Mecz Wisły Kraków z Górnikiem Łęczna nie był „spotkaniem na szczycie” – wręcz przeciwnie, obie drużyny bronić się będą do końca sezonu przed spadkiem. Trzy punkty z tego pojedynku mogły być więc kluczowe w kontekście ewentualnego spadku na koniec sezonu.
Odmieniona Wisła Kraków szukała trafienia
Wisła Kraków z wielkim entuzjazmem rozpoczęła spotkanie z Górnikiem Łęczna. Momo Cisse stanął przed wspaniałą szansą na strzelenie dającego prowadzenie gola, ale po dryblingu na lewym skrzydle oddał strzał prosto w bramkarza. Chwilę później piłkę przejął Stefan Savić, który po oszukaniu trzech obrońców przestrzelił obok bramki. Wisła w paru minutach tego spotkania zrobiła więcej, niż w poprzednich dwóch spotkaniach razem wziętych.
Wydawało się, że bramka dla Białej Gwiazdy jest kwestią czasu. W miarę upływu gry Górnik Łęczna jednak poukładał swoją defensywę i „dowiózł” remisowy wynik do przerwy. Warto jednak zaznaczyć, że to gospodarze mieli znaczącą przewagę w wykreowanych sytuacjach (9-2). Kibice spokojnie mogli oczekiwać od drugiej połowy jeszcze większych emocji.
Wisła Kraków nie zwalniała tempa
Piłkarze Jerzego Brzęczka wyszli po przerwie jeszcze bardziej zmotywowani. Niestety nie byli w stanie dochodzić do wielu klarownych sytuacji podbramkowych. Gra z obu stron zrobiła się o wiele bardziej szarpana, a sama Biała Gwiazda zaczynała popełniać coraz więcej błędów. Łęcznej jednak ciężko było to wykorzystać – do 70. minuty piłkarze Górnika nie zaliczyli żadnego celnego strzału.
Wisła przeważała, atakowała, nieustannie szukając trafienia. Drużynie Jerzego Brzęczka brakowało jednak skuteczności. Górnik Łęczna zadania Białej Gwieździe oczywiście nie ułatwiał. Bardzo dobrze w obronie prezentował się między innymi Gerson. Spotkanie zakończyło się ostatecznie wynikiem 0:0, przez co żadna drużyna nie przybliżyła się do utrzymania w PKO BP Ekstraklasie.
Czytaj też:
Polski klub zagra w nowej Superlidze. Barcelona nigdy nie będzie miała takiej możliwości