Wszystkie kryzysy Legii. Od trenera równie dobrze można by oczekiwać, że poleci na Księżyc

Wszystkie kryzysy Legii. Od trenera równie dobrze można by oczekiwać, że poleci na Księżyc

Aleksandar Vuković
Aleksandar Vuković Źródło: Newspix.pl / Mateusz Słodkowski
Legia Warszawa w półfinale Pucharu Polski nawet nie zipnęła. Przegrała z Rakowem bezdyskusyjnie, choć tylko 0:1. Kibicowi Legii, przyzwyczajonemu, że jego drużyna seryjnie sięga po mistrzostwa i puchary, że dominuje ligę, trudno jest zaakceptować, iż zespół z Łazienkowskiej jest obecnie słabeuszem, co najwyżej średniakiem. I co gorsza, powinien mieć świadomość, że ta sytuacja wcale nie wygląda na przejściową. Vukoviciowi trzeba jednak podziękować, a nie mieć pretensje, że nie zdobył Pucharu Polski. Bo niby kim miał to zrobić? Równie dobrze można by od niego oczekiwać, że poleci na Księżyc.

Klub jest trawiony głębokim kryzysem od wielu miesięcy. I to na niemal wszystkich polach swojej działalności. Legię trawi kryzys sportowy, finansowy, menedżerski, wizerunkowy, itd. Kibic widzi przede wszystkim ten sportowy, że drużyna jest słaba. Dużo słabsza niż na standardy Legii przystało. I nawet nie chodzi o to, że nie ma potencjału na mistrzostwo Polski. Prawda jest dużo bardziej brutalna: z takim składem personalnym drużyna co sezon musiałby walczyć o utrzymanie w Ekstraklasie. Dla rozpieszczonych kibiców Legii to absolutnie nie do przyjęcia. Są wściekli, źli i szukają winnych. Ale – jak to w emocjach – najczęściej nie tam gdzie leży przyczyna wszystkich problemów.

Kryzys trwa od roku

Warto zauważyć, że kryzys sportowy drużyny trwa już od ponad roku. Ostatnim meczem, gdy kibice z Łazienkowskiej cmokali z zachwytu nad grą swoich pupili był mecz Legia – Pogoń Szczecin 4:2, który odbył się 3.04.2021 roku. Szmat czasu. Później Legia już tylko ciułała punkty. Tak, jeszcze siłą rozpędu zdobyła mistrzostwo, potrafiła wygrać nawet w Lidze Europy, ale były to zwycięstwa wyszarpane. Drużyny, która dominowała rywali nie ma już od ponad roku…

Kryzys zaczął się jeszcze za czasów Czesława Michniewicza. Legia bez stylu skończyła poprzedni sezon. Latem sprowadzono aż dziesięciu nowych piłkarzy. Niestety, przynajmniej połowa z nich to były transfery nietrafione. Gra Legii w Lidze Europy połechtała ego kibiców, ale była jedynie piękną fasadą, która przykryła gnijącą od wewnątrz konstrukcję. Szybko okazało się, że zespół przegrywa mecz za meczem, a trener Michniewicz kompletnie się pogubił i nie był w stanie pomóc drużynie. Zostawił ją – co się wcześniej kibicom w głowie nie mieściło – na miejscu spadkowym.