Fernando Santos był zaskoczony tym, co zastał w reprezentacji Polski. Nie potrafił tego zrozumieć
Po zwolnieniu Fernando Santosa Dariusz Dziekanowski wskazał nam, kogo teraz potrzebują Biało-Czerwoni. W drugiej części rozmowy z przewodniczącym Klubu Wybitnego Reprezentanta skupiliśmy się na tym, co nie zagrało w grze reprezentacji Polski za kadencji Portugalczyka. Były piłkarz zdradził nam również, co usłyszał od 68-latka, kiedy miał z nim okazję porozmawiać na temat kadry.
Dariusz Dziekanowski zdradził, co usłyszał od Fernando Santosa
Norbert Amlicki „Wprost”: Czy pana zdaniem Fernando Santos powinien był zostać zwolniony?
Dariusz Dziekanowski, były piłkarz, przewodniczący Klubu Wybitnego Reprezentanta: Nie. Powinien naszą reprezentację poprowadzić do końca eliminacji. Zastał bardzo niekomfortową sytuację i wydaje mi się, że otrzymał bardzo małe wsparcie od przełożonych z PZPN. Od początku jego kadencji ciągnęło się dużo spraw, które nie zostały wyjaśnione.
Jeśli musimy kogoś eliminować, to powinniśmy zacząć od najsłabszych ogniw, a nie trenera, który ma bardzo dobre CV. Prowadził Portugalię i Grecję, a także jest bardzo szanowany przez poprzednich pracodawców. Z kolei tutaj spotkał się z bardzo trudną sytuacją, a większość osób, które mogłyby pomóc, tylko się przygląda.
Co miał pan na myśli mówiąc, że trzeba zacząć od „najsłabszych ogniw”?
W ostatnim czasie sporo mówiło się o zwolnieniu Santosa i zrezygnowaniu z Roberta Lewandowskiego. Te opinie są bardzo niesprawiedliwe dla nich, a w tej kadrze są zawodnicy, którzy od kilku lat przyjeżdżają na kadrę i nie grają dobrze. Ja nie czuję, by wszyscy reprezentanci Polski mieli w głowie chęć gry z orzełkiem na piersi i udowodnienia tego trenerowi.
Nie powiedział pan wprost, o kogo chodzi, ale można się domyślić. To jednak Fernando Santos podejmował takie decyzje i nie odważył się na taki krok, by odstawić tych zawodników.
Rozumiem Fernando Santosa. Moim zdaniem powołanie Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego było spowodowane tym, co zobaczyliśmy w Mołdawii. Trener podszedł do tego w psychologiczny sposób. Tak długo grali w kadrze, a on po przyjściu zdecydował, by nie brać ich pod uwagę. Teraz na ostatnim zgrupowaniu dał im szansę, by udowodnili, że się pomylił i że powinni dalej być częścią tej drużyny.
Tym bardziej że w wywiadach głośno mówili o chęci gry w reprezentacji.
No właśnie. Niewielu jest zawodników z długim stażem, którzy godzą się z tym, że trener ma inną koncepcję na zespół. Mieli doskonałą okazję, by pokazać, że Santos nie miał racji. Ja nawet liczyłem, że zechcą zaprezentować się z jak najlepszej strony i udowodnić, że są w tej kadrze niezbędni. Niestety, tego nie zobaczyłem.
W swoich wypowiedziach Tomasz Hajto podkreśla, jak ważne jest zaangażowanie, walka, wybieganie i dawanie „z wątroby”. W ostatnich meczach naszej reprezentacji tego za bardzo nie było widać. Z czego to się bierze?
Ważne jest, by przyjeżdżając na kadrę, czuć się bardzo dobrze w otoczeniu kolegów i pracowników sztabu, którzy prezentują pewien poziom, tworzą tę atmosferę. Dla mnie niezrozumiałe jest to, że lekarz robi interesy z zawodnikiem, idą do sądu, a potem spotykają się razem na zgrupowaniu. Nie mieści mi się to w głowie. Każdy szczegół w przygotowaniach do meczów jest ważny, a taka sytuacja nie powinna mieć prawa bytu. To jest niedopuszczalne i takimi sprawami powinni zajmować się działacze PZPN. Zawodnicy, trenerzy i wszyscy, którzy pracują z reprezentacją powinni czuć się komfortowo.
Moim zdaniem Fernando Santos również powinien w tej sprawie zareagować i postanowić, że w jego kadrze takie rzeczy nie będą miały miejsca. Trener i osoby, które kierują reprezentacją powinny wiedzieć, czy u zawodników wszystko jest w porządku poza piłką, czy nie mają problemów prywatnych, biznesowych, bo mogą być myślami gdzie indziej. Trzeba poznać zawodnika i umieć rozpoznać, jak jest przygotowany, nie tylko pod względem fizycznym i sportowym. Koncentracja i emocje mają ogromny wpływ na grę.
Z tego, co pan mówi, można wywnioskować, że gdyby nie było wszystkich afer wokół kadry, gra reprezentacji za Fernando Santosa mogłaby wyglądać inaczej.
Byłoby zdecydowanie lepiej. Zawodnicy powinni być myślami tylko przy meczach i szkoda, że działacze szybko nie ucięli tych spraw, które są wokół kadry.
Krytycy mówią – ryba psuje się od głowy, a zwolnienie selekcjonera jest „najprostszą” decyzją. Czy w PZPN powinny zajść dalej idące zmiany?
Nie jest to możliwe. Aczkolwiek prezes Cezary Kulesza nie może powiedzieć, że ma udany czas w kierowaniu związkiem. Nie przewiduje pewnych sytuacji i nie reaguje na nie szybko – głównie czeka na rozwój sytuacji i wówczas odpowiada. A to od niego powinna zaczynać się cała komunikacja i to on powinien być motorem załatwiania wielu trudnych spraw.
Jak by pan podsumował i ocenił 232 dni pracy Fernando Santosa?
Szkoda, że zawodnicy nie mieli przyjemności w tym, żeby korzystać z wiedzy takiego fachowca, jakim jest Fernando Santos. Wielu zawodników wyjeżdżając na zachód mówi o zaskoczeniu poziomem i o tym, że czerpie garściami wiedzę od trenera. Nie umniejszając polskim szkoleniowcom.
Miałem możliwość porozmawiania z Portugalczykiem i powiedział mi jasno „ja nie mam drużyny, muszę ją zbudować. Mam poszczególne ogniwa, które dobrze funkcjonują, ale nie ma tej chemii, która powinna być, a piłkarze nie grają jeden za drugiego”. Trener mówił mi, że tego nie rozumie, dlaczego zawodnicy nie chcą się otworzyć, stworzyć zespołu.
Z jednej strony nie rozumiał, ale powoływał wciąż te same twarze. Pojawiał się Ben Lederman czy Adrian Benedyczak, ale nawet nie podnieśli się z ławki, jak już się na niej znaleźli.
Też pewne ruchy zrobił. W wygranym 1:0 meczu z Niemcami postawił na Kędziorę w środku obrony. W tych sześciu meczach Piotr Zieliński zaczął brać większą odpowiedzialność. Wydaje mi się, że Santos zawiódł się na tym, że ten zespół nie reaguje. Mając podrażnioną ambicję po blamażu w Mołdawii Biało-Czerwoni powinni zagrać z Wyspami Owczymi lepiej i agresywniej, a wyszli tak, jakby do nich nie docierało, że zbliża się katastrofa.
Wracając do tego, co pan powiedział o „tworzeniu zespołu”, aż przypomina się obrazek z Euro 2016, kiedy w meczu ze Szwajcarią po faulu na Lewandowskim do rywala jako pierwszy podbiegł Błaszczykowski, który miał bardzo chłodne relacje z napastnikiem. Było wtedy widać, że na boisku Biało-Czerwoni są drużyną.
W meczach z Wyspami Owczymi i Albanią nie było widać żadnej wspólnej reakcji. Jak ktoś źle zagrał, to po innych nie widać było złości, podpowiedzi, czy też pomocy. W mowie ciała można było zauważyć, że ci zawodnicy nie myśleli jak drużyna.