Finałowy mecz Ligi Mistrzów rozpoczął się z ponad półgodzinnym opóźnieniem spowodowanym problemami kibiców Liverpoolu, którzy nie byli w stanie dotrzeć na czas na trybuny Stade de France. Gdy kibice The Reds pojawili się już na stadionie, byli świadkami bardzo dobrej pierwszej połowy w wykonaniu swoich ulubieńców. Wicemistrzowie Anglii naciskali defensywę Realu Madryt, regularnie kreowali akcje ofensywne i gdyby nie świetna postawa Thibauta Courtoisa, jeszcze przed przerwą wypracowaliby komfortową zaliczkę bramkową.
Finał Ligi Mistrzów. Kontrowersje przed przerwą
Królewscy z kolei cierpliwie czekali na okazję do kontrataku i mało brakowało, a w 43. minucie dość nieoczekiwanie objęliby prowadzenie. Zamieszanie w polu karnym The Reds wykorzystał Karim Benzema, który płaskim strzałem trafił do bramki strzeżonej przez Alissona. Gola jednak nie uznano po sygnalizacji sędziego bocznego o pozycji spalonej, a po kilkuminutowej weryfikacji VAR tę decyzję podtrzymał arbiter główny.
Werdykt sędziów wzbudził duże kontrowersje, ponieważ zdaniem części kibiców i dziennikarzy, Benzema nie znajdował się na pozycji spalonej, ponieważ to nie Fede Valverde zagrywał do Francuza. Z powtórek wynikało, że jako ostatni piłkę dotknął gracz The Reds, a konkretnie Fabinho. „Obrabowali Fabinho z asysty” – stwierdził Marcin Gazda, komentator Eleven Sports. „Czysty gol” – przekonywał były sędzia międzynarodowy, Marcin Borski. Z tego typu opiniami zgodziło się wielu internautów, w tym rzecz jasna, fanów Realu.
Z wyjaśnieniami, dlaczego sędzia nie uznał bramki, pospieszył Krzysztof Marciniak z Canal+ Sport. „Co do zasady – jeśli piłka zagrana od przeciwnika to sędziowie oceniają: zagranie celowe = nie ma spalonego; rykoszet, przypadkowe odbicie = ofsajd. Stąd decyzja o nieuznaniu gola Realu” – tłumaczył.