Operacja zajęła około 10 minut i prawie tyle (dokładnie 10.39) załoga straciła do Gordona. Amerykanin wygrał etap po raz pierwszy od dwóch lat, a piąty w swojej dakarowej przygodzie. - Etap rozpoczęliśmy z problemami ze zbyt wysoką temperaturą. Na długich prostych, gdzie nie nadwyrężaliśmy auta, nie powinno tak być. Mieliśmy 117 stopni i musiałem zdecydowanie zwolnić. Jechaliśmy początek bardzo szybko, jednakże czujnie, aby nie przegrzać jednostki. Kiedy skończyliśmy pierwszą część odcinka, dolaliśmy półtora litra wody i dalej spokojnie pojechaliśmy - powiedział Hołowczyc na mecie.
- Na dwadzieścia kilometrów przed metą strzeliliśmy jednak dacha. Szukaliśmy właściwej drogi. W momencie, gdy ją znaleźliśmy zacząłem gwałtownie skręcać. Tam był jednak bardzo duży trawers, z którego zaczęliśmy zjeżdżać; bałem się wyprostować auto, bo gdybym postawił je pionowo pojechalibyśmy jeszcze jedno piętro niżej. Zaczęli pomagać nam kibice oraz jeden z motocyklistów i udało nam się postawić samochód na koła - zrelacjonował olsztynianin.
Z imprezy wycofał się Katarczyk Nasser Al-Attiyah. Ubiegłoroczny zwycięzca z powodu problemów technicznych Hummera (niesprawny był pasek alternatora) zrezygnował z jazdy przed trzecim punktem kontroli czasu.
Wyniki w kategorii motocykli zostały skorygowane. Zawodników, którzy wymienili w swoich pojazdach silnik, obciążono dodatkowymi 15 minutami. Kary dotknęły najszybszych na wtorkowym etapie: Francuza Cyrila Despres'a oraz Hiszpanów Marca Comę i Joana Barreda Borta. Zawodnicy po starcie pojechali na północ w kierunku Iquique pasem pomiędzy Andami a Pacyfikiem. Na pierwszym fragmencie odcinka specjalnego jechali po kamienistym terenie, biegnącym kanionami. W drugiej części etapu trafili na potężne wydmy. Różnica wysokości pomiędzy najwyżej a najniżej położonym punktem trasy wynosiła ponad 2000 metrów.
zew, ps, PAP