Iga Świątek to też jest człowiek. Pamiętaj o tym, zanim ponownie coś napiszesz

Dodano:
Iga Świątek Źródło: Newspix.pl / Abaca
Iga Świątek wycofała się z turnieju WTA 1000 w Pekinie. Wydarzenia, które w roku 2023 wygrała. Tym razem Polka postanowiła jednak po ludzku odpocząć od grania.

Mająca 23 lata Iga Świątek w swojej karierze wygrała 22 zawodowe turnieje. Pięć razy sięgała po te najbardziej cenne, bo wielkoszlemowe, czterokrotnie w ukochanym Paryżu na kortach Rolanda Garrosa i raz, w kotle nowojorskiego US Open.

Całą tę wyliczankę można swobodnie odnaleźć w sieci, wykonując kilka kliknięć, więc jak tym razem odpuszczę sobie te kronikarskie obowiązki. Chciałbym jednak pozostać w kontekście klikowym, konkretniej wykonaniu jednej z najważniejszych czynności przez posiadaczy komputerów. Klawisz „Enter”, który ma w sobie magiczną właściwość – wypuszczenia w e(n)ter tego, co właśnie napisaliśmy. W obecnej rzeczywistości smarfonowej zastępuje go właściwie dotknięcie telefonu, konkretnie opcji „publikuj”, ale przyjmijmy tą nieco zakurzoną, ale ciągle funkcjonującą symbolikę enterową.

Dyskusja o tym, co dzieje się z Igą Świątek, przetacza się przez media, zarówno te dziennikarskie, jak i typowo społecznościowe, przy każdej nadarzającej się okazji. Polka jest właściwie dobrem narodowym, oczywiście pod warunkiem, że wygrywa. W przypadku porażek zaczyna się kręcenie nosem. A jak tych porażek jest więcej, to już grożenie palcem i wskazywanie „złotych” rad zewsząd.

Celowo uogólniam, bo jest też grupa ludzi świadomych, nawet jeśli nie samej sztuki tenisa od A do Z, to życiowo. Empatia nie jest im obca. Dodatkowo wiedzą, że tenis to sport przegranych. W poszczególnych turniejach znajdzie się ich zdecydowana większość, bo w końcu trofeum w górę może wznieść tylko jeden bądź jedna. Nie muszę dodatkowo przekonywać, że tę grupę biorę w nawias. Niech czują się zaopiekowani, docenieni, tu i teraz. Ja wychodzę poza takowy, przechodząc na margines. Może nie społeczny, ale na pewno kibicowsko-internetowy.

Świątek w 2024 roku wygrała pięć turniejów, tych z wysokiej półki, bądź najwyższej półki. Doha, Indian Wells, Madryt, Rzym i wielkoszlemowy Paryż. Do tego Polka dorzuciła brązowy medal igrzysk olimpijskich ze stolicy Francji. Czyli całkiem nieźle. Olimpijska presja spoczywająca na Polce – bo przecież naród patrzy – kosztowała Świątek jednak dużo więcej, niż komukolwiek może się wydawać. A „odchorowanie” tego na korcie nie jest dobrym pomysłem. Tym bardziej wchodząc w rytm przeciążonego do granic możliwości kalendarza WTA, na co Polka wielokrotnie zwracała uwagę.

Dlaczego medal olimpijski trzeba było „odchorować”? Świątek to niezwykle ambitna osoba i choć mistrzyni osobiście nie poznałem, wydaje się być równie mocno wrażliwa. Właśnie z tego względu ten wymarzony Mazurek Dąbrowskiego ze złotem na szyi, w Paryżu, trzeba było przepracować. Przekuwając na radość z brązowego krążka, którym Świątek zapisała się w historii olimpizmu, nie wspominając o polskim tenisie. Pierwszy medal dla tego sportu w dziejach. Nikt nigdy wcześniej. A w Paryżu właśnie ona.

Nie potrafię zatem wytłumaczyć sobie ze spokojem, dlaczego w momentach, w których osoba dająca krajowi tyle radości od kilku lat, chce nabrać sił bądź zwyczajnie nie odbijać „paletkom” na punkty i pieniądze, wspomniany margines tego nie umie uszanować. Zamiast tego, pojawia się setka domysłów, komentarze będące miksturą złośliwości i dyletanctwa, po prostu coś koszmarnego.

Im więcej takich wpisów, tym bardziej doceniam to, że Świątek potrafi podjąć próby zatrzymania tego szaleństwa. Pogoni za kolejnymi sukcesami, rekordami, tytułami. Tempa nie narzuca jednak sama zawodniczka czy jej sztab, ale cała reszta dookoła. Świątek od kwietnia 2022 roku, z niewielką przerwą, jest najlepszą tenisistką na świecie. Ranking WTA daje tu twarde, niezbywalne dowody. I nawet jeśli któregoś dnia pod numerem 1 pojawi się inne nazwisko, to Świątek nadal będzie ambasadorką Polski na kortach całego świata. Co już z samego faktu jest trudne, niezależnie od tego, czy gra się o swoje pieniądze, czy nie. Tak to już jednak będzie do końca kariery Polki.

Oczywiście nie jestem naiwny i wiem, że ten margines bezmyślnych „klikaczy” i „klikaczek” nadal będą występować. Jeśli jednak choć kilka osób spojrzy nieco szerzej na to, że Świątek jest człowiekiem, to już będzie spory sukces.

Nie dla mnie czy mojej satysfakcji. Dla dobra zapewne lubiącej się uśmiechać Polki z Raszyna. Po igrzyskach, umówmy się, mało było takich okazji na korcie. Więc niech ta radość wróci, swoim tempem, a z takim fundamentem – zapewniam – wszyscy będą szczęśliwi. Zwłaszcza ci (a tych jest większość!), co dobrze Idze Świątek życzą.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...