Po porażce z Holandią 0:2 atmosfera wokół reprezentacji Polski była kiepska, żeby nie napisać depresyjna. Do mistrzostw świata pozostały niespełna dwa miesiące, a znaków zapytania jest całe mnóstwo. Biało-Czerwoni na szczęście mogli szybko się zrehabilitować. W ostatnim meczu w tegorocznej Lidze Narodów przyszło im się zmierzyć z Walią. Stawką było utrzymanie w najwyższej dywizji.
Czesław Michniewicz ponownie postawił na grę w trzyosobowym bloku obronnym. Tym razem jednak postawił na nieco innych wykonawców. Na prawym wahadle Przemysława Frankowskiego zastąpił Bartosz Bereszyński. W drugiej linii znalazło się też miejsce dla Szymona Żurkowskiego, zamiast Karola Linettego, Natomiast w ataku Sebastiana Szymańskiego zamienił Karol Świderski.
Dobra pierwsza połowa reprezentacji Polski. Zupełnie inny mecz niż z Holandią
Pierwszy kwadrans gry w wykonaniu Walijczyków był naprawdę dobry, pod względem takiej żywiołowości. Grali jak nabuzowani. Zależało im na szybkim zdobyciu bramki, co się nie udało. Polacy przetrzymali trudny okres i z czasem starali się przejąć inicjatywę. Niestety odnieść można było wrażenie, że arbiter z Łotwy nie potrafił zarządzać przebiegiem meczu. Gospodarze byli agresywni, a ich wejścia ostre i często na pograniczu faulu. W starciach ze Smokami ucierpieli Kamil Glik, Nicola Zalewski, czy też Robert Lewandowski.
W 18. minucie Biało-Czerwoni wypracowali sobie pierwszą dobrą okazję, choć nie zakończyła się strzałem na bramkę. Piotr Zieliński podał do wybiegającego na wolne pole Szymona Żurkowskiego, ale ten potknął się i stracił futbolówkę, która została mu pod nogami. Kilka minut później Polacy sprytnie rozegrali rzut wolny. Dośrodkowali dopiero w trzecie tempo, wprost na głowę kapitana naszej reprezentacji. Bramkarz jednak nie dał się zaskoczyć.
W trzecim kwadransie gry kilkukrotnie groźnie było pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Golkiper Juventusu raz po raz ratował skórę kolegom. W 32. minucie Walia wyprowadziła świetną kontrę, ale James, który wpadł w pole karne, nie zaskoczył naszego bramkarza. Polak chwilę później ponownie skutecznie interweniował.
Polakom zdarzały się też nieodpowiedzialne straty. Mieliśmy chwilowe brak koncentracji, szczególnie w rozgrywaniu akcji. W końcówce gospodarze ponownie ruszyli z animuszem, ale w 40. minucie mogli stracić gola samobójczego. Golkiper zagapił się, jednak w ostatniej chwili zdołał wybić piłkę z linii bramkowej. Kilkanaście sekund później Kamil Glik przegrał pojedynek, Johnson uderzał. Na szczęście rykoszet zmienił tor lotu piłki, która poturlała się obok słupka.
Bramka Karola Świderskiego i kapitalny Wojciech Szczęsny
Po zmianie stron Biało-Czerwoni nie dali się zaskoczyć Walijczykom. Tempo i intensywność gry stały na wysokim poziomie. Dłużej utrzymywaliśmy się w posiadaniu futbolówki i w 58. minucie zaskoczyliśmy obronę gospodarzy. Uśpiona defensywa rywali Polaków zostali oszukani. Jakub Kiwior idealnie podał do Roberta Lewandowskiego, a ten w jeszcze piękniejszy sposób odegrał do Karola Świderskiego. Napastnik stanął oko w oko z Hennesseym i go pokonał.
Bramka ta podcięła skrzydła walijskim Smokom, a na podopiecznych Czesława Michniewicza zadziała wręcz odwrotnie. Reprezentanci Polski uwierzyli, że mogą pokonać rywali. Kilka minut po strzelonym golu ponownie nasz zespół uratował Wojciech Szczęsny. Zachował czujność po strzale Johnsona.
Rezultat nie uległ już zmianie, choć były ku temu okazje. Z racji tego, że gospodarze musieli zaryzykować, na boisku zrobiło się sporo miejsca. Biało-Czerwoni mieli raczej kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. W końcu graliśmy twardo i skutecznie w obronie. Zaliczaliśmy sporo przechwytów, a gdy mur przeciekał, na straży stał golkiper Juventusu. Bronił tego dnia jak natchniony. Wreszcie spisał się na miarę swoich możliwości. Docenił należy również Jakuba Kiwiora, Nicolę Zalewskiego oraz Piotra Zielińskiego, który ponownie umiejętnie regulował tempo gry polskiej reprezentacji.