Nieczęsto trafia się okazja, aby w meczu o taką stawkę zobaczyć bramkę zdobytą bezpośrednio z rzutu rożnego. W ogóle tego typu trafienia, nazywane „golami olimpijskimi”, należą do wyjątkowo rzadkich. Wymagają bowiem nie tylko nienagannej techniki strzelca, ale i błędu bramkarza. Na szczęście dla Joaquina i Betisu, golkiper Valencii nie zorientował się na czas w sytuacji i pozwolił mocno podkręconej piłce przekroczyć linię bramkową.
To spotkanie było także świetnym argumentem na poparcie wykorzystania VAR-u, czyli systemu powtórek wideo, którymi sędziowie mogą posiłkować się w spornych sytuacjach. Początkowo wydawało się bowiem, że gola w ogóle nie było, a mecz będzie kontynuowany. Nie tylko sędziowie, ale także część zawodników nie zauważyła, że piłka wpadła do bramki. Dopiero po sygnałach sędziów oglądających mecz na monitorach, bramkę Joaquina uznano.
Sam strzelec gola zasługuje w tym miejscu na chwilę uwagi. Już kiedy wracał do Betisu w wieku 34 lat, mówiono o symbolicznym geście ze strony klubu, piłkarskiej emeryturze i rychłym zakończeniu kariery. Jak widać jednak na przykładzie Hiszpana, współcześni zawodowi piłkarze przy odpowiednim trybie życia mogą nie tylko znacząco wydłużyć swoje kariery, ale też przez lata grać na najwyższym poziomie, jaki bez wątpienia prezentuje hiszpańska LaLiga.
Po golach Lorena Morona i Joaquina dla Betisu oraz Denisa Czeryszewa i Kevina Gameiro dla Valencii, spotkanie zakończyło się remisem. Rewanż 28 lutego w czwartek o 21:00.
Czytaj też:
Aduriz oszukał bramkarza. Niesamowity rzut karny w La Liga