Choć Kamiła Walijewa dostała zielone światło na dalszy udział w zimowych igrzyskach olimpijskich, wokół niej nadal panuje ogromny chaos. Decyzja szokuje, a rosyjskie media donoszą, że jej kłopoty wcale się nie skończyły.
Trybunał Arbitrażowy zadecydował w sprawie Kamiły Walijewej
Przypomnijmy – afera dotycząca młodej łyżwiarki rozpętała się tuż po tym, jak ta zdobyła złoty medal w rywalizacji drużynowej. Dzień po tym triumfie reprezentantów Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego do oficjalnego obiegu trafiła informacja o pozytywnym wyniku testu antydopingowego, który zawodniczka przeszła jeszcze przed rozpoczęciem Pekinu 2022. W próbce z 25 grudnia wykryto trimetazydynę, czyli substancję znajdującą się na liście zakazanych.
W związku z tym Walijewej groziła dyskwalifikacja i początkowo sugerowano, że właśnie taki los ją czeka. Ostatecznie jednak decyzja jest inna. Jej sprawę rozstrzygał Trybunał Arbitrażowy w Lozannie. Sędziowie uznali, że termin powiadomienia o wyniku testu z końcówki grudnia był zbyt późny i w związku z tym ROC nie miał czasu na dokonanie zmiany w kadrze. Ponadto Rosjanka dostała zezwolenie na start w zawodach solistek. Uznawana jest zresztą za faworytkę w kontekście walki o złoty medal.
Problemem w jednoznacznym rozstrzygnięciu sprawy był też wiek zawodniczki. Walijewa ma dopiero piętnaście lat, a przepisy antydopingowe można stosować dopiero w przypadku sportowców mających 16 lat lub więcej.
To nie koniec problemów Rosjanki
Jak się okazuje, decyzja Trybunału Arbitrażowego z Lozanny nie rozstrzyga ostatecznie całej sprawie. Dochodzenie w sprawie wykrytej w organizmie Walijewej trimetazydyny wciąż trwa. Na portalu sports.ru pojawił się artykuł, w którym czytamy, że sprawa może ciągnąć się miesiącami, a wszystkie wyniki piętnastolatki wciąż mogą zostać anulowane”.
Czytaj też:
Złoty medal padł łupem Austrii. Polscy skoczkowie robili, co mogli