Grzegorz Łomacz dla „Wprost”: Zaakceptuję każdą rolę, w jakiej będzie mnie widział trener. To świetna szansa
Reprezentacja Polski siatkarzy zmierzy się z ostatnią przeszkodą sezonu reprezentacyjnego 2023. Biało-Czerwoni niczym turecka kadra kobiet do tej pory wygrała wszystkie możliwe trofea roku – Ligę Narodów i mistrzostwo Europy. Teraz chcą jeszcze zająć jedno z dwóch miejsc premiowanych awansem na igrzyska olimpijskie. Teoretycznie lider rankingu FIVB nie powinien mieć z tym najmniejszych problemów.
Rozmowa z Grzegorzem Łomaczem, rozgrywającym kadry Polski
Polacy trafili do grupy C mającej swoją lokalizację w chińskim Xi’an. Do Państwa Środka wylecieli już w środę, aby w spokoju zaadaptować się do nowych warunków. W dniach 30 września – 8 października zagrają tam siedem spotkań – z Belgią, Bułgarią, Kanadą, Meksykiem, Argentyną, Holandią.
Do Chin nie udał się Bartosz Kurek, który niemalże przez cały sezon borykał się z problemami zdrowotnymi. Łukasz Kaczmarek pokazał, że jest w stanie godnie zastąpić atakującego. Jego miejsce w składzie zajął Bartłomiej Bołądź z Projektu Warszawa, a funkcję kapitana na czas turnieju przejął Aleksander Śliwka.
Z pewnością jednym z liderów kadry – pod względem doświadczenia – jest Grzegorz Łomacz. Pochodzący z Ostrołęki rozgrywający od lat pełni w zespole funkcję drugiego „sypacza”, który często pojawia się na placu gry jako element podwójnej zmiany. Choć teoretycznie rola rezerwowego może działać na ambicję zawodnika, to 35-latek podkreśla, że dla kadry jest zawsze dostępny niezależnie od roli. Zawodnik PGE GiEK Skry Bełchatów opowiada dla „Wprost” także o wymagającym sezonach (reprezentacyjnym i klubowym) czy o nici porozumienia z młodszymi reprezentantami.
Michał Winiarczyk, „Wprost”: Odpocząłeś po mistrzostwach Europy?
Grzegorz Łomacz: Tak na dobre to nie, bo po powrocie mieliśmy dzień na aktywności ze sponsorami i spotkanie z premierem, a po dwóch dniach już się wszyscy spotkaliśmy w Spale. Fajnie, że mogliśmy przyjechać z rodzinami. To z pewnością podładowało nasze baterie.
Czujesz w nogach trudy wymagającego sezonu?
Na szczęście nie do końca. Czuję się bardzo dobrze pod względem fizycznym. Z pewnością ten sezon już się bardzo ciągnie. Nie powiem, że jest monotonny, ale odczuwamy jego długość. Cieszymy się, że czeka na nas ostatnia misja – turniej kwalifikacyjny do igrzysk. Po nim będziemy mogli wrócić już do domów.
Jak podchodzi się do ostatniego turnieju sezonu wiedząc, że poprzednie dwie imprezy – Liga Narodów i mistrzostwa Europy – zakończyły się zwycięstwami?
Na pewno z dużą pewnością siebie i wiarą w to, co robimy. Podoba mi się to, że każdy, niezależnie od tego czy mowa tu o siatkarzach, czy członkach sztabu, wie po co tu jest i co trzeba zrobić, by zrealizować cel. Nie spotkałem się nigdy z takim zaangażowaniem.
Domeną tej kadry jest to, że patrzymy na każdego najbliższego rywala, nie rozmyślając o tym, co może czekać na nas za kilka spotkań. Z takim podejściem podchodziliśmy do poprzednich imprez i tak samo podchodzimy do turnieju kwalifikacyjnego. Wszystkie zespoły, z którymi zmierzymy się w Chinach są groźne. Łatwo można potracić punkty, więc musimy być zawsze mocno skoncentrowani. Jestem jednak pewny, że skupienia nam nie zabraknie.
Zastanawiam się, czy po tegorocznych sukcesach, możecie coś jeszcze zmienić w swojej grze? Gdzie leży granica przed ulepszeniem, a przedobrzeniem?
Wiem, że trudno to ocenić i zrozumieć w obecnej sytuacji, ale zawsze znajdzie się coś do poprawy. Każdy zawodnik ma w głowie to, że mógłby coś jeszcze zmienić w poszczególnym elemencie gry. Nie ma idealnej gry. Pewnie jak zapytasz się trenera, to ci wymieni wiele uwag (śmiech). Koncentrujemy się na ulepszeniu naszej siatkówki, bo w przeciwnym wypadku staniemy w miejscu. A to z kolei doprowadzi do regresu, bo konkurencja nie zwalnia tempa i cały czas się rozwija.
W kadrze pełnisz funkcję zmiennika, którego często wpuszcza się wraz z drugim atakującym z nadzieją na zmianę gry zespołu. Zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności, że w każdej chwili masz wejść i „coś” zdziałać, by poprawić wynik?
Będąc w reprezentacji zaakceptuję każdą rolę, w jakiej będzie mnie widział trener. Teraz pełnię funkcję drugiego rozgrywającego. Cieszę się, że mogę czasem wejść i w jakimś stopniu pomóc chłopakom w spotkaniu. Niestety przez kontuzję Bartka Kurka tych szans było troszkę mniej, ale w każdej sytuacji widzę dla siebie wyzwania. Czuję oczekiwania, ale i wiarę całej drużyny. Wchodzę na boisko z myślą, że zagram dwie, trzy akcje, ale będą to akcje decydujące o losach seta. To wymagająca, lecz zarazem świetna szansa dla mnie. Tym bardziej jestem zadowolony, gdy wszystkie zakończą się powodzeniem, a ja dołożę do tego małą cegiełkę.
Czujesz się już niejako nestorem polskiej reprezentacji?
Szukasz innego słowa, by nie powiedzieć, że jestem stary? (śmiech)
Chciałem być miły.
Niech ci będzie.
Zdaje sobie sprawę z wieku. Jestem już w reprezentacji bardzo długi czas. Z częścią przebywam dłużej, z częścią mniej. Uwielbiam tutaj przebywać, bo jest tutaj fantastyczna atmosfera. Zobaczymy jak długo ta przygoda będzie jeszcze trwać.
Znajdujesz pozasportową nić porozumienia z młodszymi zawodnikami pokroju Tomasza Fornala czy Norberta Hubera. W przeciwieństwie do nich wydajesz się być mocno stonowany.
Na szczęście nie jest tak źle, jakby można było pomyśleć. Nie będę jednak ukrywać, czasem nie rozumiem ich pomysłów i nie pojmuję, o czym rozmawiają, ale chyba mocno zacofany nie jestem (śmiech). Potrafimy znaleźć tematy do rozmów. Z wymienionymi przez ciebie chłopakami mam bardzo dobre relacje i zawsze się z nimi dogadam.
Po turnieju olimpijskim nie będziesz mógł liczyć na długi urlop, gdyż zaraz startuje PlusLiga. Biorąc pod uwagę nadchodzący, wymagający kalendarz ligowy czujesz obawy?
Chyba dopadła już nas jakaś znieczulica. Tego grania jest dużo i za dużo, a im więcej się o tym mówi, tym tego jest więcej. Na razie koncentruję się na turnieju kwalifikacyjnym. Zaraz przyjdzie też liga. Na szczęście i nieszczęście nie będę grał w europejskich pucharach, więc chwila oddechu pewnie się znajdzie. Ale nie zazdroszczę tym chłopakom, którzy będą rywalizować również w Lidze Mistrzów.
Po raz pierwszy od lat koleżanki po fachu ustawiły wam poprzeczkę, jeśli chodzi o kwalifikację olimpijską.
Wszyscy w Spale śledziliśmy ich zmagania. Siłą rzeczy ten temat się cały czas przewijał. Nawet jak ktoś się nie interesował, to słyszał częste dyskusje. Serce się raduje widząc sukcesy dziewczyn. Mamy nadzieję, że zaraz będziemy mogli powiedzieć „do zobaczenia w Paryżu”.