We wtorek 31 maja skończy 50 lat. Jest bardzo dobrym trenerem, ale też już człowiekiem po przejściach. W lipcu 2019 roku kompletnie niespodziewanie ogłosił, że musi zrezygnować posady szkoleniowca Wisły Płock. Okazało, że stan zdrowia – zmagającej się od dłuższego czasu z nowotworem – żony Urszuli mocno się wtedy pogorszył. Ojrzyński nie miał wątpliwości, że musi ten czas poświęcić rodzinie, a jego kariera trenerska musi poczekać, bo są rzeczy ważne i ważniejsze. Żony nie dało się uratować. Zmarła w styczniu 2020 roku.
– Straciłem swoją połowę, straciłem miłość mojego życia. To był dla mnie trudny moment i dalej jest to dla mnie trudne. Ale tak się życie potoczyło, muszę temu podołać. Jestem teraz w Anglii z synem, pomagam mu utrzymać formę sportową w tym trudnym pandemicznym czasie, a córka jest w Polsce, przygotowuje się do matury – mówił Ojrzyński wiosną 2020 roku na łamach „Sport.pl”. A gdy zapytano go, czy było to jego najtrudniejsze wyzwanie życiowe, dodał: – Zdecydowanie tak, najgorzej, że to wyzwanie skończyło się przegraną. Nie udało nam się wygrać z chorobą, ale jako osoba wierząca, wierzę w drugie życie i wiem, że żona tam na mnie czeka. Cały czas czuję jej obecność – mówił.