Maciej Żurawski dla „Wprost”: Świetnie rozumiem Lewandowskiego

Maciej Żurawski dla „Wprost”: Świetnie rozumiem Lewandowskiego

Robert Lewandowski
Robert Lewandowski Źródło: PAP/EPA / Noushad Thekkayil
– Stres na mundialu jest ogromny, nieporównywalny do niczego innego. Człowiek wie, że transmisja idzie na cały świat, że oglądają cię miliony. Nawet jeśli o tym celowo nie myślisz, to gdzieś w głowie to zostaje. Ja byłem w bardzo komfortowej sytuacji na mistrzostwach świata w Korei, a jednak mnie też nie udało wykorzystać rzutu karnego – mówi Maciej Żurawski, który zmarnował „jedenastkę” w meczu Polska vs USA na mundialu w 2002 roku.

Dariusz Tuzimek, „Wprost”: Gdy Robert Lewandowski nie strzelił karnego w meczu z Meksykiem, to co się panu przypomniało?

Wiedziałem, że tak będzie. Że teraz, ten mój niestrzelony na  w Korei karny sprzed dwudziestu lat dostanie nowe życie (śmiech). Jak widać, historia lubi się powtarzać. Choć to moje „pudło” miało miejsce w zupełnie innych okolicznościach. Po pierwsze graliśmy z USA mecz już tylko o honor, po wcześniejszych porażkach z Koreą i Portugalią, nie mieliśmy już szans na wyjście z grupy.

Po drugie w momencie, gdy strzelałem karnego, prowadziliśmy już 2:0 czy nawet 3:0, więc to, że spudłowałem, nie miało żadnego znaczenia dla losów meczu, on był już de facto rozstrzygnięty. Więc w sumie byłem w bardzo komfortowej sytuacji, a jednak nie udało mi się tego karnego wykorzystać.

Maciej Żurawski: Stres na mundialu jest ogromny

No właśnie o to chciałem zapytać. Czy ciężar presji przy „jedenastce” na mundialu jest dużo większy niż w każdym innym meczu albo w spotkaniu klubowym?

Stres na mundialu jest ogromny, nieporównywalny do niczego innego. Człowiek czuje, że transmisja idzie na cały świat, że oglądają cię miliony. Nawet jeśli o tym celowo nie myślisz, to gdzieś w głowie to zostaje. Ja przecież wiedziałem, że sportowo moje uderzenie nic nie zmieni, bo przecież nagle nie awansujemy, prawda? A mimo to stres mnie złapał.

Czułem wewnętrznie, że to ważne uderzenie, bo jednak jesteśmy na turnieju mistrzostw świata. Że to jest coś wielkiego, coś, co się szybko nie powtórzy. Ja w momencie strzału nie myślałem o tym, że mogę mieć za chwilę na koncie bramkę strzeloną w finałach mistrzostw świata, ale później rzeczywiście szkoda mi było, że się nie zapisałem w historii.

Maciej Żurawski: Pamiętam jeszcze jedną ważną „jedenastkę”

A jak to wyglądało na treningach reprezentacji? Trenowaliście karne tuż przed turniejem w Korei?

Tak, oczywiście. I szło mi bardzo dobrze, dlatego właśnie byłem wyznaczony do wykonania „jedenastki”. Strzelać karnego na treningu, a strzelać w czasie oficjalnego meczu mistrzostw świata to jest olbrzymia różnica. Nie da się tego porównać. Zresztą pamiętam ze swojej kariery piłkarskiej jeszcze jedną ważną „jedenastkę”.

To był mecz mojego Celticu Glasgow ze Spartakiem Moskwa, który decydował o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zwycięzcę musiała wyłonić seria rzutów karnych, a ja byłem wyznaczony jako jeden z wykonawców. Szedłem z koła środkowego ku bramce rywala i czułem, jak z każdym moim krokiem presja rośnie. Czułem, jakby mi się nogi uginały wraz z przybliżaniem do punktu jedenastu metrów. Gdy byłem już blisko, myślałem, że ja już idę wręcz na kolanach. Presja jest tak duża, że umysł płata ci figle. Ostatecznie strzeliłem tego gola, waląc na siłę pod poprzeczkę. Ale tamten stres pamiętam do dzisiaj.

To się w ogóle w głowie nie mieści, że reprezentacja Polski nie strzeliła aż trzech kolejnych karnych w mistrzostwach świata. Znalazł się pan w świetnym gronie, pomiędzy Kazimierzem Deyną, który spudłował z jedenastu metrów w meczu z Argentyną w 1978 roku, a Robertem Lewandowskim w 2022. Gratulować?

Tak, towarzystwo mam zacne, rzeczywiście (śmiech). Natomiast z tego, co pamiętam, to każdy z tych trzech zmarnowanych karnych był wykonany w podobny sposób – wszyscy uderzaliśmy w lewy dolny róg bramkarza. Czemu w meczu z Meksykiem Robert zmienił swój sposób wykonywania „jedenastki”? Nie wiem.

Mogę się tylko domyślać, że to efekt tego, że wcześniej nie wykorzystał karnego w lidze hiszpańskiej i chciał coś zmienić. „Lewy” ma przecież świadomość, że jego sposób wykonywania karnych jest analizowany, bramkarze i sztaby trenerskie rozbierają to na czynniki pierwsze. On ostatnio zawsze zwalniał i czekał aż bramkarz rzuci się, w któryś róg, żeby strzelić w przeciwny. Golkiperzy też to przecież wiedzą, więc czekają do końca, stoją i zmuszają Roberta do lekkiego strzału z miejsca. Dlatego właśnie z Meksykiem Lewandowski wcześniej wybrał róg i tam uderzył, nie patrzył na bramkarza.