Jeszcze w trakcie kariery sportowej Phillip Mulryne wraz z kolegą Jeffem Whitleyem przebywali na zgrupowaniu reprezentacji Irlandii Północnej, kiedy zostali z niego wyrzuceni przez selekcjonera Lawriego Sancheza za nadmierne spożywanie alkoholu. Następnego dnia szkoleniowiec udał się na konferencję prasową, gdzie otwarcie mówił o braku profesjonalizmu w jego kadrze i bezimiennie nawołał ich do zmiany swojego podejścia. Mało kto wówczas spodziewał się, że historia pełnego młodzieńczej werwy Mulryne'a potoczy się w ten sposób.
Kariera piłkarska Phillipa Mulryne'a
Pierwsze kroki w piłce nożnej Phillip Mulryne stawiał w akademii Manchesteru United. Tam wspinał się szczebel po szczeblu, ale w drużynie seniorskiej nie zrobił wielkiej kariery. Trenerem Czerwonych Diabłów był wówczas legendarny Sir Alex Ferguson, który nie widział w nim talentu na miarę gry na najwyższym poziomie. Irlandczyk występował na pozycji pomocnika, a wówczas Szkocki szkoleniowiec mógł poszczycić się nadmiarem talentów w składzie. Barw Red Devils bronili wtedy tacy zawodnicy, jak np. David Beckham, Ryan Giggs, Paul Scholes czy Nick Butt.
Mulryne wystąpił tylko w jednym meczu dorosłej drużyny, po czym przeniósł się do Norwich i tam jego kariera rozkwitła, choć w dalszym ciągu nie uchodził za wielki talent. Przebił się do wyjściowej jedenastki i łącznie zagrał dla tego klubu 161 meczów rozłożonych na pięć sezonów, w których zdobył 18 bramek. Bardzo często trapiły go kontuzje, w związku z czym, kiedy jego kontrakt z Kanarkami wygasł, często przebywał w gabinetach lekarskich, by leczyć problemy zdrowotne. W dalszej części przygody z piłką nożną grał dla Cardiff City, Leyton Orient i King's Lynn, jednak przez trzy lata wystąpił tylko w sześciu spotkaniach.
Skończył karierę sportową i całkowicie odmienił swoje życie
Po zakończeniu kariery sportowej Phillip Mulryne przeszedł całkowitą metamorfozę. Z jego głowy zniknęły chęci wychodzenia na imprezy, przestał być rozrzutny i odstawił alkohol i nie spotykał się już z kobietami. Skupił się na działalności charytatywnej, w szczególności zajmując się bezdomnymi. Organizował rozmaite zbiórki finansowe, by im pomagać, często ich odwiedzał i zapewniał im podstawowe rzeczy potrzebne do życia, przekazując również im własne pieniądze. Znalazł zatrudnienie w przytułku.
– Kupowałem trzy lub cztery samochody rocznie, ponieważ nudziłem się i zawsze chciałem więcej. Tak samo było z ubraniami i domami. Więcej, więcej, więcej… Nie wystarczało. Spędzałem czas w klubach nocnych, spotykałem się z kobietami, chciałem się uszczęśliwić w ten sposób (...) Praca w ośrodku dla bezdomnych zmieniła moje życie. Ci ludzie pokazali mi mój egoizm, który kierował mną, gdy byłem piłkarzem. Żeby być prawdziwie ludzkim, musimy oddać siebie innym ludziom. Wtedy to zrozumiałem – mówił w jednym z wywiadów.
Po latach znalazł powołanie i został księdzem
Choć nie prowadził już takiego życia, jak przed laty, nie przestał utrzymywać kontaktów z kolegami, których poznał w trakcie kariery piłkarskiej. Zaczął częściej uczęszczać do kościoła i choć w przeszłości nie wierzył w powołanie i często mu zaprzeczał, to nigdy nie przestawał o tym myśleć. – Zawsze byłem wierzący, przez 13 lat kariery regularnie się modliłem, ale na początku ignorowałem głos, który podpowiadał mi, żebym został księdzem. Nigdy nie chciałem nim być, przez lata moim życiem był futbol: kochałem mecze i treningi – powiedział Phillip Mulryne w wywiadzie dla „Marki”.
Jeden z jego boiskowych kolegów z Norwich Paul McVeigh przyznał, że informacja o chęci Mulryne'a zostania księdzem wprawiła go w zdumienie. – Ku mojemu zdumieniu i reszty piłkarzy, Phil po zakończeniu kariery postanowił zostać księdzem. Gdy się o tym dowiedziałem, byłem w szoku. Wiedziałem, że zmienił swoje życie i pomagał potrzebującym, ale że poczuł powołanie? Byłem zdziwiony – powiedział w rozmowie z katolickim pismem „Catolic Herald”.
Mimo pierwotnych wątpliwości Irlandczyk uznał, że głos w jego głowie, namawiający go do powołania i zostania księdzem stał się zbyt silny i niemożliwy do zignorowania. Poczuł, że tak powinno wyglądać jego życie, dlatego przeprowadził się do Rzymu, gdzie ukończył studia teologiczne, po czym złożył zakonne śluby wieczyste w dublińskim klasztorze Najświętszego Zbawiciela. Kilka tygodni po tym wydarzeniu został wyświęcony na diakona, a w lipcu 2017 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Nie widział wielu różnic w życiu kapłana i piłkarza
Phillip Mulryne bardzo często udzielał wywiadów, w których opowiadał o swojej zaskakującej przemianie, jednak nie przestawał szokować. W rozmowie z „Primera Plana” powiedział, że jego zdaniem życie piłkarza i księdza są do siebie bardzo podobne, podając przykłady.
– Weźmy pod uwagę cel: w piłce nożnej chodzi o poszukiwanie kolejnych trofeów, a dla kapłana najważniejsze jest poszukiwanie Boga. W zakonie też żyję w społeczności z mężczyznami i wspólnie dążymy do tego celu. Nie będę zaprzeczał. Moje życie jako piłkarza sprawiło mi przyjemność, jednak wiem, że było to ulotne i niedojrzałe. Wiara daje mi większą satysfakcję i jest zdecydowanie bardziej emocjonalnym uczuciem – stwierdził.
Nie odciął się całkowicie od piłki nożnej
To, że Irlandczyk został księdzem, nie oznacza, że całkowicie zażegnał piłkę nożną ze swojego życia. Przeciwnie, stara się wykorzystać umiejętność gry, by przekazywać swoją wiedzę dzieciom i rozpoczął treningi w przyklasztornym klubie. Co więcej, zdarza się, że sam wychodzi na boisko w trakcie meczów charytatywnych. Miał okazję wrócić na Carrow Road, czyli stadion Norwich, gdzie zagrał w meczu z legendami Interu Mediolan.
– Cała rodzina, znajomi i przyjaciele przyszli najpierw na moją mszę, a później razem pojechaliśmy na stadion. Wspaniale było znów poczuć atmosferę szatni, przypomnieć sobie tę magię. Czułem się, jakbym nigdy z niej nie wyszedł – powiedział Phillip Mulryne w wywiadzie dla „BBC”.
Przyjaciółka Phillipa Mulryne'a doceniła jego przemianę
Codziennością byłego piłkarza jest teraz odprawianie mszy i modlitwa. W trakcie jednej z nich udzielił kazania, podczas którego opowiadał o swoim życiu, kiedy był piłkarzem Manchesteru United oraz Norwich City. Stwierdził, że w dalszym ciągu futbol jest bardzo ważną częścią jego życia, a w przeszłości bardzo rzadko bywał na mszach, jednak czuł, że w jego życiu coś dzieje się nie w porządku. Wciąż jednak utrzymuje formę fizyczną i dba o zdrowie, co bardzo doceniła jego przyjaciółka Clare Richards.
– Długo modliła się o niego siostra, aż w końcu sam doszedł do wniosku, że jego styl życia jest zbyt płytki. Zakochał się w Jezusie, a on diametralnie zmienił jego życie. Po tym kazaniu wierni bili brawo, czego nie doświadczyłam w kościele nigdy wcześniej (...) Sporo biega i gra w piłkę z dziećmi, ale powiedział mi, że martwi się, jak wypadnie w meczu z legendami Interu, bo dawno nie grał w prawdziwym meczu. On naprawdę się tym przejmował! Wyszło świetnie – powiedziała w rozmowie z „Catolic Herald”.
Czytaj też:
Reprezentacja Polski bez Roberta Lewandowskiego? Michał Probierz ucina spekulacjeCzytaj też:
Matty Cash zaskoczył po meczu. Tak zareagował na obecność Michała Probierza