Martin Pospisil dla „Wprost”: Czesi nie wiedzą, czego spodziewać się po Polakach. Ten mecz będzie decydujący

Martin Pospisil dla „Wprost”: Czesi nie wiedzą, czego spodziewać się po Polakach. Ten mecz będzie decydujący

Martin Pospisil
Martin PospisilŹródło:Newspix.pl / Łukasz Sobala/PressFocus
– Nie powiedziałbym, że Fernando Santos wzbudza respekt w Czechach, ale bardzo dużo się o nim mówi. To duże nazwisko, wszyscy go znają i wiedzą, o kogo chodzi. Więcej rozmawia się o tym, że nie wiadomo, czego się po Polsce spodziewać. Wcześniej za trenera Czesława Michniewicza to było oczywiste, bo grali defensywnie, ale teraz nikt nie wie, czego oczekiwać – mówi dla „Wprost” były piłkarz Jagiellonii Białystok, a obecnie Sigmy Ołomuniec Martin Pospisil.

Karol Osiński „Wprost”: Na początku marca 2023 roku podpisał pan kontrakt z Sigmą Ołomuniec. W niedawnym meczu z Mladą Bolesław zaliczył pan ładną asystę. Jak czuje się pan po powrocie do ojczyzny?

Martin Pospisil: Nie będę ukrywał, że czuję się świetnie. Po powrocie w dwóch pierwszych meczach wyszedłem w pierwszym składzie i oba wygraliśmy przed własną publicznością. To był dla mnie początek z marzeń. Tak sobie to wyobrażałem.

Jestem w domu, a ja i moja rodzina rozpoczęliśmy nowe życie, bo to, czego nam brakowało przez dziesięć poprzednich lat nagle się pojawiło. Mamy czas, żeby się ze wszystkimi spotkać, spędzać więcej czasu ze znajomymi i rodziną. To wszystko wydaje się łatwiejsze, ale zawodowo wciąż najważniejsza jest piłka nożna i czuję się znakomicie na boisku, tak jakbym od nowa zaczął grać w piłkę. Potrzebowałem tej zmiany i nowego impulsu. Jestem bardzo szczęśliwy, szczególnie że po moim powrocie gramy dobrze i zdobywamy punkty.

W Sigmie stawiał pan pierwsze kroki w zawodowej piłce. Później reprezentował barwy m.in Viktorii Pilzno czy FK Jablonec. Jakie zmiany zaszły w klubie na przestrzeni lat podczas pańskiej nieobecności?

Zaskoczyło mnie to, że zmian nie było dużo. Spotkałem wielu ludzi, z którymi pracowałem przed laty. Zdecydowanie poprawiły się warunki treningowe, reszta jest podobnie dobra. Nie było mnie dziesięć lat, a kiedy wróciłem, to wydawało mi się, jakbym wyjechał na tydzień. Wiele nowego mnie nie spotkało. Pracują tutaj ci sami ludzie, którzy odpowiadają za przygotowanie murawy do spotkań, panie sprzątaczki i osoby odpowiedzialne za stadion. Oczywiście sztab szkoleniowy się zmieniał, ale np. teraz moim trenerem jest Vaclav Jilek, z którym pracowałem w młodzieżówce. Tak samo jest tutaj wielu chłopaków, z którymi grałem w jednej drużynie lub przeciwko nim. Od pierwszego dnia czułem się, jak w domu.

Choć zdecydowana część pańskiej kariery prowadziła i prowadzi dalej przez Czechy, to ostatnich prawie sześć lat spędził pan w Jagiellonii Białystok. Czy jest pan w stanie określić, w której lidze, polskiej lub czeskiej prezentowany jest wyższy poziom gry?

Obie ligi są specyficzne. Pamiętam kilka dużych nazwisk, które nie odnajdywały się w Polsce oraz Czechach. Dla mnie skok poziomów, jak przechodziłem z czeskiej do polskiej ligi…

Ekstraklasa jest bardziej agresywna od naszej. W Czechach widać, że kładzie się duży nacisk na taktykę, ale trudno mi ocenić, która z tych lig jest lepsza. Jednak w Czechach mamy Viktorię Pilzno, Spartę i Slavię Praga, które regularnie występują w europejskich pucharach. Myślę, że tego w Polsce brakuje, choć oczywiście Lech Poznań zaszedł daleko w Lidze Konferencji Europy, ale takie coś potrzebne jest każdego roku. To jest ta różnica.

197 meczów, jedenaście bramek, 11 goli i 21 jeden asyst – z takim dorobkiem zakończył pan swoją przygodę z Jagiellonią Białystok. Uważa pan, że mógł osiągnąć więcej, czy to satysfakcjonujący wynik?

Jestem bardzo zadowolony, ponieważ myślę, że jest mało obcokrajowców, którzy by zrobili taki wynik, a mnie się to udało. Sądzę, że dzięki temu docenia się mnie w Polsce i Czechach. Sześć lat w jednym klubie jako obcokrajowiec, akurat w Jagiellonii, to jest to pewien historyczny rezultat.

Nie będę ukrywał, że po odejściu poczułem naprawdę wielki szacunek. Dostałem tysiące wiadomości z podziękowaniami i gratulacjami z wyrazami szacunku. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, a jednocześnie mam prawo myśleć, że zostawiłem po sobie bardzo dobre wrażenie.

Podczas swojego pobytu w Białymstoku prowadziło pana z sześciu szkoleniowców. Potrafi pan wskazać, z którym trenerem najlepiej się panu pracowało i od którego się najwięcej nauczył?

Tak, wskażę tutaj trenera Ireneusza Mamrota. Pod jego skrzydłami zrobiłem największy postęp i gdybym miał wybrać jednego z nich, to stawiam zdecydowanie na niego. Z nim graliśmy także najlepszą piłkę i osiągaliśmy najlepsze wyniki. Wcześniej chłopaki dobrze prezentowali za czasów trenera Michała Probierza, ale wówczas mnie jeszcze w Jagiellonii nie było. Ireneusz Mamrot nauczył mnie zdecydowanie najwięcej.

Przed transferem do Jagiellonii trzykrotnie reprezentował pan barwy swojego kraju. Ostatnim meczem, w którym pan zagrał w kadrze, było spotkanie z Polską, przegrane przez Czechy 1:3.Jak wspomina pan tamto spotkanie?

Szczerze mówiąc dokładnie już go nie pamiętam, choć to był mój ostatni mecz w reprezentacji. Na pewno atmosfera na stadionie we Wrocławiu była znakomita. Stadion był pełny i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Przebiegu meczu nie wspominam, dlatego trudno mi go dokładnie ocenić.

Od tamtego meczu minęło już niespełna osiem lat, a kadrę reprezentacji Czech w tym czasie prowadzili Pavel Vrba, Karel Jarolim i Jaroslav Silhavy, który jest selekcjonerem do dziś. Który z nich pańskim zdaniem najwięcej wniósł do gry reprezentacji Czech?

Trener Pavel Vrba robił dobre wyniki, ale obecny selekcjoner również radzi sobie całkiem nieźle. Podczas Euro 2020 osiągnął bardzo dobry rezultat, a sam miałem okazję współpracować z nim przez trzy lata i bardzo dobrze go znam. Myślę, że na ten moment to jest idealny trener dla reprezentacji Czech, a kadra z nim może osiągnąć naprawdę dobre wyniki. Mecz z Polską będzie decydujący, bo uważam, że o zwycięstwo w tej grupie będą walczyć właśnie Polacy i Czesi.

Warto jednak zauważyć, że Czechom nie udało się awansować na mundial w Katarze, choć, jak pan wspomniał, podczas minionego Euro doszli aż do ćwierćfinału. Patrząc na obecną kadrę reprezentacji Czech, w której znalazło się wielu młodych zawodników, myśli pan, że mogą oni stanowić o sile reprezentacji w następnych latach?

Dużo zawodników naszej reprezentacji jest nowych. Patrick Schick to Czech ktoś taki, jak Robert Lewandowski dla Polski i niestety jest kontuzjowany, więc będzie go bardzo brakowało w tym meczu.

Mamy jednak wielu utalentowanych chłopaków. Na tę chwilę trudno cokolwiek osądzać, bo teraz mogą wyglądać dobrze i za dwa lata wszyscy Czesi włącznie ze mną będą z nich dumni, ale może też stać się inaczej. W kadrze znalazło się wielu piłkarzy z czeskiej ligi. Sądzę, że trener Silhavy uważnie ją obserwuje. Ponad połowa kadry jest z rodzimych rozgrywek, wielu zawodników nawet z tych samych klubów, więc uważam, że selekcjoner zwraca uwagę na fakt, iż są ze sobą bardzo zgrani i się rozumieją. Chce z tego skorzystać.

Uważa Pan, że ta kadra, jest w stanie pokonać obecną reprezentację Polski?

Tak, ponieważ uważam, że ten mecz nie jest takim, który ma proporcje np. 80-20 proc. szans dla którejś ze stron. Nie ma tutaj faworyta, oceniam szanse 50-50 proc. Gdybym miał obstawiać – uważam, że będzie remis, ale nie padnie dużo bramek. O wyniku może przesądzić nawet jeden gol.

Do kadry na nadchodzące spotkania eliminacji do Euro 2024 z Polską i Mołdawią został powołany jeden z pańskich klubowych kolegów 23-letni Mojmir Chytil, który w dotychczasowych dwóch meczach w narodowych barwach zdobył trzy gole. W tym sezonie Sigmy Ołomuniec również radzi sobie znakomicie i jest jednym z waszych filarów. Uważa pan go za czarnego konia kadry i kogoś, kto może wyrosnąć na lidera kadry Czech?

Nie, tak bym nie powiedział. To jest utalentowany chłopak, ale myślę, że to nie jest zawodnik, który mógłby być jedną z gwiazd reprezentacji. Wejście miał świetnie, bo strzelił hattricka, ale musimy patrzeć, przeciwko jakiej drużynie (5:0 z Wyspami Owczymi). Statystycznie dobrze to wygląda i jest na pewno jednym z najlepszych młodych napastników w Czechach, ale myślę, że jeszcze potrzebuje trochę czasu, żeby pokazać, na co go stać. Ma dobry sezon, jednak musi dalej pracować, żeby w następnych sezonach było tak samo. Jak pokaże coś takiego przez kilka lat, to będziemy rozmawiać o tym, czy jest to pierwszy lub drugi napastnik do kadry.

Patrząc z perspektywy kibica reprezentacji Czech, jak pan postrzega rywala? Reprezentację Polski przejął najbardziej utytułowany selekcjoner w historii polskiej piłki, czyli Fernando Santos. Czy fakt ten wzbudza respekt u czeskich kibiców i piłkarzy?

Nie powiedziałbym, że wzbudza respekt, ale dużo się o tym mówi. To duże nazwisko, wszyscy go znają i wiedzą, o kogo chodzi.

Bardziej rozmawia się w ten sposób, że nie wiadomo, czego się po was spodziewać. Wcześniej za trenera Czesława Michniewicza to było jednakowe, bo gra Polaków była defensywna. Wszyscy zdawali sobie sprawę, jak zagrają, ale teraz nikt nie wie, czego oczekiwać. Jednak w drugą stronę jest tak samo, bo to pierwszy mecz dla Polaków pod wodzą Fernando Santosa i kibice z Polski zastanawiają się, co wymyśli na to spotkanie. W Czechach są takie same rozmowy. Dla nas jest bardzo trudno przeczytać kadrę Biało-Czerwonych. Myślę, że jeśli mówimy o respekcie, to właśnie w odniesieniu do tego, jest on odczuwany.

Kadra Polaków przyjedzie do Pragi nieco osłabiona. Czy w związku z tym spodziewa się Pan niespodzianek w składzie reprezentacji Czech?

Nie spodziewam się rotacji trenera Silhavy'ego, bo on ma to do siebie, że lubi stawiać na sprawdzonych piłkarzy, czyli takich, którzy wcześniej zagrali dobre spotkania pod jego skrzydłami. Maksymalnie robi jedną lub dwie zmiany, ale wielkiej niespodzianki bym się nie spodziewał.

Zastanawiam się też, jak wiele mówi się w Czechach o Robercie Lewandowskim? Dotychczas w meczach przeciwko waszej reprezentacji wystąpił czterokrotnie, z czego trzy razy przegrał i raz wygrał, a do tego nie zdobył żadnej bramki. Dziś również nie jest w swojej najwyższej formie.

Mówi się o nim z klasą. Ludzie nie patrzą na to, w jakiej jest formie, ale jaki to jest zawodnik. Wszyscy zdają sobie sprawę, że to piłkarz z najwyższej światowej półki i każdy w Czechach wie, co dla Polski znaczy Robert Lewandowski. On może nie być w formie, ale przyjedzie do Pragi i może strzelić dwa gole. Zarówno zawodnicy, kibice i dziennikarze podchodzą do niego z dużym respektem.

A o Piotrze Zielińskim, który dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i w obecnym sezonie jest filarem SSC Napoli mówi się tak samo?

Nie, głównie o Robercie Lewandowskim.

Na koniec zapytam, czy gdyby Martin Pospisil miał taką możliwość, powołałby siebie do obecnej kadry reprezentacji Czech?

Dałbym mu jeszcze trochę czasu, ale myślę, że na następne zgrupowanie już tak!

Czytaj też:
Taką jedenastką wyjdziemy na mecz Polska – Czechy. Fernando Santos może zaskoczyć
Czytaj też:
Wiemy, jak Robert Lewandowski zareagował na wywiad Łukasza Skorupskiego. Echa afery premiowej w kadrze

Źródło: WPROST.pl