Trener ligowy, czyli doskonały kozioł ofiarny

Trener ligowy, czyli doskonały kozioł ofiarny

Leszek Ojrzyński i Piotr Stokowiec
Leszek Ojrzyński i Piotr Stokowiec Źródło: Newspix.pl / FOT. GRZEGORZ RADTKE / 058sport.pl
W końcówce rundy jesiennej Ekstraklasy zwalniani są kolejni trenerzy. Po Waldemarze Fornaliku w Piaście Gliwice i Leszku Ojrzyńskim w Koronie Kielce, we wtorek stracił pracę w Zagłębiu Lubin Piotr Stokowiec. To już stały element naszego ligowego krajobrazu, że wyrzucając szkoleniowców, swoje stołki chronią niekompetentni prezesi i dyrektorzy sportowi, którzy nie trafiają z transferami. Ich błędów nie rozlicza nikt ani właściciele klubu, ani kibice.

Dlaczego tak się dzieje? Najpewniej z niewiedzy. Polski kibic – jeśli nie siedzi głęboko w zawodowym futbolu – najczęściej jest przekonany, że zawodników do klubu wybiera trener. Że ma decydujące zdanie, że szuka, że opiniuje, że bez niego dyrektor sportowy mu piłkarza nie kupi. I to jest prawda, tyle że w stosunku do zaledwie… jednego trenera w lidze, czy Marka Papszuna. Nikt poza szkoleniowcem Rakowa nie ma tak silnej pozycji, żeby mieć stuprocentową decyzyjność w kwestii sprowadzenia zawodników i pozbywania się ich z klubu.

To nie trenerzy robią transfery

W Częstochowie Papszun ma tak wielkie zaufanie właściciela klubu Michała Świerczewskiego, że tak jak powie, tak będzie. Wybiera piłkarza, klub go kupuje – jedyną granicą jest bariera finansowa. Ale z reguły dział skautingu rekomenduje do zakupu tych piłkarzy, których pozyskanie mieści się w budżecie. W Rakowie Papszun potrafi się bardzo szybko zniechęcić do zawodnika. Każe wtedy pozbyć się takiego delikwenta z klubu i szukać następcy. Tak było choćby z Jarosławem Jachem, który obecnie jest zawodnikiem Zagłębia Lubin.

Ale Papuszun jest wyjątkiem. W znakomitej większości klubów trenerzy nie decydują o transferach. Oczywiście mają głos doradczy, wskazują, jakie mają potrzeby w drużynie, które pozycje są słabo obsadzone, gdzie przydałaby się większa konkurencja itd. Ale to nie szkoleniowcy szukają piłkarzy. To zadanie działu skautingu i dyrektora sportowego, bo trener ma w klubie tyle pracy, że na mocne zaangażowanie się w skauting po prostu nie ma czasu. Jasne, że na końcu trener akceptuje zawodnika X czy Y, znalezionego przez skauting, ale z reguły nie ma wyboru. Dostaje informację od dyrektora sportowego: możesz mieć tego albo żadnego. Więc albo go bierzesz, albo zostajesz z tym składem, który masz.

Co ma w takiej sytuacji zrobić trener? Najczęściej bierze takiego piłkarza, na zasadzie „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”. Bo woli mieć jednego więcej zawodnika do rywalizacji – nawet jeśli jego jakość jest daleka od wymaganej przez szkoleniowca – niż nie mieć nikogo. Tymczasem w powszechnym myśleniu kibica zostało utarte przekonanie, że piłkarzy wybiera i sprowadza trener. Nic bardziej błędnego.

Stały konflikt trenerów z dyrektorami

Trenerzy toczą z dyrektorami nieustanne boje i choć w sferze publicznej najczęściej nic nie mówi się o konfliktach obu stron, to są one jednak bardzo często spotykane i czasem bardzo ogniste. Spokojnie jest tylko tak długo, dopóki są wyniki. Gdy one się pogarszają, zaczynają się napięcia i szukanie winnego. Jednym z najgłośniejszych konfliktów tego typu były nieporozumienia w Legii pomiędzy ówczesnym trenerem Czesławem Michniewiczem a dyrektorem sportowym Radosławem Kucharskim. Gdy Legię dopadł kryzys, najpierw stracił pracę Michniewicz.

Ale silne lobby medialne stojące za obecnym selekcjonerem, poprzez nieustanną krytykę dyrektora, doprowadziło do zwolnienia z Legii także Kucharskiego. Głośny także był konflikt w Wiśle Płock pomiędzy trenerem Maciejem Bartoszkiem a dyrektorem sportowym Pawłem Magdoniem. Pracę stracił wtedy oczywiście szkoleniowiec. Także Kosta Runjaić odchodził z Pogoni Szczecin po 5 latach pracy, bo nie był zadowolony z tego, że klub nie kupuje mu zawodników, o jakich on prosi. A przecież trener zawsze chce sukcesu, więc żąda zawodników dobrych, gotowych do gry o duże cele.

Przy ostatnich zwolnieniach trenerów w Ekstraklasie: Fornalika, Ojrzyńskiego i Stokowca, żadnych konsekwencji za słabe wyniki swoich drużyn nie ponieśli dyrektorzy sportowi. Ani Bogdan Wilk w Piaście Gliwice, ani Paweł Golański w Koronie Kielce, ani Piotr Burlikowski w Zagłębiu Lubin.

Na Śląsku krąży anegdota o tym, jak to przy zwalnianiu Fornalika w Piaście, do klubu wezwał go dyrektor Bogdan Wilk, no bo prezes chciał widzieć u siebie w gabinecie trenera. Fornalik domyślił się, że zostanie zwolniony. Według wiarygodnych źródeł zapytał wtedy Wilka: „A ty też jesteś zwolniony albo podajesz się do dymisji?” Dyrektor miał odpowiedzieć: „Ja? No… ja nie…”.

A przecież gdyby ktoś zadał sobie trud głębszego poszukania przyczyn słabszej dyspozycji Piasta, to dyrektor sportowy też miałby ciepło. Nie chodzi tylko o nietrafione transfery, ale można by też prześledzić, kiedy w ostatnich sezonach nowych zawodników dostawał trener. Ale kto by sobie zadawał tyle trudu, prawda? Przecież kozła ofiarnego już w Gliwicach mieli. Wystarczyło rzucić na pożarcie kibiców i władz miasta Fornalika, a posada dyrektora sportowa i prezesa klubu została bezpieczna.

Kto stworzył najsłabszy skład w lidze?

Przyjrzyjmy się zatem sytuacji w Kielcach, gdzie za złe wyniki zwolniono Leszka Ojrzyńskiego. A przecież Korona ma na dzisiaj – w zgodnej opinii ekspertów – najgorszy personalnie skład w całej Ekstraklasie. W eksperckim studio Canal+ opinia fachowców o jakości piłkarskiej drużyny z Kielc była miażdżąca. Ale to jest recenzja pracy kogo? Przecież nie trenera, tylko dyrektora sportowego i władz klubu, które nie są w stanie zapewnić sensownego budżetu na sprowadzenie piłkarzy.

Co mógł zrobić Ojrzyński z taką zbieraniną, jaką mu do drużyny ściągnięto? W dodatku część piłkarzy miała zapis w kontrakcie, że jeśli wywalczą awans do Ekstraklasy, to ich umowy w Koronie się automatycznie przedłużą. I tak właśnie się stało. Na liście płac klubu z Kielc zostali zawodnicy, którzy byli zasłużeni dla awansu, ale ich umiejętności były jednak nadal na poziomie 1. ligi. Więc jak to jest z ponoszeniem konsekwencji słabej postawy drużyny Korony jesienią? Czy na pewno z tej szalupy ratunkowej wyrzucono tę najbardziej winną osobę? Czy może jednak tę, która nie miała jak się obronić?

Czytaj też:
Waldemar Fornalik nie chce próżnować. Trener już znalazł nowe miejsce pracy

Źródło: WPROST.pl