Daniele Santarelli dla „Wprost”: Nie jestem Midasem siatkówki. Musiałem zapracować na swoje szanse

Dodano:
Daniele Santarelli Źródło: Newspix.pl / Marta Badowska
Przez wiele lat był znany jako trener, w którego CV brakowało sukcesów reprezentacyjnych. W 2022 roku dał się poznać jako szkoleniowiec, który doprowadził Serbię do mistrzostwa. Z kolei w obecnym sezonie Daniele Santarelli wraz z Turcją wygrał Ligę Narodów. Pracujący na co dzień w Imoco Conegliano Włoch w specjalnej rozmowie dla „Wprost” opowiada o czasie sukcesów czy kadrze Polski, w której w przeszłości chciał bardzo pracować.

Dlaczego niczym Midas nie zamienia wszystkiego w złoto? Kiedy zrodził się pomysł na jednoczesną grę Ebrar Karakurt i Melissy Vargas? Dlaczego nie zaskoczyła go dobra forma Katarzyny Wenerskiej i co łączy go ze Stefano Lavarinim? Klubowy trener Joanny Wołosz znalazł czas dla „Wprost” podczas serii spotkań Polska – Turcja w Mielcu i zdradził wiele szczegółów z ostatnich trenerskich sukcesów.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Wciąż pan analizuje i rozmyśla nad wszystkim mocniej niż powinien?

Daniele Santarelli: Dziś już sobie z overthinkingiem poradziłem. Uważam, że trener powinien być takim typem analityka, który ciągle nad czymś rozmyśle. W tej robocie nie przerwy. Nie żyjesz jedną filozofią, schematem przez całe życie. Praca szkoleniowca polega na ciągłej adaptacji do zmieniających się trendów, środowiska, zawodniczek. Gdy jesteś trenerem, to żyjesz z kłopotami – mniejszymi bądź większymi. Nie opuszczają cię nawet na krok. Im dłużej jesteś na topie, tym większą i groźniejszą masz odpowiedzialność. Jestem szkoleniowcem w czołowym klubie oraz reprezentacji świata. Nie mam tutaj dużego marginesu błędu.

Poprzedni i obecny sezon dużo zmieniły w pańskim życiu?

Bardzo dużo. Gdy ostatni raz dłużej ze sobą rozmawialiśmy, to pracowałem jeszcze z kadrą Chorwacji. Od tego czasu zdążyłem pracować z Serbkami, a obecnie trenuję Turczynki. Jak wspomniałem, przy reprezentacjach tej rangi odpowiedzialność za wyniki jest bardzo wysoka. Zamieniłem jedną czołową kadrę na inną, ale wymagania zostały takie sama. Z kolei w Conegliano od pierwszego dnia wiedziałem, że czeka mnie wymagające zadanie.

Dwa lata temu powiedział mi pan, że praca w Chorwacji i Conegliano była dla pana rozwijająca, bo kadra nie stała na analogicznie podobnym poziomie co Imoco. Dziś zarówno prowadzona przez pana kadra Turcji, jak i klub są w światowej czołówce. Czuje pan większą presję.

Często wspominam, że postanowiłem odstawić presję od siebie. Z każdym trudnym zadaniem czuję oczekiwania lub wyzwania. Presja nie ma dla mnie dużego znaczenia. Funkcjonuje z odpowiedzią na pytanie: „Co chcę robić?”. Dziś mogę powiedzieć, że chce być najlepszym trenerem, jakim mogę być.

Łączenie pracy trenera Conegliano i reprezentacji Chorwacji było owocne na początku mojej kariery szkoleniowej. Do Imoco trafiłem od razu z dużym zadaniem. Z Chorwatkami uczyłem się pracy selekcjonera kadry narodowej. Po latach poczułem się pewniejszy do wzięcia większej odpowiedzialności – za losy najlepszych reprezentacji świata.

Po złocie mistrzostw świata z Serbkami i Ligi Narodów z Turczynkami jest pan postrzegany jako „Midas siatkówki”. Czego pan nie dotknie, to zamienia w złoto.

Uwierz mi, to tak nie wygląda. Po prostu miałem szczęście, że trafiłem do zespołów, w których mieliśmy dobrze określony cel i wykonywaliśmy go na sto procent możliwości. Miałem wsparcie federacji, zawodniczek, sztabu szkoleniowego. Sam mogę tylko powiedzieć, że starałem się oddawać całego siebie. Musiałem zapracować na szansę od tak wybitnych federacji siatkarskich i jestem szczęśliwy, że udało mi się ją wykorzystać. Moja kariera trenera toczy się szybkim tempem. Nie będę ukrywał, że jest w niej wiele zwycięstw. Ale z pewnością nie jestem żadnym Midasem.

Co jest trudniejsze do zdobycia – rekord Guinnessa w liczbie zwycięstw z rzędu czy mistrzostwo świata?

O rekordzie zaczęliśmy myśleć, gdy byliśmy bliscy jego pobicia. Na początku liczyło się tylko zdobycie pucharu. Chcieliśmy wygrywać, by zdobyć tytuł. Nikt nie wiedział nic o jakimś rekordzie zwycięstw. Z mistrzostwem świata było inaczej. Już przy podpisywaniu kontraktu z serbską federacją myślałem o tym turnieju. Owszem, musiałem poznać skład i potencjał tego zespołu, ale gdy przyjechaliśmy na zmagania do Polski, to od pierwszego dnia chcieliśmy zabrać trofeum dla siebie. Ten sukces był jednak znacznie trudniejszy do osiągnięcia, mimo że wymagał wygrania mniejszej liczby spotkań niż rekord Guinessa.

Zaskoczyła pana szybkość, z jaką osiągnął pan sukces z Serbkami. Nie przepracował pan z nimi roku, a już miał w dorobku drugie najważniejsze złoto w siatkówce.

Wiesz co? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć 4:52. Przez te kilka miesięcy przeżyłem fantastyczne doświadczenie. Gdy trafiłem na pierwsze zgrupowanie i zobaczyłem te wszystkie świetne zawodniczki, to od razu miałem wielką motywację do pracy. Dla mnie ubiegły sezon był pełen premierowych wydarzeń. Pierwszy raz brałem udział w Lidze Narodów oraz w mistrzostwach świata. Chciałem pokazać wszystkim, że nadaje się do tego wąskiego kręgu.

Jak wcześniej wspomniałem, jestem osobą, która sama od siebie wiele wymaga. Chcę pokazywać, że umiem wykorzystywać szanse, które dostaję. Dziś dzięki sezonowi 2022 jestem bardziej doświadczonym szkoleniowcem. Nie zmienia się jednak moje nastawienie. Mam pewne stałe cele w mojej głowie, które chcę zrealizować między innymi z reprezentacją Turcji.

Jakie największe wyzwanie stało przed panem, gdy objął pan kadrę Turcji?

(chwila przerwy – przyp. M.W)

Dobre pytanie, na które nie mogę tak łatwo odpowiedzieć. Z pewnością przejęcie reprezentacji po Giovannim Guidettim nie było prostym zadaniem. Musiałem zastąpić najlepszego trenera na świecie, który pracował z tymi zawodniczkami przez lata. Jestem innym trenerem niż on. Niby łączy nas narodowość, ale w praktyce raczej jesteśmy różni.

Nawiązując do tego co pytasz – myślę, że gdy zaczynałem pierwsze zgrupowanie, to największym wyzwaniem było to, aby po prostu być dobrym trenerem – nie dla siebie, ale dla zawodniczek i federacji.

„Z perspektywy zawodniczki występy w klubie – niezależnie jakim – są jak pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu. Praca w reprezentacji przypomina camping. Mówimy tu o innym poziomie trudności i realiach” – powiedział mi Guidetti, gdy rozmawiałem z nim w ubiegłym roku.

Reprezentacja to wyzwanie dla każdego – trenera i sztabu oraz zawodniczek. Spędzacie ze sobą wiele miesięcy w jednym miejscu. Do tego dochodzącą ze trzy różne rozgrywki, co także jest obciążające. W klubie, po meczu lub treningu, wracasz do mieszkania i jesteś wolny. Możesz robić co chcesz. Na zgrupowaniu tak się nie da, bo siedzisz w hotelu. Jesz, trenujesz i podróżujesz, a wokół siebie masz te same twarze.

W przypadku kadry Turcji możemy mówić o małym szczęściu, bo wiele siatkarek na co dzień mieszka w Stambule, gdzie trenujemy. Dla mnie to w sumie nawet dobre, bo wiem, że po dłuższym czasie przebywania z tymi samymi osobami, zawodniczki chcą na moment zmienić środowisko. Mogą się odciąć od klimatu siatkarskiego, a później z pełnym zaangażowaniem pracować na treningach.

Gdy wraca pan dziś pamięcią do Ligi Narodów 2023 – co złożyło się na sukces reprezentacji Turcji?

Ogromna motywacja. Chcieliśmy pokazać wszystkim, że jesteśmy w wąskim gronie najlepszych zespołów świata. Od początku każdy miał odpowiednie nastawienie. Nie brakowało nam chęci i sił do pracy. Oczywiście, oprócz motywacji mieliśmy też bardzo dobry poziom sportowy. Nie mam wątpliwości, że prezentowaliśmy świetną – i co ważne – zespołową siatkówkę. Jeżeli będziemy grać tak jak na VNL, to możemy dalej odnosić podobne wyniki.

Łatwo było panu pomieścić w jednym momencie na boisku dwie atakujące – Melissę Vargas i Ebrar Karakurt?

Może kogoś zdziwię, ale już w momencie gdy podpisywałem kontrakt miałem już ten pomysł w głowie. Nie miałem jednak pewności, czy zda to egzamin, póki nie zobaczyłem ich wspólnej gry. Po obserwacji doszedłem do wniosku, że ten pomysł jest całkiem ciekawy. Dostrzegałem jego plusy, ale także i minusy. Te pierwsze przeważały nad drugimi. Dopracowywaliśmy wspólną grę Ebrar i Melissy na treningach.

Karakurt wykonała wielką pracę, by dobrze odnaleźć się na nowej pozycji. Tak naprawdę dysponowałem ogromnym potencjałem w ataku. Mało która reprezentacja może poszczycić się tak wieloma opcjami w ofensywie. Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogę trenować te siatkarki.

Jak oceni pan ostatnie poczynania reprezentacji Polski?

Nie jestem zaskoczony wynikiem Polek, bo wiedziałem, że to zespół z dużym potencjałem. Sam pewnie pamiętasz, że bardzo chciałem zostać trenerem waszej reprezentacji.

Był pan bardzo bliski objęcia tego zespołu.

Chciałem być selekcjonerem kadry Polski, bo dostrzegałem duży potencjał na sukces. Byłbym głupkiem, gdybym wtedy odpuścił szansę pracy z takim zespołem. Ostatecznie federacja postawiła na Lavariniego, co było świetnym ruchem. Dziś dobrze dostrzegam jak w waszym zespole wszyscy pracują na najwyższym poziomie. Reprezentacja ma w składzie bardzo dobre zawodniczki. Znajduje się w niej mieszanka młodych i doświadczonych siatkarek. Polski Związek Piłki Siatkowej ma świetną organizację, dziewczyny mogą liczyć na liczny doping kibiców, a Stefano wykonuje fantastyczną robotę. Wszyscy zasłużyli na medal Ligi Narodów.

Polki zdobyły medal bez dobrze panu znanej Joanny Wołosz w składzie.

Druga rozgrywająca, Katarzyna Wenerska, świetnie ją zastąpiła. Jeśli się nie mylę, to wraz z Rzeszowem dwa razy dotarła do ćwierćfinału Ligi Mistrzyń.

Zgadza się.

To nie przypadek, że grała dobrze w Lidze Narodów. To doświadczona zawodniczka, ograna z siatkówką na wysokim poziomie. Zawsze, gdy mój zespół gra przeciwko niej, to instruuję zawodniczki, by zwracały nią uwagę, bo Wenerska dysponuje dużymi umiejętnościami i potrafi zaskakiwać rywalki. Asia Wołosz to jedna z najlepszych rozgrywających świata, ale Stefano ma teraz w zanadrzu kolejną dobrą kreatorkę gry.

Gdy rozmawialiśmy po ćwierćfinale mistrzostw świata, powiedziałeś, że nie można porównać rywalizacji pana i Lavariniego do tej z udziałem Cristiano Ronaldo i Leo Messiego sprzed lat, gdyż wy nie jesteście takimi protagonistami.

Masz rację.

Z kolei, gdy to samo pytanie w maju otrzymał trener Lavarini, odpowiedział: „Jeżeli bierzemy pod uwagę tylko trofea w ostatnim roku, to Daniele w naszej rywalizacji jest jednocześnie Ronaldo i Messim”.

To nieprawda, Stefano chciał być po prostu miły (śmiech). Nasza praca jest skomplikowana. Pracujemy dla federacji i zawodniczek. Nie jesteśmy kolekcjonerami medali, którzy szpanują nimi w mediach i chcą kreować siebie na wszechpotężnych. Mnie i Stefano łączy wielkie zamiłowanie do pracy oraz wiara w zawodniczki, z którymi współpracujemy. Gdy widzimy zadowolenie dziewczyn, to nasza praca jest już praktycznie wykonana. My, trenerzy, jesteśmy od tego, by im pomagać i wspierać, a nie nimi sterować.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...