Gregor Deschwanden spędził święta w Polsce. Dwie rzeczy go zaskoczyły

Gregor Deschwanden spędził święta w Polsce. Dwie rzeczy go zaskoczyły

Gregor Deschwanden
Gregor Deschwanden Źródło:PAP/EPA / Anna Szilagyi
Gregor Deschwanden jest jednym z objawień obecnego sezonu Pucharu Świata. Tak się składa, że partnerką Szwajcara jest Polka, a on sam spędzał święta Bożego Narodzenia w naszym kraju. Podzielił się swoimi wrażeniami na ten temat.

Już podczas Letniego Grand Prix Gregor Deschwanden spisywał się bardzo dobrze, zajmując w klasyfikacji generalnej drugą pozycję. Było jednak wiadomo, że zimą poprzeczka pójdzie o stopień w górę. Na razie jednak Szwajcar może być zadowolony z początku sezonu. W Klingenthal w jednym z konkursów uplasował się na drugim miejscu. To było jego pierwsze podium w karierze w zawodach rangi Pucharu Świata. Obecnie w klasyfikacji przejściowej zajmuje dziesiątą lokatę z dorobkiem 269 punktów.

Wyjątkowy czas Gregora Deschwandena

Niedawno Gregor Deschwanden drugi raz w swoim życiu spędzał Święta Bożego Narodzenia w Polsce. Potwierdził to w rozmowie z „Przeglądem Sportowym Onet”. Partnerka Szwajcara (Maria – przyp.red.) jest Polką. Deschwanden przyznał, że zaskoczyły go dwie rzeczy. Jedna z nich ma związek z wieloletnią tradycją.

– Zarówno pierwsze, jak i drugie święta były naprawdę wyjątkowe, ale te pierwsze na pewno były inne. Policzyłem wszystkich gości i zastanawiałem się, dlaczego na stole jest o jedno nakrycie więcej. Zapytałem, kto właściwie ma tutaj siedzieć – podkreślił sympatyczny skoczek.

Dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole to tradycja, którą wciąż kultywuje się w wielu polskich domach. Symbolikę można tutaj tłumaczyć na różne sposoby. Część społeczeństwa uważa, że puste miejsce ma czekać na zbłąkanego wędrowca. Inni twierdzą, że dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole symbolizuje zmarłych członków rodziny. Z kolei kolejna tradycja mówi o tym, że talerz ma być przeznaczony dla osób, które nie mają z kim zjeść wspólnej wigilijnej wieczerzy.

Podczas szczególnej kolacji uwagę Deschwandena przykuła też liczba potraw na stole. Pod kątem kulinarnym widzi pewne różnice pomiędzy Polską i Szwajcarią. – Druga sprawa to to, że podczas Wigilii jecie głównie ryby. W Szwajcarii jemy więcej mięsa. Nie wiem, czy wiecie, co to jest fondue chińskie. Masz jakby bulion, który podgrzewasz i maczasz w nim patyczki z różnymi rodzajami mięsa. To nasza tradycja. U was na święta przygotowuje się naprawdę dużo potraw – dodał.

Z biegiem czasu Deschwanden coraz bardziej opanowuje język polski, choć sam przyznaje, że jest on trudny do nauki. Jednocześnie ma nadzieję, iż stopniowo będzie się poprawiał. Zależy mu na tym, ponieważ partnerka życiowa potrafi się już komunikować z innymi po niemiecku. – Staram się, bo przecież w tym języku mówi choćby mama Marii. Nie jest łatwo, ale czasami próbuję rozmawiać, a kiedy brakuje słów, mamy tłumacza Google. Uważam, że to ważna kwestia – ocenił Deschwanden.

Skoki w Szwajcarii odżyły

W przeszłości o skokach narciarskich w ojczyźnie 32-latka mówiło się sporo. To dlatego, że wielkie sukcesy odnosił Simon Ammann. Po zdobyciu wielu trofeów, w tym czterech złotych medali igrzysk olimpijskich, uzyskał miano jednej z największych legend w historii swojej dyscypliny sportu.

Gdy najlepszy czas Ammanna przeminął, dyskusja o skokach skoków wśród Helwetów nieco ucichła. Ostatnie solidne występy Deschwandena sprawiają, że w Szwajcarii temat odżywa na nowo. Nawet podczas konkursów przedświątecznych w Engelbergu było widać dużo więcej rodzimych kibiców niż w poprzednich latach. To dobra oznaka na przyszłość, tym bardziej że rodacy Deschwandena też potrafią notować solidne wyniki i wciąż mogą się poprawiać.

Czytaj też:
Ogromny pech Piotra Żyły. Mistrz olimpijski komentuje decyzję sędziów
Czytaj też:
Ciąg dalszy afery z Piotrem Żyłą. Dyrektor PŚ odpowiada na zarzuty

Opracował:
Źródło: WPROST.pl / Przegląd Sportowy Onet