Po tym jak Lech Poznań wygrał w bólach ze Śląskiem Wrocław, Raków Częstochowa również musiał wygrać swoje spotkanie. Warta Poznań bynajmniej nie otworzyła autostrady do bramki przed kandydatami na mistrzów Polski.
Robert Ivanov bohaterem... Rakowa Częstochowa
Goście wyszli na prowadzenie po niespełna dwóch kwadransach w kuriozalnych okolicznościach. Wszystko zaczęło się od rzutu rożnego wykonywanego przez Iviego Lopeza. Hiszpan posłał wysoką, dokręcaną do bramki piłkę, która dość niespodziewanie minęła kilku zawodników obu zespołów. Tego zupełnie nie spodziewał Ivanov, od którego futbolówka się odbiła i wpadła do bramki Warty. Tym samym Fin strzelił gola samobójczego.
We właściwym kierunku natomiast podopieczni Dawida Szulczka uderzyli celnie zaledwie raz. Ich rywale byli jednak niewiele lepsi, bo jeśli już podejmowali próby strzałów, większość z nich mijała obramowanie bramki nie z tej strony, co by chcieli. Był to mimo wszystko dobrze zorganizowanej defensywny poznaniaków, bo choć Raków kontrolował wszystko, co działo się na boisku, to tej jednej rzeczy, czyli częstego kreowania dobrych okazji do podwyższenia wyniku, nie udało jej się osiągnąć.
Ivi Lopez przypieczętował zwycięstwo Iviego Lopeza
Słabo spisał się Ilja Szkuryn, nowy napastnik częstochowian i dlatego został zmieniony zaraz po przerwie. Niestety to w żaden sposób nie wpłynęło pozytywnie na przebieg spotkania, bo im dłużej trwało, tym bardziej chaotyczny się stawał. Raków wcale nie rzucał się agresywnie do ataku, a Warta nadal nie potrafiła nawiązać równorzędnej walki. Jedyna jej dobra sytuacja? Ta, kiedy Luis dośrodkowywał z lewego skrzydła, a Castaneda niespodziewanie wygrał pojedynek powietrzny z jednym z rywali. Problem w tym, że znów nie skierował piłki w światło bramki.
Można było się więc spodziewać, że jeśli ktoś tu jeszcze zdobędzie bramkę, to po stałym fragmencie. Tak się stało na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem, kiedy do rzutu wolnego podszedł Lopez. Po chwili okazało się, że trafił na 2:0, a w dużej mierze pomógł mu w tym Lis. Piłka co prawda odbiła się tuż przed golkiperem gospodarzy, ale nie zmieniła toru lotu. Mimo tego został jednak zmylony, ponieważ cała sytuacja wyglądała tak, jakby zbyt szybko złożył się do interwencji.
Czytaj też:
Aleksandar Vuković grzmi o spisku przeciwko Legii Warszawa. „Ta decyzja nie jest przypadkowa”