Reprezentacja Polski może na igrzyskach olimpijskich pochwalić się na razie jednym srebrnym medalem, który został zdobyty przez polskie wioślarki. Kibice Polaków wciąż czekają jednak na występy innych Biało-Czerwonych, którzy niosą ze sobą dużą nadzieję na sukces. Jedną z takich osób jest Paweł Fajdek, który wraz z innymi reprezentantami Polski brał udział dzisiaj w pozornie niebezpiecznym incydencie na tokijskich drogach.
„Usłyszeliśmy odgłos jakby wybuch”
Z ustaleń „Super Expressu”, który jako pierwszy poinformował o zajściu wynikało, że autobus przewożący polskich sportowców do wioski olimpijskiej brał udział w wypadku, w wyniku którego zapalił się silnik, a pojazd „stanął w ogniu”. Trener Pawła Fajdka, Szymon Ziółkowski w rozmowie ze Sport.pl przyznaje jednak, że nie było to nic, aż tak niebezpiecznego. - Usłyszeliśmy odgłos jakby wybuch, ale nic poważnego się nie stało, żadna sensacja - powiedział Ziółkowski.
Dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich Tomasz Majewski dodał, że nie był to poważny incydent. - Nie było żadnego zagrożenia, to tylko zwykła awaria. Zawodnicy wracali z treningu do wioski olimpijskiej i powrót się przedłużył, zrobił się korek. Silnik się zepsuł, pojawił się kłąb dymu i potem chyba silnik wybuchł. Nic się nikomu nie stało - powiedział polski kulomiot.
Czytaj też:
Tokio 2020. Polscy siatkarze zagrają z gospodarzami igrzysk. Kibiców czeka kolejny poranny mecz