Włoski szkoleniowiec nie martwi się, że forma przyszła za wcześnie i może jej zabraknąć w Londynie. - Dziś dla mnie jest wielki dzień, bo mój ulubiony zawodnik w najukochańszej dyscyplinie - tenisie - Roger Federer wygrał po raz siódmy Wimbledon. I on też gra w igrzyskach od pierwszego tygodnia. Jak myślicie? Nie jest teraz szczęśliwy? Na pewno jest. Tak jak my i nie boi się, co będzie dalej - podkreślał.
Anastasi przyznał jednocześnie, że w Londynie walka będzie jeszcze trudniejsza. - I oczywiście możemy ją przegrać. To się zawsze może zdarzyć. Jestem tylko trenerem, a nie cudotwórcą, ale wiem jedno - od roku nasza gra systematycznie się poprawia i wierzę, że możemy prezentować się jeszcze lepiej - zapowiedział.
Szkoleniowiec zwrócił uwagę, że turniej finałowy Ligi Światowej uzmysłowił mu, że jego zespół jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie i radzić sobie ze stresem. - Przed Final Six trochę się bałem. Zanim przyjechaliśmy do Sofii, mieliśmy 18 dni przerwy w rozgrywaniu meczów. W niedzielę rano zastanawiałem się, co będzie się dziać w finale. To bardzo dobra lekcja przed igrzyskami. Teraz wiem, co robić dalej i na co stać moich graczy - przyznał. - Wiem, że w tej chwili jest bardzo dobrze. Musimy kontynuować pracę, jaką rozpoczęliśmy. Nie możemy popaść w euforię - dodał.
Anastasi przyznał, że czuł pewne obawy przed finałem Ligi Światowej. - Bałem się nie tylko naszej porażki, ale i tego, że jak wygrają Amerykanie, to ich pewność siebie bardzo wzrośnie i uwierzą również w olimpijskie złoto. A wówczas byliby bardzo niebezpieczni w Londynie - ocenił.PAP, arb