Kowalczyk ma depresję. "Trzy lata mojego życia to kłamstwo"

Kowalczyk ma depresję. "Trzy lata mojego życia to kłamstwo"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Justyna Kowalczyk (fot. Fei Maohua / newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
Justyna Kowalczyk, jedna z najwybitniejszych polskich sportsmenek, przyznała się w emocjonalnym wywiadzie na łamach "Gazety Wyborczej" i do depresji. Mistrzyni olimpijska z Soczi opowiedziała m.in. o swoim poronieniu i trudnej sytuacji życiowej.
Wiadomość o depresji Kowalczyk to duże zaskoczenie dla środowiska. Polska biegaczka, znana ze swojego twardego charakteru, przyznaje, że osoba, którą widzimy na narciarskich trasach, nie przypomina tej z domowego zacisza. - Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami. Z problemami, które mi się wcześniej nie zdarzały. W pewnym momencie byle posiłek bywał wystarczającym powodem do wymiotowania - opisuje swój stan Kowalczyk na łamach "GW".

- Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem. Zawiodłam się bardzo. Na początku maja przeżyłam klasyczne załamanie nerwowe. Teraz może być już tylko lepiej - mówi Kowalczyk.. Biegaczka narciarska wyjaśnia, że chodzi o jej "uczucia, o poronienie sprzed roku".

Na temat poronienia Kowalczyk wypowiedziała się niedawno na własnym profilu na Facebooku. Nie wszyscy zrozumieli jednak przesłanie, wielu doszukiwało się w jej słowach utraty... zwierzęcia. - Napisałam najprostszymi słowami na świecie: straciłam Dzieciątko. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Nie wiem, jak można było pomyśleć, że chodziło o psa. (...) Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok. (...) Niestety, los zdecydował inaczej. To były przerażające i traumatyczne dni. Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić - wspomina tamte chwile Kowalczyk.

Złota medalistka igrzysk olimpijskich dodaje, że podjęła próbę leczenia farmakologicznego. - Były takie próby, pierwsza ponad rok temu. Trzeba było spróbować, bo stany depresyjne ciągle się pogłębiały, nie potrafiłam sobie poradzić ani z tym, ani z bardzo niestabilną sytuacją, w której się znalazłam. Ale próba się nie powiodła, bardzo słabo reagowałam na lekarstwa. Druga próba była we wrześniu ubiegłego roku. Również z bardzo słabym efektem. I trzecia próba teraz, wiosną, kiedy było już naprawdę źle. Wszystkie próby kończyły się góra po miesiącu. Reagowałam utratami świadomości, jeszcze większymi nudnościami, trzęsawkami, lękami - tłumaczy i dodaje, że obecnie pracuje z psychoterapeutką.

"Gazeta Wyborcza"