Frankowski: presja? Tym razem nas nie sparaliżuje

Frankowski: presja? Tym razem nas nie sparaliżuje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Frankowski (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski) 
- Mamy w kadrze piłkarzy, którzy umieją grać pod presją 60 tysięcy kibiców - ocenił przed inauguracyjnym meczem Euro 2012 z Grecją Tomasz Frankowski, członek sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski.
Podczas poprzednich wielkich imprez, mistrzostw świata 2006 w  Niemczech i Euro 2008 w Austrii, część reprezentantów nie do końca radziła sobie z presją licznie zgromadzonych polskich kibiców. Czy wobec tego biało-czerwoni wytrzymają ciśnienie podczas mistrzostw rozgrywanych w kraju?

- W porównaniu z przeszłością sytuacja o tyle się zmieniła, że polski futbol "wychował" zawodników, na których 60 tysięcy widzów nie robi wrażenia. Przy takim tłumie regularnie gra np. Wojciech Szczęsny z  Arsenalu, a nasza trójka z Borussii Dortmund nawet przy 80 tysiącach. W  polskiej lidze też mamy coraz lepszą sytuację. Na przykład kadrowicze z  Legii często widzą prawie 30 tysięcy ludzi na Łazienkowskiej. Presja nie  powinna paraliżować naszych zawodników - stwierdził Frankowski.

"Nie mogę się skupiać tylko na Lewandowskim"

Były reprezentant Polski - na co dzień piłkarz Jagiellonii Białystok -  w kadrze pełni funkcję trenera napastników. Reprezentanci, m.in. bramkarz Grzegorz Sandomierski, mówią, że mają w  doświadczonym zawodniku duże oparcie. - Od początku były takie założenia. Mam być łącznikiem między trenerem i zawodnikami, bo wciąż jestem czynnym piłkarzem - tłumaczył Frankowski, dodając, że jego obowiązki trenerskie nie ograniczają się wyłącznie do zajęć z trzema napastnikami.

- Nie mogę skupiać się tylko na Robercie Lewandowskim, Arturze Sobiechu i Pawle Brożku. Pracuję z całą ofensywną grupą, czyli również Maciejem Rybusem, Adrianem Mierzejewskim, Kamilem Grosickim czy  Rafałem Wolskim. Jak widać, jest trochę zadań do wykonania, co "spina całością" trener Smuda, obserwując z boku moje zajęcia z ofensywnymi zawodnikami i trenera Jacka Zielińskiego, pracującego z defensywą - mówił były gwiazdor Wisły Kraków.

"Dobrze byłoby zaskoczyć Greków"

Frankowski przyznał, że w tej chwili odprawy taktyczne poświęcone są tylko najbliższemu meczowi z Grecją (w piątek 8 czerwca na Stadionie Narodowym w  Warszawie). - Zdajemy sobie sprawę, że przeciwnicy zagrają zagęszczoną obroną, więc najwłaściwszym rozwiązaniem wydaje się atak pozycyjny. Ale w pewnym momencie oni również spróbują takiego ataku i wtedy będzie dla nas okazja do kontr. Uważam, że Grecy są niedoceniani. Grają nieprzyjemny dla oka futbol, ale skuteczny. Zajęli pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej, są niewygodnym rywalem. Dlatego potrzeba spokoju, cierpliwości i dokładnego rozgrywania piłki. Dobrze byłoby zaskoczyć ich np. strzałem z dystansu - podkreślił "Franek".

Drugim rywalem biało-czerwonych będzie - również w Warszawie - Rosja, uznawana za faworyta grupy A. - Od pół roku wiedzieliśmy, że Rosjanie mają teoretycznie najlepszy zespół. Nie zapominajmy jednak, że gramy u siebie. Kibice nas poniosą, mocno w to wierzę, ale teraz nie koncentrujemy się za bardzo na tym rywalu. Na razie najważniejszy jest korzystny wynik z Grecją, choć Rosjan też mamy "rozpisanych" - zaznaczył Frankowski.

"Cała Polska żyje tym Euro"

Kadrowicze od pięciu dni przygotowują się w Warszawie. Mieszkają w  hotelu Hyatt, a trenują na stadionie Polonii. Wcześniej przez prawie dwa tygodnie przebywali w autriackim Lienz. - Co się zmieniło po przeprowadzce do stolicy? Są mniejsze obciążenia treningowe, więcej czasu spędzamy na boisku, a mniej na siłowni. Natomiast jeśli chodzi o tzw. otoczenie hotelowe, to różnica jest niewielka. Piłkarze wciąż nie mają za dużo atrakcji, do miasta nie  wychodzą. Nawet posiłki są bardzo podobne, bo kucharza mamy tego samego -  Tomka. Jadąc na stadion, zawodnicy widzą jednak, że cała Polska żyje tym Euro i chcą jak najlepszego wyniku - zakończył asystent selekcjonera.

zew, PAP