Bartosz Kurek chwycił za mikrofon i zrobił show. Mocno rozbawił wszystkich
Polscy siatkarze wrócili już do kraju po tym, jak w Rzymie udało im się wywalczyć mistrzostwo Europy. Drużyna prowadzona przez Nikolę Grbicia zdołała odnieść ten sukces we wspaniałym stylu, więc nie dziwota, że po podróży Biało-Czerwonym dopisywały humory. Dowody na to dostaliśmy między innymi podczas konferencji prasowej, podczas której show skradł Bartosz Kurek.
Bartosz Kurek w nietypowej roli
Polakom udało się dokonać tego wyczynu w znakomitym stylu, po drodze pokonując kilku poważnych przeciwników. Co prawda przez fazę grupową przeszli jak burza, aczkolwiek tam mieli bardzo łatwe zadanie. Po pięciu meczach skończyli tę część z bilansem 5 zwycięstw w 5 meczach i wynikiem 15:1 w setach. Poziom poszedł znacząca w górę dopiero od ćwierćfinału. Wtedy po thrillerze wygraliśmy 3:1 z Serbią, następnie 3:1 ze Słowenią, a finał to już był koncert w wykonaniu naszych siatkarzy.
W nim jednak nie pomógł Bartosz Kurek, który ponownie nabawił się kontuzji. Mimo wszystko jednak pozostał z drużyną i był jej dobrym duchem w kluczowej fazie mistrzostw Europy. O tym, jak doskonała atmosfera panuje w zespole, przekonaliśmy się też na konferencji prasowej, gdy atakujący chwycił za mikrofon.
Tak brzmiało pytanie Bartosza Kurka do Aleksandra Śliwki
Lider ekipy prowadzonej przez Nikolę Grbicia postanowił w ten sposób wcielić się w dziennikarza, parodiując typowego reportera, z którymi sportowcy często muszą rozmawiać zaraz po meczach. Właśnie w ten sposób skonstruował swoje pytanie. – Jakie to uczucie skończyć ostatnią piłkę w finale ME przy stanie 24:23? Daliście sobie jakiś znak z Marcinem Januszem, by wystawił ci piłkę? Kiwnąłeś mu „dawaj do mnie, jestem pewny, wystaw mi, a ja to skończę”? – zapytał Bartosz Kurek Aleksandra Śliwkę.
– Bez komentarza – momentalnie zripostował go przyjmujący – sala wybuchła wtedy śmiechem, ale później gracz ZAKSY Kędzierzyn-Koźle odniósł się do sprawy już zupełnie na serio. – Pamiętam, co miałem w głowie przy przedostatniej piłce. Włosi wtedy ratowali akcję, a w końcu my jej nie skończyliśmy. Przypomnieliśmy sobie, że mamy jeszcze jedną szansę i szczęśliwie się udało. Piłka poszła w aut między rękami blokujących. Było przy tym trochę szczęścia, a potem mogliśmy już celebrować – powiedział Aleksander Śliwka.