Po dwumeczu Lecha Poznań z Karabachem Agdam nie da się być kibicem polskiej piłki – a samego Kolejorza zwłaszcza – i czuć coś innego niż wstyd, zażenowanie oraz wściekłość. 5:1 w rewanżu to wynik obnażający nie tylko sportowe niedociągnięcia, ale przede wszystkim te organizacyjne. Akurat Kolejorz jest bowiem jednym z klubów, które pod względem finansowym są znakomicie zabezpieczone. Choć ogólnie w polskim futbolu nie istnieje taka kasa, której działacze by nie roztrwonili, o tyle Piotr Rutkowski i Karol Klimczak popadają w przeciwną skrajność. Nie ma takiej sumy, której nie zapragnęliby zachomikować w imię… Nie wiadomo czego.
W kontekście Lecha Poznań można zgodzić się z właścicielem Rakowa Częstochowa, ale...
Ktoś powie – przecież na tym polega gospodarność, by stworzyć sobie poduszkę finansową i w gorszym momencie nie musieć martwić się o swój byt. Racja, w skali roku słyszymy o kilku polskich zespołach zmagających się z kłopotami budżetowymi, tyle że żaden z nich nie jest zarządzany równie mądrze, co Lech. No, przynajmniej do pewnego momentu.
Jego mądrość kończy się bowiem w momencie, kiedy przychodzi czas inwestycji. Kolejna nieudana próba zaistnienia w Lidze Mistrzów znów wykazała to boleśnie wyraźnie. Rzeczywiście więc słowa Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa, którymi skomentował blamaż poznaniaków w eliminacjach, są zasadne.