W miniony piątek Róża Kozakowska pobiła rekord świata w rzucie maczugą w kategorii F32. Już w pierwszym rzucie pobiła swój rekord świata – 31,30 metrów, a w kolejnej próbie 29,70 metrów. Po dwóch kolejkach Polka zrezygnowała z powodu kontuzji. Jak się okazało, pierwszy rzut wystarczył do wywalczenia złota, ale Brazylijczycy zgłosili protest, który został uznany i skutkował dyskwalifikacją oraz odebraniem medalu i rekordu.
Róża Kozakowska o dyskwalifikacji
W programie "halo tu Polsat" reprezentantka Polski zabrała głos ws. poduszki pod głowę, która była przyczyną tej decyzji. – Jest mi niezmiernie przykro, że zostałam zdyskwalifikowana z tak banalnych przyczyn. To nie ma wpływu na mój rzut. Kiedy upadam na poduszkę, to maczuga już leci. Ona ma zabezpieczać mój stan zdrowia, bym nie utraciła większej sprawności – poinformowała.
– To by zagrażało śpiączką lub nawet całkowitym paraliżem. Mam przepuklinę pomiędzy kręgami, uciskającą na worek oponowy – dodała.
Róża Kozakowska: Zaryzykowałabym nawet życie
Paralimpijka wyznała, co się stało. – Stało się to podczas jednej z klasyfikacji. Doszło tam do upadku. Powiedziałam, że nie jestem w stanie wykonać próby na wózku, ponieważ jest to niemożliwe – moja ręka nie wypuści maczugi, a ja polecę razem z nią. Upadłam z całym impetem na beton i do tego nakryłam się wózkiem, co spowodowało ten uraz, który mam do dzisiaj – wyznała.
Na koniec Róża Kozakowska wyznała, że mogłaby nawet poświęcić swoje zdrowie i życie, by oddać przepisowy rzut. – Gdybym wiedziała, że to się tak skończy przez jakąś drobną poduszkę, to pewnie zaryzykowałabym nawet życie, żeby chociaż ten jeden rzut oddać dla was, by zwyciężyć – podsumowała podczas niedzielnego programu.
Czytaj też:
Polscy paralimpijczycy zarobią mniej niż olimpijczycy. Jak do tego doszło?Czytaj też:
Takie stroje Ukraińcy zabrali do Paryża. Uwagę zwróciła mapa