Piotr Gruszka trzykrotnie brał udział w turnieju olimpijskim. Debiut, jako młody chłopak, podczas igrzysk w Atlancie (1996). Następnie Ateny (2004) i Pekin (2008), już jako jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci reprezentacji Polski. W dwóch ostatnich przypadkach kończył się na feralnych ćwierćfinałach, czyli „klątwie”, która trwa w polskiej siatkówce w olimpijskim wydaniu, nieprzerwanie od dwóch dekad.
Wicemistrz świata (2006), mistrz Europy (2009) – MVP tej imprezy, multimedalista reprezentacyjnie i klubowo. Człowiek, który w biało-czerwonych barwach rozegrał 450 oficjalnych spotkań. Obecnie jako ekspert i komentator Polsatu Sport, z uwagą spogląda na to, co dzieje się wokół reprezentacji prowadzonej przez trenera Nikolę Grbicia. Specjalnie dla „Wprost” odnosząc się do wyborów serbskiego selekcjonera.
Rozmowa z Piotrem Gruszką, 450-krotnym reprezentantem Polski
Maciej Piasecki (Wprost.pl): Lista powołanych na igrzyska do Paryża opublikowana, Piotr Gruszka na nią spogląda i jaka była pierwsza myśl?
Piotr Gruszka (były reprezentant Polski, obecnie Polsat Sport): Szczerze, spoglądając na listę nazwisk, zacząłem się zastanawiać, czy rywalizacja w tym sezonie faktycznie była…
To jest jednak praca Nikoli. To on ma wybrać zespół, który poprowadzi na igrzyskach.
Słyszałem, że Grbić przeglądał ostatnie trzy lata współpracy z zawodnikami. Ostatecznie zdecydował się na tych graczy, z którymi najwięcej przeżył. Zebrał ileś momentów, może niekoniecznie złych, bo tych nie było wiele, ale dobrych. I to było decydujące.
Jeżeli spojrzymy na Popiwczaka, Bednorza czy Bołądzia – to sportowo oni pokazali, że są gotowi do wejścia do dwunastki. Do gry na najwyższym poziomie, co zresztą podkreśla sam trener Grbić.
Dlatego raz jeszcze zastanawiam się, czy ta rywalizacja faktycznie była? Co ci siatkarze mogli zrobić więcej, żeby dostać się do składu olimpijskiego? Oni wykonali pracę, jaką tylko można było. Pokazali, że są gotowi. Inna sprawa, że ta reprezentacja i tak jest mocna niezależnie, w jakim składzie by ostatecznie pojechała do Paryża.
Kontrowersji jednak nie brakuje.
Wybory budzą kontrowersje, tak było, jest i będzie zawsze. Kibice mogą się denerwować. Ja nie postrzegam tych ruchów negatywnie.
A przeciąganie terminów ogłoszenia kadry olimpijskiej?
To przeciąganie rzeczywiście nie potwierdziło jakiś większych zmian, czego można się było spodziewać, przy ruchach z terminami.
O tym składzie, to rozmawialiśmy już na starcie sezonu. Kto wie, być może trener chciał do końca zobaczyć, na ile do formy dotrą ci, na których ostatecznie się zdecydował. A na dzisiaj są w słabszej niż byli np. w 2023 roku. Zdrowie też mogło odgrywać swoją rolę przy tym przekładaniu terminów.
Grbić wybrał mocną drużynę, która jego zdaniem jest w stanie osiągnąć sukces. Teraz trzeba czekać na mecze i kibicować chłopakom. Na pewno to nie są łatwe decyzje, kiedy musisz okroić taką grupę o kilka nazwisk.
Jest jeszcze jedna istotna kwestia…
Mianowicie?
Grbić zwrócił uwagę, że w przypadku Popiwczaka i Bołądzia, byliby pierwszy raz na tak dużej imprezie, jaką są igrzyska olimpijskie. A to jest specyficzny turniej. Każdy sportowiec, który pierwszy raz się tam pojawi, robi wielkie wow. Ale czy to było decydujące? Być może faktycznie też to doświadczenie wzięło u trenera górę.
Największe zaskoczenie na liście powołanych do Paryża?
Pytanie, co ma w głowie trener, jak jest np. Łukasz Kaczmarek. Do czego, w jakim sensie jest mu potrzebny? Czy do zmiany, żeby wszedł i zagrał trudną zagrywkę, czy wszedł pod siatkę do pierwszej linii i zablokował, a później skończył zagrywką. I wrócił na podwójną zmianę, kiedy będzie taka potrzeba? Te zadania to jest wystarczające, co potrzebuje Grbić od tego zawodnika? To ciekawe zagadnienie.
Na pewno widać, że Grbić trochę obawia się tej pozycji atakującego, bo wziął trójkę, w tym jednego w roli dżokera. To jasny sygnał. Bartek Kurek to nie jest obawa o formę, a bardziej zdrowie. I do tego forma Łukasza, która na dzisiaj na pewno nie była najwyższa.
Przyznam, że ja obstawiałem jako trzynastego na liście właśnie Łukasza Kaczmarka.
Niektórzy porównują te wybory do sytuacji z kontuzją Michała Kubiaka przy igrzyskach w Tokio. Krzywdzące czy są pewne analogie?
W takie analogie można się bawić, jeśli coś się nie uda. Ja bym do tego aż tak prosto nie podchodził, bo tak jest najłatwiej ocenić, skrytykować. Na pewno dużo rzeczy miało wpływ na to, że dzisiaj mamy taki skład, a nie inny. Mamy zawodników, którzy są zdrowi. Może nie wszyscy w optymalnej formie, ale trener ma jeszcze chwilę, żeby nadać temu zestawowi odpowiedni kształt, tak, jak to sobie wyobraził.
Kogoś w szczególności brakuje wśród powołanych?
Bednorz pokazał dużo dobrego grania. Dał reprezentacji w Lidze Narodów naprawdę sporo bardzo dobrej siatkówki. Wyglądał z naszej reprezentacji najpewniej na przestrzeni całych rozgrywek.
Bardzo mi też szkoda Kuby Popiwczaka. Ale inna sprawa jest taka, że na przestrzeni ostatnich lat, kiedy zdrowy jest Paweł Zatorski, to raczej nie oddaje miejsca w reprezentacji na najważniejszych turniejach.
Czego się spodziewać podczas turniejów w Krakowie i Trójmieście?
Zakładam, że podczas memoriału w Krakowie Grbić w dwóch meczach zagra drużyną, która wyjdzie na rywalizację na igrzyskach, a jedno spotkanie da rezerwowym. Fajnie, że w Krakowie pojawi się Egipt. Będzie okazja zobaczyć, co to za drużyna, na co ją stać. To teoretycznie najsłabszy rywal w grupie olimpijskiej, ale dobrze mieć okazję ich sprawdzić.
Ogólnie do igrzysk zostało niewiele czasu, więc chciałbym zobaczyć już grupę chłopaków, którzy są pewni miejsca na boisku i dobrze się czują ze sobą w poszczególnych, taktycznych rozwiązaniach w trakcie spotkań. To ważne, żeby mieć taką świadomość, że kolega obok będzie również ruszał z tobą do boju w trakcie olimpijskiego grania. Na to liczę w najbliższych kilkunastu dniach, podczas meczów, które zostały reprezentacji do rozegrania przed wyjazdem do Paryża.
Największy atut sportowy reprezentacji Polski? „Łomot” ofensywny?
„Łomot” faktycznie mamy bardzo mocny (śmiech).
Całe szczęście, mamy też do tego technikę. Patrząc na skład: Wilfredo Leon, Tomasz Fornal, Bartosz Kurek plus dwójka ofensywnych środkowych, to faktycznie „łomot” możemy być spokojni. On jest jeden z największych na świecie.
Obawiam się jednak, że jesteśmy zbyt mocno zależni od naszej zagrywki. Problemy najczęściej zaczynają się, kiedy nie ma odpowiedniego, celnego uderzenia z pola serwisowego. Jasne, nie da się zagrywać cały mecz bardzo dobrze, ale trzeba mieć na uwadze, żeby uniknąć takich ryzykownych przestojów, kiedy zagrywki zabraknie.
Pamiętajmy przy tym, że w powołanym zespole jest wielu graczy, którzy mogą odwrócić losy spotkania. Pod względem fizycznym i technicznym. To duży atut naszej reprezentacji. Dlatego niezależnie od decyzji selekcjonera, czy ktoś to widział tak czy inaczej, trzeba za zespół mocno trzymać kciuki podczas igrzysk. Bo naprawdę, mamy mocną drużynę.
Czytaj też:
Nikola Grbić zasłużył sobie na nasze zaufanie. Prawda po powołaniach na igrzyskaCzytaj też:
Siatkarz broni decyzji Nikoli Grbicia. Zadał jedno ważne pytanie