Igrzyska zbliżają się wielkimi krokami. Za tydzień rusza najważniejsza zimowa impreza czterolecia

Igrzyska zbliżają się wielkimi krokami. Za tydzień rusza najważniejsza zimowa impreza czterolecia

Skocznia olimpijska w Zhangijakou
Skocznia olimpijska w Zhangijakou Źródło:Newspix.pl / Tomasz Markowski
Do startu Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie pozostał tylko tydzień. Podobnie jak letnie zmagania w Tokio, również w Chinach czeka nas rywalizacja w cieniu obostrzeń sanitarnych i ryzyka, że walka o medale może zostać wypaczona przez wykluczenie zawodników z powodu zakażenia koronawirusem. Nie zmienia to faktu, że czekają nas wielkie emocje, które regularnie będą podsycały starty Polaków.

Już w piątek 4 lutego oficjalnie zainaugurowane zostaną Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Oficjalnie, bo dwa dni wcześniej rozpoczną się kwalifikacje w curlingu, a w czwartek do rywalizacji włączą się hokeiści. W sumie sportowcy powalczą o medale w piętnastu dyscyplinach, które zostaną rozegrane w trzech miastach.

Trzy areny

Pekin będzie gospodarzem zawodów wszystkich dyscyplin rozgrywanych na lodzie – curlingu, hokeja oraz łyżwiarstwa szybkiego i figurowego, a także konkursów big air w snowboardzie i narciarstwie dowolnym. W stolicy Chin odbędą się również ceremonie otwarcia i zamknięcia najważniejszej sportowej imprezy czterolecia.

Część rywalizacji odbędzie się 75 kilometrów na północny zachód od centrum Pekinu, czyli w Yanqing. To tam zmierzą się saneczkarze, bobsleiści i narciarze alpejscy, a kibice będą mogli śledzić również zmagania w skeletonie. Nieco dalej, bo 180 kilometrów na północny zachód od Pekinu, w popularnym ośrodki narciarskim Zhangjakou, odbędzie się walka o medale m.in. w biathlonie, kombinacji norweskiej, biegach narciarskich czy skokach narciarskich.

Igrzyska w cieniu pandemii

Podobnie jak to miało miejsce podczas letnich igrzysk w Tokio, również w Pekinie sportowcy będą rywalizowali o medale w ścisłym reżimie sanitarnym. Zawodnicy będą przebywali w tzw. bańce i muszą liczyć się z regularnymi testami na obecność koronawirusa. Zwiedzanie miasta czy pojawianie się na zawodach innych konkurencji nie wchodzi więc w grę, chociaż sportowcy i tak nie będą mieli na co narzekać.

W przeciwieństwie do ich koleżanek i kolegów rywalizujących latem, tym razem będą mogli liczyć na wsparcie kibiców. Wprawdzie tylko tych mieszkających na co dzień w Chinach, ale i tak jest to lepsza perspektywa, niż walka o medale przy pustych trybunach.

Sportowcy muszą mieć się jednak na baczności. Wprawdzie organizatorzy na krótko przed startem igrzysk nieco złagodzili obostrzenia obowiązujące uczestników igrzysk, skracając kwarantannę obowiązującą do niedawna przez 14 dni, ale i tak sportowcy mający kontakt z osobą zakażoną będą musieli poddać się siedmiodniowej izolacji. W wielu przypadkach będzie to oznaczało koniec marzeń o starcie w zawodach i pożegnanie się z nadzieją na wywalczenie medalu.

Czytaj też:
Złe wieści z Chin. Pięciu polskich olimpijczyków z pozytywnymi wynikami testów na COVID

Kibice, nastawcie budziki

Ze względu na różnicę stref czasowych, kibice śledzący rywalizację w Chinach muszą nastawić się na nocne wstawanie. Niektóre zawody będą rozpoczynały się już około godz. 1 czasu polskiego, a konkursy wieńczące dany dzień zmagań będą startowały po godz. 14. Dla fanów Kamila Stocha i spółki mamy jednak dobrą wiadomość – początek konkursów na skoczni normalnej i dużej zaplanowano na godz. 12.

Powtórki z Soczi raczej nie będzie

Polscy kibice przed startem zimowej rywalizacji w Pekinie zapewne odczuwają mniejsze podekscytowanie niż przed ostatnimi letnimi igrzyskami w Tokio. Nasi reprezentanci startujący w Japonii byli bowiem pewniakami do medali w kilku dyscyplinach i tych nadziei nie zawiedli. Biało-Czerwoni wrócili z Kraju Kwitnącej Wiśni z 14 medalami, w tym z czterema złotymi. Takie osiągnięcie podczas zimowych igrzysk jest poza naszym zasięgiem i wywalczenie choćby jednego krążka byłoby uznane za spory sukces.

Na niekorzyść Polaków przemawiają liczby. Biało-Czerwoni do tej pory wywalczyli 22 medale zimowych igrzysk, w tym siedem złotych. Rekordowy pod tym względem był rok 2014, kiedy to w Soczi Kamil Stoch zdobył dwa złota, a po krążku z najcenniejszego kruszcu dorzucili Joanna Kowalczyk i Zbigniew Bródka. Łyżwiarze szybcy dostarczyli nam zresztą wówczas wiele emocji, ponieważ po srebro sięgnęły także panie startujące w biegu drużynowym oraz panowie rywalizujący w tej samej kategorii.

Na powtórkę z Soczi raczej się nie zapowiada, tym bardziej że starty Polaków w tym sezonie nie napawały optymizmem. Podopieczni Michala Doleżala w ostatnich tygodniach byli jedynie tłem dla najlepszych zawodników na świecie i nawet wywalczenie medalu w konkursie drużynowym może być poza ich zasięgiem. Nieco więcej nadziei wiążemy ze startem Natalii Maliszewskiej w short tracku czy Maryny Gąsienicy-Daniel w alpejskim slalomie gigancie. W pozostałych dyscyplinach o miejsca na podium będzie trudno, a fanom pozostaje po cichu liczyć na niespodzianki podobne do tej, jaką Dawid Tomala sprawił w Tokio.

Czytaj też:
Adam Małysz nie poleci na zimowe igrzyska olimpijskie. Tajemnicze i martwiące słowa legendy