Złota Piłka to zdecydowanie najbardziej prestiżowa nagroda indywidualna, jaka istnieje w świecie futbolu. Czasem zdarzało się jednak tak, że otrzymywał ją ktoś, kto wcale nie był najlepszy w danym roku kalendarzowym. W samym XXI wieku znaleźliśmy kilka takich przypadków.
1. Wesley Sneijder
To był absolutny szczyt formy holenderskiego rozgrywającego. Genialnego, dodajmy, ponieważ bez niego Inter Mediolan nie zaliczyłby najlepszego sezonu w swojej historii. Pod wodzą Jose Mourinho Nerazzurri zdobyli tak zwaną potrójną koronę, wygrywając mistrzostwo Włoch, krajowy puchar oraz triumfując w Lidze Mistrzów. Na wszystkich tych frontach mózgiem drużyny był właśnie Sneijder. Mało brakowało też, a w 2010 roku zdobyłby również mistrzostwo świata z Holandią, jednak wtedy minimalnie lepsza (0:1 po dogrywce) okazała się Hiszpania.
Co mogło sprawić, że ostatecznie Złotą Piłkę dostał Lionel Messi, a nie ówczesny gracz Interu? Być może liczby. Sneijder był bowiem „jedynie” rozgrywającym, który nie notował tak genialnych liczb jak Argentyńczyk występujący w roli fałszywej dziewiątki. Holender w całym roku kalendarzowym nie przekroczył progu dziesięciu goli i takiej samej liczby asyst w Serie A, przez co głosujący go nie docenili. Ba, Sneijder nie znalazł się nawet na podium.
2. Virgil van Dijk
Żywy przykład na to, że dokonania zawodników defensywnych są marginalizowane w porównaniu z osiągnięciami graczy ofensywnych. Z czego może to wynikać? Przeciętnego kibica nie interesuje aż tak bardzo skuteczność odbiorów i wygranych pojedynków powietrznych. On woli zachwycać się statystykami widocznymi jak czarne na białym – golami i asystami. Dlatego w 2019 roku wygrał Messi, a nie van Dijk. Holender był wtedy jednak w absolutnie genialnej formie. Przez wiele miesięcy utrzymywał znakomitą passę, która polegała na tym, że ani razu nie dał się przedryblować żadnemu napastnikowi. Budził w nich absolutny postrach, stanowiąc ścianę nie do przejścia.
Z perspektywy czasu można napisać, że był brakującym ogniwem w zespole The Reds. To w dużej mierze dzięki niemu Liverpool wrócił na europejskie szczyty i utrzymał się na nich. Z Liverpoolem triumfował też w Lidze Mistrzów. W 2019 roku udowodnił, że warto było zapłacić za niego 75 milionów i uczynić najdroższym (przynajmniej na tamten moment) obrońcą w historii.
3. Xavi Hernandez lub Andres Iniesta
Obaj pełnili nieco inne role. Xavi był cofniętym rozgrywającym, Iniesta znacznie bardziej ofensywnym napastnikiem. Obaj stali się symbolami stylu gry, który nazywa się tiki-taką. Gdyby nie oni, FC Barcelona Pepa Guardioli nie byłaby tak genialnym zespołem. Analogicznie reprezentacja Hiszpanii nie wygrałaby Euro 2008 i 2012, ani nie zatriumfowałaby na mundialu w 2010 roku. Co prawda więcej ważnych goli zawsze strzelał Iniesta (jak na przykład właśnie w finale MŚ w RPA), ale to w żaden sposób nie umniejsza Hernandezowi.
Mimo faktu, że obaj przez wiele lat byli mózgami i sercami najlepszych drużyn klubowych i reprezentacyjnych w XXI wieku, Hiszpanie ani razu nie zwyciężyli. Iniesta dwukrotnie był drugi, Xavi zaś trzykrotnie zajmował najniższe miejsce na podium.
4. Thierry Henry
W okresie 2002-2005 Francuz wszedł na tak wysoki poziom, że praktycznie nie było do niego lepszego napastnika na świecie. Nie samą skutecznością imponował ówczesny lider Arsenalu, lecz również elegancją, z jaką zdobywał bramki oraz asystował kolegom. Przy wielu swoich bramkach i kluczowych dograniach prezentował się nie jak zabójczy snajper, tylko niczym dostojny baron. Kosmiczne liczby wykręcił szczególnie w sezonie 2002/2003, kiedy to w 37 kolejkach zdobył 24 bramki i zanotował 25 asyst.
Do tej pory nikt, nawet Mohamed Salah czy Luis Suarez, nie pobił tego osiągnięcia. Wydaje się, że właśnie w 2003 roku Francuz powinien otrzymać Złotą Piłkę zamiast Pavela Nedveda, który indywidualnie, jako skrzydłowy, nawet nie zbliżył się do statystyk Henry’ego. Z perspektywy czasu to jedno z najbardziej niesprawiedliwych rozstrzygnięć tego plebiscytu.
5. Robert Lewandowski
O wielu zawodnikach można mówić, że mieli pecha, kiedy byli blisko wygrania Złotej Piłki, lecz ostatecznie triumfował ktoś inny. Brak szczęścia u Roberta Lewandowskiego w tej kwestii był jednak na zupełnie innym, wyższym poziomie. W 2020 roku Polak powinien otrzymać tę prestiżową nagrodę i wszystko wskazywało na to, że tak się stanie. Do czasu, ponieważ ostatecznie galę za ubiegły rok odwołano.
W efekcie można powiedzieć, że kapitan naszej reprezentacji przegrał walkę o Złotą Piłkę z koronawirusem, bo przecież właśnie nim tłumaczyli się organizatorzy konkursu. A przynajmniej taki był oficjalny powód podany przez „France Football”. W 2020 roku Lewandowski wygrał jednak potrójną koronę z Bayernem Monachium i był zdecydowanie najlepszym piłkarzem drużyny Hansa-Dietera Flicka.
Czytaj też:
Do trzech razy sztuka? Rodacy Lewandowskiego też byli blisko wygrania Złotej Piłki