dobrej strony pokazał się jadący z "dziką kartą" Przemysław Pawlicki. 20-latek Unii Leszno pewnie wygrał dwa wyścigi i awans do półfinału miał na wyciągnięcie ręki. W kolejnych biegach spisywał się już jednak nieco gorzej i swojej szansy do końca nie wykorzystał - mimo wszystko jednak siedem "oczek" w debiucie to bardzo przyzwoity rezultat.
PAP, arb