Konieczna: wracam bez medalu, ale kariery nie kończę

Konieczna: wracam bez medalu, ale kariery nie kończę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aneta Konieczna (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
Bez medalu olimpijskiego wróci do Polski kajakarka Aneta Konieczna, która podczas ostatnich trzech igrzysk stawała na podium. 34-letnia zawodniczka Warty Poznań zapowiada, że nie zamierza jednak skończyć swojej bogatej kariery.

PAP: Zakończyła pani starty na igrzyskach olimpijskich w Londynie, piątych już w swojej karierze. Pierwszy raz od Atlanty nie udało się stanąć na podium. Czy to oznacza, że rozczarowana wróci pani do kraju?

Aneta Konieczna: Mam mieszane uczucia. Chciałam wrócić z medalem, niestety nie udało się. Nie ma co rozdzierać szat. Ten rok był dla mnie bardzo wyjątkowy, tym bardziej, że we wrześniu obchodzę 25 lat treningów. To jest szmat czasu. Ten występ to kolejna lekcja pokory, doświadczenia i liczę, że przyniesie pozytywny efekt na przyszłość.

10. miejsce na jedynce i czwarte w czwórce to wyniki poniżej oczekiwań?

W jedynce liczyłam chociaż na powtórzenie wyniku z igrzysk z Atlanty, z 1996 roku (Konieczna była tam 9.), niestety nie udało się, zabrakło trochę szczęścia, może trochę opływania na jedynce. Ja w tej konkurencji startowałam ostatni raz osiem lat temu. Co do występu czwórki - byłyśmy czwarte na świecie, a to przecież nie jest zły wynik. Znam wielu zawodników, którzy oddali by życie by być na czwartym miejscu na igrzyskach, czy nawet na dziesiątym miejscu.

Nie ma pani żalu do trenera, że nie wystartowała w dwójce, osadzie, w której trzykrotnie zdobywała medal olimpijski.

Trener musiał podjąć trudną decyzję, kto ma jak startować. Dla mnie na 99 procent była przeznaczona czwórka, ale też ktoś musiał wystąpić na jedynce. Jeżeli miałaby wystartować któraś z zawodniczek obecnych w Londynie, ucierpiałaby ich dyspozycja w kolejnej osadzie. Przygotowywać się do trzech konkurencji, to nie to samo co do dwóch, czy jednej. Trener podjął taką decyzje i bierze też za to odpowiedzialność.

Po finale czwórki był smutek i łzy. Ale po ostatnim starcie pojawił się uśmiech na twarzy. Dobry nastrój chyba szybko wrócił?

Ja zawsze reaguje bardzo emocjonalnie. Pierwsze godziny po porażce to dla mnie ciężkie chwile. Ja muszę się wypłakać, posiedzieć sama, przemyśleć pewne rzeczy. Przegryźć, przetrawić i pozbierać się do kupy. Dokładnie taka sam sytuacja była na igrzyskach w Sydney, Atenach i Pekinie. To jest właśnie zaleta każdego zawodnika, który po porażce potrafi stanąć i iść do kolejnej walki pełni sił. Z sukcesu łatwo jest się cieszyć. Trzeba umieć pogodzić się z porażką, która kształtuje nas na przełomie całych lat treningu. Nie sukcesy pchają nas do przodu, tylko to, czy potrafimy wstać po porażce, podjąć rękawice i walczyć dalej.

Krótko przed igrzyska olimpijskimi oznajmiła pani, że jest chora na raka. Nie obawiała się pani o swoje zdrowie, podejmując decyzje o wystartowaniu w Londynie?

Jeżeli czuję, że jestem w stanie coś osiągnąć, to się nie poddaję. Ja jestem typem zawodnika - bojownika. To, że upadłam na kolano czy, że życie sprowadziło mnie do parteru, wcale mnie nie usprawiedliwiałoby przed rezygnacją ze startu za pięć dwunasta. Tym bardziej, że byłam dobrze przygotowana, wykonałam kawał pracy, odkąd wróciłam po ciąży z drugim dzieckiem. Nie chciałam zaprzepaścić swojej pracy, a także trenerów i koleżanek, z którymi przez ten czas współpracowałam.

Po konsultacji z lekarzami otrzymałam odpowiedzieć: "Pani Aneto, proszę się teraz skoncentrować na starcie na igrzyskach". Nie pozostało mi nic innego, jak wrócić jak najszybciej do treningu.

Co dał pani występ na tych igrzyskach?

Dałam przykład tego, że jeżeli czegoś bardzo się chce, mocno nad tym się pracuje i ma się wspaniałych ludzi wokół siebie, to naprawdę wszystko jest możliwe. Spodobało mi się jedno zdanie pływaka, który powiedział, że miałem raka, ale rak nie miał mnie. To pokazało mi, jak kruche bywa ludzkie życie. Musiałam wstać i walczyć dalej. To, że człowiek jedzie rowerem i się wywali, nie musi oznaczać, że już więcej na ten rower nie wsiądzie. Z kajakami jest podobnie, jak tych wywrotek zaliczyłam wiele w swojej karierze. Gdybym po pierwszej się poddała, nie stałabym tutaj, nie byłabym trzykrotną medalistką olimpijską. Obiecywałam medal, nie udało się. Nie wykluczam, że jeszcze stanę walki o to. by pojechać do Rio i tam powalczyć o medal.

Zostaje pani do końca igrzysk?

Igrzyska to są wspaniałe zawody dla każdego sportowca. Nie podarowałabym sobie, żeby nie wejść na Stadion Olimpijski i nie zobaczyć tego od środka. Ja wiem, jakie uczucia towarzyszą zawodnikom na płycie stadionu, to jest niesamowite wrażenie. Nie było mnie na ceremonii otwarcia, dlatego tym bardziej chcę koniecznie iść na zakończenia igrzysk.

ja, PAP