Legia Warszawa ma apetyt na mistrzostwo Polski, ale musi uporać się z wielkim problemem

Legia Warszawa ma apetyt na mistrzostwo Polski, ale musi uporać się z wielkim problemem

Od lewej: Bartosz Kapustka, Carlitos, Maciej Rosołek
Od lewej: Bartosz Kapustka, Carlitos, Maciej Rosołek Źródło: Newspix.pl / Marcin Szymczyk / FotoPyK
Kiedy po ostatniej kolejce Ekstraklasy przewaga Rakowa Częstochowa nad Legią Warszawa stopniała do siedmiu punktów, wśród kibiców stołecznego klubu odżyła nadzieja, że ich drużyna jednak powalczy o mistrzostwo Polski. Tyle tylko, że to myślenie życzeniowe, bo Legia już na początku rundy rewanżowej musi zmierzyć się z ogromnym kłopotem.

Blaž Kramer i Carlitos najpierw byli nieskuteczni, a teraz są kontuzjowani. Ściągnięty awaryjnie Tomas Pekhart był bez klubu przez dwa miesiące, więc jego forma jest wielką niewiadomą. Ze sprawdzonych napastników Legia ma więc do dyspozycji jedynie Macieja Rosołka, do którego przydatności jeszcze rok temu sama nie była przekonana. Trener Kosta Runjaic próbował wystawiać w ataku także Ernesta Muciego, ale szybko zrozumiał, że Albańczyk na tej pozycji na dłuższą metę sobie nie poradzi.

Wiecznie kontuzjowany napastnik Legii Warsawa

Problemy Legii w ataku rozpoczęły się już latem, na początku bieżącego sezonu. Warszawski klub sprowadził wówczas Blaža Kramera, który miał być podstawowym napastnikiem drużyny. Transfer wyglądał przemyślany i długo przygotowywany. Słoweniec miał wszystkie parametry, by zastąpić odchodzącego właśnie z klubu czeskiego napastnika Tomasa Pekharta: ponad 190 cm wzrostu, siłę, mobilność, występy w reprezentacji kraju i tylko 26 lat.

Niestety Kramer szybko doznał kontuzji i zamiast biegać po boisku, zwiedzał gabinety lekarskie. Gdy się w końcu wyleczył, to pograł niewiele, bo… Złapał następny uraz. Obecnie też się leczy, a jego powrót na boisko może potrwać nawet 2-3 miesiące. Jedno jest pewne: zbyt wiele Legii w tym sezonie nie pomoże. A zatem na kogo może liczyć trener Kostra Runjaić?

Carlitos nie pomaga

Na pewno nie na Carlitosa. Kiedy w drugiej połowie sierpnia ubiegłego roku ponownie sprowadzano Hiszpana do Legii, oczekiwania kibiców z Łazienkowskiej były ogromne. Pamiętano, że kiedy grał dla warszawskiego klubu poprzednim razem, w latach 2018-2019 (przez 14 miesięcy), zdobył ponad 20 bramek (we wszystkich rozgrywkach), zaliczał asysty, no i przede wszystkim zachwycał bajeczną techniką. Potrafił efektownie dryblować, wygrywać pojedynki, czasem nawet ośmieszać rywali.

Kibice pamiętali, że za pierwszym razem przychodził do Legii z Wisły Kraków jako król strzelców Ekstraklasy (24 gole). Jego drugie podejście do drużyny Wojskowych jest jednak dużo gorsze, żeby nie powiedzieć fatalne.

Hiszpan tylko wejście do drużyny miał świetne. 26 sierpnia strzelił gola w meczu ligowym ze Stalą Mielec, a cztery dni później dwa Termalice Bruk-Bet Nieciecza w Pucharze Polski. Zachwytom kibiców i dziennikarzy nie było końca. Wtedy nikt nie przypuszczał, że to będą nie tylko pierwsze, ale zarazem ostatnie gole Hiszpana dla Legii. Przez kolejnych pięć miesięcy Carlitos nie trafił do bramki już ani razu.

W ostatnim meczu ligowym z Koroną Kielce (w poprzednią sobotę) nie wykorzystał kolejnej znakomitej sytuacji. Nie potrafił wepchnąć piłki do siatki z kilku metrów, mimo że bramka rywali była pusta. Hiszpan wyraźnie się zablokował.

Co ciekawe, koledzy próbowali mu pomóc. Kapitan drużyny, Portugalczyk Josue, oddał mu rzut karny w jesiennym meczu z Pogonią Szczecin, ale nawet wtedy Carlitos nie zdołał pokonać bramkarza. Niewykorzystany karny miał o tyle smutne konsekwencje dla Legii, że gościom wróciła wiara w szansę odwrócenia losów spotkania. Otrząsnęli się z przygniatającej przewagi gospodarzy, strzelili wyrównującego gola, mecz skończył się remisem. Legia straciła – na własne życzenie – dwa punkty.

W ten sposób Carlitos zaczął drużynie ciążyć. Co istotne, w najbliższych tygodniach napastnik nie poprawi swojego dorobku i notowań u kibiców. W starciu z Koroną złamał rękę, więc najprawdopodobniej na boisko wróci dopiero w marcu.

Czytaj też:
Sensacyjny transfer w Ekstraklasie. Król strzelców w ostatniej chwili zmienił barwy

Czeski wieżowiec na ratunek Legii Warszawa

Kiepski występ Carlitosa w meczu z Koroną obserwował z trybun Tomas Pekhart, który wraca do Legii po kompletnie nieudanej przygodzie w tureckim Gaziantep FK. Strzelił tam tylko 4 gole, drużyna przegrywała mecz za meczem, a w pewnej chwili klub przestał płacić zawodnikowi. W listopadzie Czech rozwiązał kontrakt z klubem i przez dwa miesiące pozostawał bez pracodawcy.

Przypomnijmy, że Pekhart z Legii odszedł raptem pół roku temu. W czerwcu 2022 skończył się jego kontrakt, a klub z Łazienkowskiej nie zdecydował się go przedłużyć na warunkach, jakie zaproponował sam zawodnik. Według dyrektora sportowego Legii, czyli Jacka Zielińskiego, były one zbyt wysokie. Wypracowanie porozumienia okazało się niemożliwe. Postanowiono się rozstać, ale szybko się okazało, że obie strony wyszły na tym bardzo źle. Legia straciła świetnego snajpera, a Czech trafił do klubu, w którym napastnik o jego charakterystyce kompletnie nie pasował do stylu gry drużyny.