Końca dobiegło już listopadowe zgrupowanie reprezentacji Polski, aczkolwiek jego echa nadal nie milkną. W szerszym kontekście na drużynę Biało-Czerwonych starał się spojrzeć Wojciech Kowalczyk. Ten znany ekspert telewizyjny uważa, że mecz z Węgrami pokazał więcej, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać.
Polska – Węgry. Wiele osłabień w obu drużynach
Przypomnijmy – Polacy zagrali z Madziarami w ostatniej kolejce fazy grupowej eliminacji mistrzostw świata. Choć nasi rywali przystąpili do starcia mocno osłabieni (bez Szoboszlaia, Orbana czy Gualcsiego) to i tak udało im się wygrać. W efekcie nasi kadrowicze stracili szanse na rozstawienie w barażach, co może spowodować, że dużo trudniejszym zadaniem stanie się awans na mundial.
My również nie wystąpiliśmy w galowym składzie, ponieważ z różnych względów zabrakło w nim Grzegorza Krychowiaka (wykartkowany), Kamila Glika (oszczędzany w związku z żółtymi kartkami) i Roberta Lewandowskiego (wspólna decyzja napastnika i selekcjonera). Oprócz tego Paulo Sousa na ławce rezerwowych posadził Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika. Wpuścił ich na boisko dopiero w drugiej połowie starcia. – Wystarczyło ich wyjąć i już byliśmy w czarnej d**** – ocenił ostro Kowalczyk.
Eliminacje MŚ 2022. Wojciech Kowalczyk o przyszłości reprezentacji Polski
– Ta kadra ma szkielet w postaci Glika, Zielińskiego i Lewandowskiego. Jak ich zabraknie, to kaplica. Radziłbym się więc cieszyć ostatnimi podrygami pierwszego, końcówką trzeciego, bo jak skończą kariery, to będziemy tam, gdzie wspomniałem – stwierdził lubujący się w kontrowersjach ekspert.
Według niego ten mecz pokazał, że w perspektywie kilku lat Biało-Czerwoni mogą mieć ogromne kłopoty z odpowiednim zastąpieniem obecnych liderów. – myśmy nie stworzyli ani jednej sensownej akcji. Ani jednej… Nie wychowujemy sobie następców. Nowego Lewandowskiego może nie być już nigdy, ale spójrzmy choćby na Glika. Ciągle się słyszy – jest już stary, słaby, dajcie szansę innym. No to się daje i albo Glik musi wracać na plac po 45 minutach z Węgrami na wyjeździe, albo od tych Węgier dostajemy, gdy Glik wrócić nie może, bo siedzi na trybunach – mówił.
– Jeżeli komuś ten mecz nie otworzył oczu, to już chyba nigdy się to nie stanie – zakończył.