Mateusz Rudyk nie do końca udanie rozpoczął rywalizację w sprincie. W kwalifikacjach był bowiem jedenasty, co sprawiało, że później w fazie pucharowej miał trudną drabinkę. W środę musiał jechać łącznie aż sześć wyścigów, bo dwukrotnie występował w repasażach. W ostatnim z nich był najlepszy – wyprzedził reprezentanta Izraela Mikhaila Yakovleva oraz Malezyjczyka Azizulhasniego Awanga. To sprawiło, że awansował do ćwierćfinału, gdzie czekał Harrie Lavreysen, właściwie najtrudniejszy z możliwych przeciwników.
Rudyk nie sprawił sensacji
W ćwierćfinałach rywalizacja sprinterów toczy się do dwóch zwycięstw. W pierwszym wyścigu Polak jechał cały czas z tyłu i próbował zaskoczyć przeciwnika z Holandii, ale ta sztuka mu się nie udała. Lavreysen triumfował z wyraźną przewagą. Później trzeba było czekać ponad 40 minut na drugi wyścig pomiędzy tymi zawodnikami.
Rudyk musiał rzucić wszystko na szalę, by przedłużyć marzenia o medalu w sprincie. Tym razem startował jako pierwszy, ale dla przeciwnika nie miało to większego znaczenia. W odpowiednim momencie Lavreysen się rozpędził i po zewnętrznej na ostatnim okrążeniu wyprzedził reprezentanta naszego kraju. To oznacza, że zakończyły się marzenia o medalu w indywidualnym sprincie dla Rudyka. Pozostała mu walka o piąte miejsce, a później zmagania w keirinie.
Lavreysen faworytem do złota
Lavreysen natomiast perfekcyjnie potrafi wykorzystywać momenty słabości u rywali. Potwierdził, że jest wyśmienitym sprinterem. Obecnie być może jest w życiowej formie. Już w eliminacjach pobił rekord świata na 200 m wynikiem 9,088 s.
Czytaj też:
Niecodzienna scena na igrzyskach. Oświadczyny, jakich nie widzieliścieCzytaj też:
Te rozmowy przeszły do historii polskiego sportu. Fornal trafił do wyjątkowego grona